Rosiak nie ograniczył się do archiwalnej kwerendy i rozmowy ze swoim bohaterem, ale wyruszył śladami jego dzieciństwa i nieoczekiwanie odkrytych korzeni. Dzięki temu powstał frapujący tekst z przewagą żywej, stricte reporterskiej relacji. Wspaniale oddane są tu wypowiedzi starszych ludzi z Litwy, ale i z Izraela, u których przetrwał autentyzm pięknej, kresowej gwary.
Weksler-Waszkinel u Rosiaka jest księdzem, Żydem, uczonym, filozofem, teologiem, ale przede wszystkim człowiekiem. Zwykłym śmiertelnikiem, zaskakująco zagubionym w labiryncie swoich duchowych rozterek – wątpiącym, ale i odważnie stawiającym czoło wyzwaniom, dzięki czemu czytelnik odnajduje w nim kogoś całkiem bliskiego sobie.
Jak na podjęte życiowe decyzje bohater reportażu – urodzony w 1943 roku w getcie w Święcianach, 60 km od Wilna – prawdy o swoim pochodzeniu dowiedział się stanowczo za późno. Przybrani rodzice, ludzie prości, uczciwi, głęboko religijni, z wielu powodów obawiali się przedwczesnego wyjawienia tajemnicy swemu – jak go zawsze traktowali – synowi. Starali się nie kusić losu, bowiem, jak to ujął autor książki:
Żywy w Polsce od czasów przedwojennych mit wszechpotęgi żydokomuny nie tylko przetrwał, ale wręcz utrwalił się po wojnie. Nie miało znaczenia, że komunizm w Polsce wprowadzali głównie oddelegowani tu Rosjanie i Polacy. Ludzie zwracali uwagę na Żydów zajmujących wysokie stanowiska w armii, nowej administracji, służbach bezpieczeństwa i tworzyli proste równanie: Żyd = komunista = wróg. Antysemityzm stawał się częścią składową antykomunizmu.
Rozpowszechnione było również przekonanie, że Żydzi, którzy przeżyli wojnę, są bogaci, a ukrywający ich Polacy skorzystali na tym finansowo. W takiej atmosferze szczerość, nawet wśród najbliższych, mogła się okazać dotkliwa w skutkach.
Często zdarzało się też, że sam Waszkinel nabierał wątpliwości w kwestii swego pochodzenia.
– Któregoś dnia jechałem do chorego, wiózł mnie taksówkarz i mówi: "Wie ksiądz, jak tu księdza nazywają? Żydek. Nie wie ksiądz o tym?" Ja mówię: "To fajnie, bo Jezus też był żydek". I martwa cisza zapadła.
Znacznie bardziej jednak irytowały go przypadki ignorancji i głupoty wśród seminarzystów. Kiedyś pewien kleryk zapytał, czemu tak podkreśla, że Chrystus był Żydem. "A kim był?". "Synem Bożym". "A kto był jego matką?". "Królowa Polski!".
Ja mu na to: "To w takim razie Pan Jezus jest księciem Polski". Wszyscy wybuchnęli śmiechem i w tym śmiechu dopiero zauważyli, że Pan Jezus jednak nie był księciem Polski, tylko Żydem, a jego Matka była Żydówką, "młodą Żydówką z Nazaretu", jak określa ją katechizm Kościoła katolickiego.
Po odnalezieniu żydowskich korzeni Romuald Jakub Weksler-Waszkinel wyjechał do Izraela, gdzie pracował w kibucu i uczył się hebrajskiego. Największym problemem w uzyskaniu prawdziwej metryki, jak i izraelskiego obywatelstwa okazało się to, że był katolickim księdzem. Wieki prześladowań Żydów – z inkwizycyjną i kontrreformacyjną nadgorliwością misyjną włącznie – sprawiły, że dla wyznawców judaizmu krzyż stał się symbolem ucisku i przymusu wiary narzucanej siłą.
Również różnice doktrynalne w postrzeganiu samej istoty Boga w Starym i Nowym Testamencie są nadto rozbieżne, żeby ksiądz katolicki mógł być kiedykolwiek uważany za Żyda. Nie ma drogi prawnej, dzięki której – bez zrzucenia sutanny – mógłby potwierdzić swoją żydowską narodowość. Potwierdził to jeden z rozmówców Rosiaka, dr Dariusz Libionka.
Wielokrotnie mu mówiłem: "Jesteś księdzem, nigdy w życiu muchy nie skrzywdziłeś, ale z punktu widzenia Państwa Izrael jesteś gorszy niż najgorszy ubek, który torturował ludzi w Polsce, a potem uciekł do Jerozolimy". Dla Izraela przejście na komunizm w najgorszym stalinowskim wydaniu nie stanowi żadnego problemu, a przejście na katolicyzm […] wyklucza cię z bycia Żydem.
Duchowe rozdwojenie księdza Wekslera-Waszkinela pozwalało mu dostrzec znacznie więcej, niż innym śmiertelnikom. Jego były student, prof. Jan Hudzik, wspominał ich wspólną jazdę autobusem: "Antysemici – mruczy pod nosem – wszędzie antysemici… […] Napisy na »Jude raus!« i inne takie". Siedzący obok Hudzik żadnych napisów nie dostrzegł.
Myślę sobie: "Odjechał kompletnie". Ale wie pan co? Miał rację. Napisy były. Nie zauważyłem ich. My nie zauważamy, on zauważa. Ja nie zauważam, bo mnie nie dotyczą. […] Te napisy to jego prawda. Moja prawda jest taka, że na tych murach żadnych napisów nie było.
– No, ale jak w końcu: były czy ich nie było?
– Były. Jeździłem potem tą trasą i widziałem antysemickie napisy na murach. Ale on nie umiał zamknąć oczu tak jak my.
Dariusz Rosiak (ur. 1962) – dziennikarz radiowy i prasowy. Z wykształcenia jest anglistą. Był wieloletnim pracownikiem francuskiego radia RFI i sekcji polskiej BBC. W latach 90. był korespondentem polskich mediów w Londynie, pisał m.in. w "Życiu Warszawy", "Życiu", "Tygodniku Powszechnym". Przez wiele lat był związany z "Rzeczpospolitą", gdzie publikował w dodatku "Plus Minus". Dziś prasowy wolny strzelec. W radiowej Trójce prowadzi program "Raport o stanie świata", współpracuje z redakcją publicystyki międzynarodowej Polskiego Radia. Wydał "Oblicza Wielkiej Brytanii" (2001) – owoc dziewięcioletniej pracy dziennikarskiej nad Tamizą oraz "Żar. Oddech Afryki" (2010) – zbiór reportaży z podróży do kilkunastu krajów tego kontynentu.
-
Dariusz Rosiak
"Człowiek o twardym karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013
seria: Reportaż
wymiary: 133 x 215 mm
liczba stron: 208
okładka: twarda, foliowana i lakierowana
ISBN: 978-83-7536-499-6
www.czarne.com.pl