Sławomir Mrożek urodził się 29 czerwca 1930 roku w małym galicyjskim miasteczku - Borzęcinie. Był prawdopodobnie najczęściej grywanym w kraju i za granicą polskim dramaturgiem współczesnym, a w Polsce przez lata jednym z najpoczytniejszych, obok Stanisława Lema, prozaików. Jego twórczość przekładana była na kilkanaście języków.
W piątek w krakowskim magistracie wyłożono księgę kondolencyjną, do której mogą się wpisywać krakowianie chcący uczcić pamięć pisarza. Pierwszego wpisu dokonał prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.
- Pogrzeb Sławomira Mrożka odbędzie się na początku września w Krakowie. Szczegóły pogrzebu są ustalane i będą zależeć od decyzji rodziny. Wśród propozycji miejsc jest m.in. Aleja Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim i Panteon Narodowy na Skałce. To była postać tego typu, że jej pochówek powinien być odpowiedni i godny - powiedział Majchrowski.
Wolą Sławomira Mrożka było spocząć po śmierci w Krakowie.
Julia Hartwig: Jedyny człowiek pod ścianą
Sławomir Mrożek był natury samotniczej - dzięki temu dużo pisał, a rodzaj pisarstwa, reprezentowanego przez niego był niezwykle rzadki: był to wyrafinowany intelektualizm ujęty w formie wysokiego lotu żartu i swobody literackiej. Był trudny, jeśli chodzi o życie społeczne. Prawie w ogóle się nie udzielał towarzysko. Nie był jednak niemiły. Ludzie w sierpniu się bawią, a jedynym człowiekiem stojącym pod ścianą jest Mrozek. Nie był człowiekiem zakompleksionym, po prostu nie interesowało go to - wspomina Mrożka poetka Julia Hartwig.
Jerzy Pilch: Był nie tylko komikiem
Mrożek używał ironii, odrealnienia, które jednak dotykało problemów egzystencjalnych. Miał odwagę w taki sposób konstruować swoje dramaty w niełatwych czasach. Nie był tylko komikiem, satyrykiem, stosował zagadki, szarady zmuszające do myślenia i odnajdywania głębszego znaczenia - mówi pisarz Jerzy Pilch.
Adam Pomorski: W dziennikach pokazał koszty emocjonalne całej swojej twórczości
- Żegnamy nie tylko człowieka, nie tylko pojedynczego pisarza ale także całą epokę polskiej kultury. Dla ludzi z mojego pokolenia i starszego Sławomir Mrożek to była szkoła języka i mówienia o rzeczywistości.
Parę lat temu wręczaliśmy mu jakże zasłużoną nagrodę polskiego PEN Clubu. Powiedziałem wówczas coś, co przypadło mu do gustu: wszyscy rozumieliśmy, co mówi w swojej ezopowej mowie, głęboko ironicznej. Rozumieliśmy to bez tłumaczenia.
Potem zmieniła się epoka - nie tylko zewnętrzne warunki, ale także publiczność. Nagle na Mrożka zaczęła masowo przychodzić publiczność, dla której ta ambiwalencja i ironia przestała być oczywista. Pisarz, przypominający wolteriańskiego sceptyka stał się prawie klasykiem, a klasyk nie ma osobowości emocjonalnej. Nagle zaczął publikować to, co pisał, ale jako klasyk nie udostępniał: swoje, głęboko emocjonalne dzienniki. Klasyk pokazał koszty emocjonalne całej twórczości. Nie mam wątpliwości, że był to jeden z największych polskich pisarzy w całym XX wieku - wspomina Adam Pomorski, prezes polskiego PEN Clubu.
Anna Zaremba-Michalska: Sprawdzał wszystkie korekty
Znaliśmy się ładnych dwadzieścia parę lat i zdążyliśmy się przez ten czas zaprzyjaźnić. Nie było trudno się zaprzyjaźnić, ponieważ Sławomir był człowiekiem o wielkiej klasie osobistej. Szanował bardzo przyjaźnie, jeśli się do kogoś przywiązał, to było to już coś bardzo trwałego i konsekwentnego.
Również współpraca z nim bardzo dobrze się układała. On po prostu był bardzo obowiązkowy, zdyscyplinowany, sprawdzał wszystkie korekty, robił uwagi, ale bardzo też szanował uwagi ze strony wydawcy.
Istniała taka obiegowa opinia, że jest bardzo zdystansowany i zamknięty - i to była taka jego bariera ochronna, którą każdy z nas trochę stosuje. W jego wypadku czasami rzeczywiście mogło to sprawiać wrażenie, że jest jakby troszkę wycofany, niechętny kontaktom, ale w rzeczywistości tak nie było. W rzeczywistości był człowiekiem bardzo przyjaznym, potrafiącym okazywać przyjaźń, ciepłe uczucia, troskę wręcz o innych - wspomina Anna Zaremba-Michalska, prezeska Wydawnictwa Literackiego w Krakowie.
Józefa Hennelowa: Nie miałam odwagi podjeść
W takich momentach myślę, że to nasze wspólne życie staje się bardziej ciemne, bo znowu ubywa kogoś, kto tak pięknie, wspaniale, w wyjątkowo lekki sposób w tym paradoksalnym, ciężkim okresie się wyrażał.
Do dziś pamiętam zupełnie wstrząsające wrażenie, kiedy byłam na spektaklu z jednoaktówką "Na pełnym morzu", która się kończy tym, że ten, który ma być zjedzony, wybiera to sobie sam, pełen zachwytu. I pada takie słowo: "Bo prawdziwa wolność jest tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności". I nagle jest powiedziane coś nieprawdopodobnie prawdziwego, jakieś rozładowanie wielopiętrowego oszustwa mentalnego, ale i ideowego, w dziedzinie świata wartości, przy pomocy nie tylko tego całego paradoksu, który został odegrany, ale jeszcze tych paru słów, które padają. I jeszcze raz sobie wtedy uświadomiłam: Boże, jakie to zupełnie niesłychane, że istnieje ktoś, kto tak tworzy i w ten sposób nas prowadzi w tym jakimś miotaniu się między tym, co jest ciężkie do zniesienia, w ogóle nie do wytrzymania i niesłychanie zamącone, a klarownością rozumienia tych spraw.
I nie mogę dotąd odżałować, byłam kiedyś na rozdaniu Medalu św. Jerzego w Pałacu pod Baranami. I tam był Mrożek, w pierwszych latach jego pobytu w Krakowie; taki bardzo samotny, a ja nie miałam odwagi podjeść, usiąść i się odezwać, bo wydawało mi się, że nie mam prawa. Dotąd żałuję tego momentu.
O śmierci Mrożka informuje prasa zagraniczna
Ulrich M. Schmid pisze w niemieckiej "Neue Zuercher Zeitung":
Jego pióro należało do najostrzejszych w byłym bloku komunistycznym i obawiali sie go nawet najpotężniejsi. Sławomir Mrożek był ostrym krytykiem socrealistycznej rzeczywistości i aktywnym analitykiem okresu powojennego w Europie Wschodniej.
Wraz ze śmierci Mrożka polska literatura traci jednocześnie dwa autorytety: ostrego analityka okresu powojennego i dramaturga odnoszącego sukcesy, który przez swój charakterystyczny styl już stał sie współczesnym klasykiem.
Źródło: PAP, "Neue Zuercher Zeitung"; 15.08.2013; oprac. KH, LS, MJzw, JHP