W twoich książkach można jak na dłoni zobaczyć kolejne zmiany miasta, które zaszły w ciągu dwóch ostatnich dekad. W "Mordorze" z 2013 roku piszesz, że Lwów "był coraz bardziej podobny do zwykłego polskiego miasta. Zniknęła z niego ta cała postsowiecka egzotyka. Był tu już tylko dziki kapitalizm, szyldoza, powarkiwanie bab w sklepie". Natomiast w dekadę młodszym "Wymyślonym mieście..." znajdziemy taki fragment: "Ukraina złapała dryg do stylu. Coraz mniej szyldozy, przynajmniej w centrach i reprezentacyjnych dzielnicach miast". To niezwykłe,że w przeciągu kilkunastu lat widziałeś, jak to miasto zmieniło się kilka razy.
Cała Ukraina nabrała drygu do stylu, nie tylko Lwów, ale także Kijów, Charków, a nawet Mikołajów, Chersoń. Zniknęły knajpy, w których można było dostać śledzie do wódki i po ryju. Pojawiły się przesłodzone lokale na zachodni ład, piekarnie z designerskim szyldem, wytatuowanym baristą, normalnie bułkę przez bibułkę. Cała poradziecka przestrzeń się zmienia. Lwów jest na pograniczu poradzieckiej formy, nowej stylizacji i europejskości, czystej zachodniości. Znajdziesz tam wszystko – i coś à la budapesztańskie ruin-bary, i wiedeńskie kawiarenki. Cieszę się, że Lwów bywa wymuskany i hipsterski, ale także postpunkowy i miejscami rozpieprzony. Jego architektura robi wrażenie jako dekoracje, postapokalipsa, którą próbuje się na nowo zagospodarować.
Wspominałeś o tym, że spodobał Ci się Charków. Wydaje mi się, że dziś, w wyniku wojny, Ukraina zwraca się ku własnemu wschodowi, docenia miasta na swoich kresach, odkrywa je. Jak myślisz, czy ruszą tam także Polacy?
Dotychczas mało kto docierał na ukraiński wschód, sami Ukraińcy ze Lwowa tam nie bywali. Znam wielu ukraińskich działaczy, którzy ruszyli tam dopiero po Majdanie 2013/14 roku. Co do Polaków, ktoś na pewno tam trafi. Pierwsi będą pewnie plecakowcy, których obśmiałem w "Mordorze", do których zresztą sam należałem. Trochę ludzi zacznie robić tam biznesy, bo dziś bez Polski trudno będzie robić cokolwiek w Ukrainie. A na wschodzie są piękne miasta. W Charkowie niedawno odkryłem Podół, przepiękną modernistyczną dzielnicę jak miasto w mieście. To wspaniała przestrzeń nie tylko dla wyobraźni, choć przecież pisze o nim Żadan, ale także dla życia miejskiego, urządzania knajp, galerii. Kijów to wielka metropolia, różnorodna pod względem stylów architektonicznych – od średniowiecza, po postmodernistyczne wariacje i choćby przedziwną Wozdwiżenkę wyglądającą jak sen wariata na kwasie.
Dobrze, a jak myślisz, czym Lwów po wojnie stanie się dla Ukrainy?
Wojna już pokazała, że Lwów jest drugą stolicą Ukrainy. Miejscem, skąd na całą Ukrainę promieniowała ideologia narodowa. Cały koncept nowego ukraińskiego narodu wywodzi się właśnie z Galicji. Widać już, że Lwów jest po zachodniej stronie świata. Teraz wymyślił się na nowo.
W polskim kontekście nie sposób ominąć tematu ewentualnych polskich rewizjonistycznych marzeń co do Lwowa. Wracają do nas w skrzywionej formule w rosyjskiej propagandzie i niestety, dziwacznych wypowiedziach niektórych polityków. Czy myślisz, że Polacy jeszcze chcieliby odzyskiwać Lwów?
To jest nie do wyobrażenia. Nie wierzę w zmiany granic we współczesnej Europie. To przecież tylko miasto, nie można go przyjąć do Polski, bo co byśmy zrobili z jego mieszkańcami? Wynarodowili? Na szczęście wyzbyliśmy się tradycji imperialnych. Tylko Rosja może mieć takie plany. Przed nami jeszcze wiele sporów i dyskusji, ale to nic nowego, Francuzi i Niemcy dawno już przestali urywać sobie łby o Alzację i Lotaryngię, jak i Portugalczycy i Hiszpanie o Olivenzę. Nawet Węgrzy z ich wielkowęgierską polityką zdają sobie sprawę, że mogą budować linię kolejową do Suboticy, ale granic nie zmienią. Rosjanie, suflując ten temat w swojej propagandzie, nie wiedzą, co mówią. To byłby absurd na grubą skalę, to już nie te czasy i te możliwości. Żeby o tym myśleć, musielibyśmy poważnie zwariować, albo musiałby przejść siwy dym, tak jak sobie to wyobraziłem i opisałem w jednej z książek.