Berlin, Wilno, Warszawa, Kraków, Lublin, Mukaczewo, Ruś Karpacka, Nowy Jork – między innymi w tych miastach Roman Vishniac uwieczniał na kliszy życie ulicy, ubogich społeczności żydowskich imigrantów. Ta kronika wizualna – wnikliwa, wzruszająca, ale i często ironizująca – jest najbardziej rozpoznawalnym i najczęściej powielanym obrazem fotograficznym świata w cieniu Holocaustu. Monograficzna ekspozycja twórcy prezentowana w Muzeum POLIN, obejmuje jego prace z ponad pięciu dekad (1920–1975). Wiele z tych dzieł odkryto dopiero niedawno, co pozwoliło umieścić ikoniczne fotografie Żydów wschodnioeuropejskich w szerszym kontekście dokumentu lat trzydziestych.
Vishniac, urodzony w Pawłowsku pod Sankt Petersburgiem, rozpoczął przygodę z fotografią w wieku siedmiu lat od utrwalania mikroskopijnych eksponatów (mikroskop dostał w prezencie urodzinowym od babci). Swoje pasje realizował na studiach biologicznych i medycznych w Instytucie Szaniawskiego (obecnie Uniwersytet) w Moskwie. Dalszą karierę przerwała rewolucja w 1918 roku – w tym czasie zaangażował się w działalność żydowskich organizacji charytatywnych. Fala antysemityzmu zmusiła go do emigracji; przedostał się do Niemiec. Po latach mówił:
Wiedziałem, że niewiele mogę pomóc, ale moim obowiązkiem, jako Żyda, wobec przodków jest uwiecznienie świata, który wkrótce może przestać istnieć.
Uzbrojony w aparat fotograficzny firmy Leica, który chował w chustce do nosa, dokumentował z ukrycia prześladowania Żydów w Berlinie. Przejawy represji stały się centralnym tematem jego prac. Rolleiflexem robił zdjęcia na ulicach przez dziurę w płaszczu. Wiele z nich jest nieostrych, poruszonych, niedoświetlonych, co jednak stanowi dodatkowy atut – potwierdza ich autentyczność i niepowtarzalność, sprawia "wrażenie ponadczasowości".
Fotograficzny zapis ubóstwa i pobożności realizował w wielu miastach i wsiach Europy Środkowo-Wschodniej. Trafił również do Warszawy, gdzie przez miesiąc pracował jako tragarz, by bliżej poznać ludzi. Rozmawiał z nimi, pytał o ich życie, dzięki czemu po latach opatrywał fotografie komentarzami. Mimo pracy w trudnych warunkach – nieufność społeczeństwa i wrogość policji (aż jedenaście razy znajdował się w więzieniu pod zarzutem szpiegostwa) – wykonał kilkanaście tysięcy kadrów. Jednak tylko dwa tysiące negatywów, które udało się uratować, zabrał ze sobą do Nowego Jorku. Tam otworzył studio portretowe i rejestrował życie żydowskich imigrantów czy amerykańskiej społeczności żydowskiej. Powrócił do swojej dziecięcej pasji: został profesorem biologii i stał się pionierem w dziedzinie mikrofotografii.
Fotografie reportażowe i dokumentalne prezentowane w warszawskim muzeum są próbą całościowego spojrzenia na bogatą twórczość Vishniaca. Pochodzą z archiwum fotografa w International Center of Photography, które obejmuje ponad 30 tysięcy odbitek, unikalnych materiałów filmowych, stykówek, korespondencję osobistą i wydruki wielkoformatowe wykonane na podstawie zdigitalizowanych w ostatnich latach negatywów.
Kolekcja negatywów to kopalnia złota. Niepublikowane fotografie pokazują jak w kalejdoskopie widok przedwojennego żydowskiego życia: kobiety w nowoczesnych sukniach, mężczyźni bez nakryć głowy, religijni ludzie zadającymi się z osobami świeckimi, sklepikarze z dużą ilością wyrobów – prezentują pełniejszy obraz umiejętności artystycznych fotografa. […] Vishniac w rzeczywistości nigdy nie pokazał światu swoich najlepszych prac. (Alana Newhouse, "New York Times")