Tata pokazał pani, jak się możemy czuć, czego nam brakuje, kiedy ktoś na nas nie "uważa"?
Tak. Pamiętam, jak silnie to przeżywałam. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić, co zrobić. Oczywiście sprawy powoli wróciły do normy i znów rozmawialiśmy jak dawniej. Ale zapamiętałam to na zawsze. Druga sytuacja dotyczy narkotyków. Ja nie miałam do tego ciągu, ale różni moi znajomi popalali trawę. Tata wezwał mnie pewnego dnia do pokoju i powiedział: "Jeśli kiedyś spróbujesz poważnych narkotyków, pamiętaj - nasze relacje się skończą". Wiedziałam, że tak by się oczywiście nie stało, ale zdawałam sobie też sprawę, jak poważne były to słowa. Ojciec zawsze wiedział, co mówi. A ja wiedziałam, że jak mówi, to wie.
Ja z kolei kazałam mu rzucić palenie papierosów. I on wtedy rzucił.
Czyli uważnie słuchał swojego dziecka?
Mieliśmy z tatą bardzo duże zaufanie do siebie, silny związek emocjonalny. Z mamą też – ale teraz rozmawiamy o ojcu. Pamiętam na przykład karteczki, które pisaliśmy do siebie i zostawialiśmy na stole w czasach, gdy nie było komórek i esemesów. To były liściki typu "Podgrzej sobie obiad", "Kup...", ale także karteczki ze słowami: "Dzisiaj wrócę później, nie denerwuj się". W tych listach jest to bardzo widoczne: jak silny był nasz związek.
Czy ojciec lubił muzykę?
Niespecjalnie. Ale oczywiście jej słuchał. Ze mną. Puszczałam mu to, o sama lubiłam – The Cure, Limahla. Słuchał tego i też to lubił. A najbardziej - inteligentne piosenki. Robiłam mu muzyczne składanki na kasetach i dawałam do słuchania w samochodzie. W aucie lubił też głośno śpiewać, ale były to inne piosenki.
Jakie?
Na przykład taka, pamiętam słowa: "Tam za górą jest granica, przy granicy jest strażnica, a w strażnicy, do swej lubej żołnierz pisał list. Tego listu wszystkie treści w swej piosence żołnierz zmieścił i powstała ta piosenka, której refren brzmi: Hen, daleko, za mgłą jest rodzinny twój dom. Tam dziewczyna twa śpi w swej rodzinnej wsi. Gwiazdy gaszą swój blask, bo już budzi się brzask. Gdy ty śpisz, kraju strzeże ktoś tu, by cię nikt nie zbudził ze snu".
Albo "Bosman": "Na pokładzie od rana ciągle słychać bosmana, bez potrzeby cholernie się drze. Choćbyś ręce poranił, bosman zawsze cię zgani i powiada: zrobione jest źle. Jeszcze raz czyścić działo, cóż wam chłopcy się stało? Jak do żarcia, to każdy się rwie. To nie balia niemiecka, trzeba wiedzieć od dziecka, że to okręt wojenny RP. Ale czasem się zdarzy, że się bosman rozmarzy, każdy bosman uczucie to zna. Gdy go wtedy poprosisz, swą harmonię przynosi, siada w kącie na rufie i gra. Opowiada o morzach, o bezkresnych przestworzach i o walkach, co przeżył on sam. O dziewczętach z Bombaju, co namiętnie kochają i całują tak mocno do krwi. A gdy spytasz go tylko, o czym marzył przed chwilką, czemu nagle pojaśniał mu wzrok, mówi: w Gdyni, w Orłowie, będę chodził na głowie, tak mi przypadł do serca ten port".
Wracając do filmów: jaka była opinia pani ojca na temat zadań twórcy filmowego, jego roli?
Proszę pamiętać, że nie mogę odpowiadać za niego, to tylko moje zdanie. Myślę, że ta rola, misja - nazwijmy to tak, zmieniała się z czasem, jeśli chodzi o jego podejście do własnej twórczości. Tata zaczynał od dokumentów. W jednym z tych filmów zarejestrował przypadkiem kamerą osobę, która była poszukiwana. I przestraszył się. Tego, że jako reżyser-dokumentalista może przyczynić się do czegoś złego, tak samo jak do dobrego.
Tata chodził z kamerą na procesy polityczne. Zorientował się, że kiedy ktoś wchodzi z kamerą na salę sądową, wyroki bywają łagodniejsze. Zaczął wtedy specjalnie chodzić na te procesy - był na wielu - z kamerą, ale bez taśmy. Udawał tylko, że filmuje.