| | Andrzej Pieczyński Zabić was to mało Dramat w 3 scenach. Obsada: 4 role kobiece, 2 męskie i 1 epizod. Miejsce akcji: Studio nagraniowe w radiu, gabinet terapeutyczny. Druk: "Dialog" nr 9/2000. |
W zupełnej ciemności słychać, jak do mieszkania niezgrabnie wtacza się mężczyzna. Straszliwie przeklinając próbuje znaleźć coś do jedzenia. Wściekły woła żonę, a kiedy ta nie chce mu dać gulaszu, który przygotowała na następny dzień dla córki, zaczyna ją bić, krzycząc: "zabić was to mało". Słychać głos dziewczynki, która staje w obronie matki i też zostaje uderzona przez wściekłego ojca.
Powoli scena się rozjaśnia - rozpoznajemy, że wszystko dzieje się w studio radiowym, gdzie troje aktorów nagrywa słuchowisko, a realizator dźwięku podkłada odgłosy szamotaniny. Awantura toczy się dalej: matka próbuje tłumaczyć dziecko, które w strachu przez mężczyzną zamknęło się w łazience. Pijak tymczasem wrzeszczy, że jeśli mała zaraz nie wyjdzie, to nie pozwoli jej wejść do ubikacji przez następne dwa dni, pilnując, żeby nie mogła się nigdzie wysiusiać po kryjomu. Z jego pijackich krzyków łatwo wywnioskować, że taka kara zdarza się nie po raz pierwszy, podobnie jak gaszenie papierosów na twarzy, czy po prostu bicie. Matka usiłuje zadzwonić po policję, ale mężczyzna wyrywa jej słuchawkę i zaczyna ją katować. Potem wraca do gróźb pod adresem dziecka. W tym momencie młoda dziewczyna, siedząca w kącie studia nagraniowego, zrywa się nagle i wybiega. Na miejscu, gdzie siedziała, został piesek-maskotka i dziwna mokra plama na podłodze. Nagranie zostaje przerwane. Okazuje się, że dziewczyna jest autorką tekstu, wygrała konkurs dramaturgiczny na słuchowisko. Niemłodzi już aktorzy zastanawiają się, dlaczego teraz pisze się takie okrutne sztuki (może to taka awangarda?), chwalą się nawzajem, że dobrze im wyszły krzyki, dowcipkują. Beznamiętnie wracają do nagrania, w którym pijak wyważa drzwi do łazienki, a dziecko błaga o litość. Wyciemnienie. Z off-u płynie staroświecka kołysanka "Nad łóżeczkiem anioł boży".
Gabinet terapeutyczny, włączone radio, z którego słychać przegląd wiadomości i komunikat, że od paru dni trwają poszukiwania morderców chłopca, który w piątek wyszedł na spacer z psem, a znaleziono go skatowanego na terenie opuszczonego sportowego kompleksu. Dzwoni telefon komórkowy, do gabinetu wpada młoda terapeutka - Marta. Z rozmowy telefonicznej dowiadujemy się, że właśnie kończy pracę, prosi męża o odebranie synka ze szkoły, umawiają się na wieczornego brydża. Tymczasem do pokoju wchodzi kilkunastoletnia dziewczyna - to Ania, pacjentka. Marta jest zdziwiona, przecież to nie jest dzień zajęć z Anią, poza tym już musi wyjść, spieszy się do domu. Dziewczyna jednak upiera się, że chce od lekarki dostać zaświadczenie o tym, że była u niej na terapii w ostatni piątek. Marta oczywiście odmawia napisania fałszywego dokumentu, na co dziewczyna wyjmuje z plecaka dziecięcy piórnik jej syna. Staje się coraz bardziej agresywna, klnąc wyjaśnia zdumionej lekarce, że razem ze swoim chłopakiem porwali jej dziecko, i nie wypuszczą go, jeśli ta nie potwierdzi na piśmie, że Anka była w piątek w gabinecie. Przerażona Marta zgadza się, ale prosi, żeby dziewczyna pozwoliła jej najpierw pójść do toalety, bo z powodu kłopotów z nerkami musi często korzystać z ubikacji. Anka w pierwszej chwili otwiera drzwi, ale potem zamyka je z powrotem na klucz.
