Aleksandra Kurzak, fot. Olszanka/East News
Rozmowa Aleksandra Laskowskiego z Aleksandrą Kurzak, jedną z najznakomitszych śpiewaczek operowych swojego pokolenia. Jej debiutancki album "Gioia" ukaże się w sierpniu 2011 roku.
Aleksander Laskowski: Niebawem nakładem wytwórni Decca ukaże się pani pierwsza solowa płyta. Jak wyglądało przygotowanie repertuaru? Pytam, myśląc także o wprowadzaniu muzyki polskiej do światowego obiegu.
Aleksandra Kurzak: Miałam ułatwione zadanie, bo nie skupiliśmy się na jednym kompozytorze, jak początkowo planowano. Moja płyta to przede wszystkim przegląd repertuaru, który wykonuję na scenie, nie musiałam więc uczyć się nowych arii, jeśli nie liczyć fragmentu opery "Purytanie". Co ciekawe, to wytwórnia Decca zaproponowała, żeby na płycie znalazła się aria Moniuszki "Do grobu trwac w bezzennym stanie" ze "Strasznego dworu" jako narodowy akcent na albumie artystki z Polski. To bardzo miły gest. Spotykam się z dużą ilością pochwał ze strony obcokrajowców, którzy Moniuszkę słyszą po raz pierwszy. A dyrygent Omer Meir Wellber po nagraniu zapytał, czy cała opera jest taka fenomenalna jak ta aria i poprosił, żeby mu wysłać partyturę. Myślę, że Omer zaprezentował świeże ujęcie interpretacyjne, bo nie miał pojęcia o tradycji wykonywania muzyki Moniuszki.
A wybór pozostałych utworów?
Początkowo miał być Rossini, jako że przełom w mojej karierze nastąpił po wykonaniu opery "Matilde di Shabran" w Covent Garden w 2008 roku, występowałam wówczas z Juanem Diego Florezem. Przed nagraniem płyty dyrektor wytwórni Decca Paul Mosley przyjechał do Teatru Wielkiego w Warszawie na "Traviatę". Po spektaklu powiedział mi, że szkoda byłoby ograniczać się do Rossiniego. Wykonując jego muzykę - podobnie zresztą jak Mozarta - trzyma się głos w ryzach. W interpretacji "Traviaty" można pozwolić sobie na więcej. Stąd album pokazujący szersze spektrum moich możliwości. Ważne jest też zaprezentowanie na płycie tego, co publiczność może usłyszeć na żywo w teatrze.
Obecnie płyty operowe nagrywa się na modłę piosenkarską, na album trafia z reguły wybór przebojów. Czy są plany rejestracji całych oper z pani udziałem?
Niestety, nie. Nagrania oper to wymierający gatunek, wszystko co najważniejsze już przecież zostało zarejestrowane w wielu wykonaniach. Częściej powstają nowe DVD.
A którą operę chciałaby pani nagrać, gdyby była taka możliwość?
"Madama Butterfly".
A z muzyki polskiej?
Niestety, mało gra się polskie tytuły, wciąż na zmianę "Halkę" i "Straszny dwór", ostatnimi czasy także dość często pojawia się "Król Roger". A ja chciałabym poznać inne polskie dzieła. Na zdjęciach z lat siedemdziesiątych z Opery Wrocławskiej można podziwiać sceny z oper, które dziś w ogóle nie są grane. Większości z nich niestety nie miałam okazji posłuchać. Jeszcze z czasów szkolnych dziś pamiętam swój zachwyt nad "Manru" Paderewskiego.
Mamy więc zadanie dla muzykologów, którzy powinni szukać nut w bibliotekach i przygotowywać albumy z muzyką polską podobne do tych, jakie Cecilia Bartoli poświęciła muzyce włoskiej?
Tak. Nie ukrywam, że mam w planach nagranie słowiańskiego albumu.
Czy na pani pierwszej płycie jest tylko jedna polska aria, bo nie chciała pani zamykać sobie drogi do nagrania polskiego albumu?
Odpowiedź jest prosta. Z polskiego repertuaru obecnie śpiewam tylko "Straszny dwór". Skupiłam się na repertuarze, który jest dla mnie najważniejszy w danej chwili, czyli na bel canto. Świadomie zaś ograniczyłam liczbę dzieł Mozarta.
A jakie są pani dalsze plany związane z Deccą?
Mam kontrakt na cztery płyty, które ukażą się w ciągu trzech lat. Kolejna powinna pojawić się jesienią przyszłego roku.
Rozmawiał Aleksander Laskowski, lipiec 2011.