Nienaturalnie podniecona Anka zaczyna opowiadać lekarce ze szczegółami, jak ojciec-pijak maltretował rodzinę. Jak bił matkę, a dziecku przez parę dni pod rząd nie pozwalał skorzystać z ubikacji. Kiedy nie wytrzymywała katował i ją, przypalał papierosami, zmuszał do zanurzenia rąk we wrzątku. W końcu dziewczyna zorientowała się, że jeśli zsiusia się od razu po przyjściu ojca do domu i zacznie się do niego przytulać, to on z obrzydzenia nie tknie jej ani matki. W takich razach nigdy zresztą nie pił, a ona go nienawidziła i kochała zarazem. Więc niech teraz Marta sika w gabinecie. To żaden wstyd.
Tymczasem dzwoni mąż Marty z informacją, że nie znalazł chłopca pod szkołą. Zastraszona kobieta uspokaja go kłamstwem, że dziecko jest u niej. Wypisując usprawiedliwienie zaczyna się jednak dopytywać, po co Ance dokument potwierdzający, że na terapii był również chłopak-porywacz. Powoli wyjaśnia się, że Anka była świadkiem i wspólnikiem morderstwa, o którym mówiono w radiu. Razem z chłopakiem często chodzili na teren dawnego basenu. W piątek chłopak obiecał zrobić jej niespodziankę. Kiedy więc przybiegł do niej mały piesek, była zachwycona. Niestety okazało się, że pies ma właściciela, który doprasza się jego zwrotu. Prawdziwą niespodzianką zaś byli kumple chłopaka, którzy przyszli ze skrzynką piwa. Po chwili pies wrócił, ale już bez pana, a chłopcy zaczęli co chwila wybiegać do starej ubikacji na uboczu. Trwało to kilka dni - siedzieli tam cały czas i pili, a dziewczyna przychodziła pobawić się z psem. W końcu zajrzała do ubikacji i zobaczyła tam straszliwie skatowanego, umierającego właściciela psa. Jej kumple nagle się przestraszyli, że psa ktoś może rozpoznać i wrzucili go do studzienki. Skowyt słychać było jeszcze przez kilka godzin. I tego właśnie, a nie morderstwa, Anka nie może im darować. Prosi, żeby usprawiedliwienie wypisać tylko jej...
W miarę opowieści Marta odzyskuje kontrolę, a Anka staje się coraz bardziej przestraszona i bezbronna. Wyznaje, że synek lekarki jest u jej chłopaka w domu i nic mu się nie stało. Bezwiednie siusia, próbując dodzwonić się do chłopaka, żeby oddał dziecko. Tymczasem radio nadaje komunikat, że z powodu wybuchu nieszczelnej instalacji gazowej zawaliła się kamienica, w której mieszkał porywacz. Oniemiała Marta wyszarpuje dziewczynie klucz i powoli wychodzi z gabinetu.
Studio radiowe. Dźwiękowiec wypróbowuje odgłos oddalających się kroków. Wchodzi na chwilę dziewczyna - autorka scenariusza z pierwszej części, ale zaraz znika, nie zabrawszy nawet psa-maskotki, którą zostawiła wcześniej. Dźwiękowiec otwiera okno, żeby przewietrzyć pokój. Wychodzi. Z podwórza słychać nagle chamskie pokrzykiwania i przekleństwa mężczyzn grających w piłkę. Stają się coraz bardziej agresywne. Zagłusza je powoli kołysanka "Przy łóżeczku anioł boży".
Justyna Golińska "Dialog" Miesięcznik Poświęcony Dramaturgii Współczesnej styczeń 2002 | |