W odpowiedzi producenci filmu zmienili nieco zwiastun produkcji oraz złożyli pozew przeciwko rodzinie Dariusza J., twierdząc, że swoimi działaniami robi ona filmowi czarny PR.
Od rozstrzygnięcia sporu między obiema stronami może wiele zależeć. Nie tylko dla twórców i dystrybutora "Amoku", ale przede wszystkim dla branży filmowej, dla której wyrok sądu może być wskazówką, gdzie przebiega granica między wolnością słowa, a ochroną dóbr osobistych ludzi, których historie opowiadane są na wielkim ekranie.
"Jesteś Bogiem" na ławie oskarżonych
Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy film inspirowany losami prawdziwych postaci trafia na sądową wokandę. W 2012 roku podobna historia spotkała film Leszka Dawida "Jesteś Bogiem", historię hip-hopowego zespołu Paktofonika. Jego twórcy zostali bowiem oskarżeni przez producenta muzycznego Krzysztofa Kozaka o to, że nieprawdziwie przedstawili jego postać, robiąc z niego oszusta i gangstera.
Istotnie, filmowy wizerunek Kozaka (w filmie występującego pod nieznacznie zmienionym nazwiskiem) był jednoznacznie negatywny. I choć producenci filmu argumentowali, że ich obraz nie jest filmem dokumentalnym, a postać nieuczciwego producenta jest luźno inspirowana postacią Kozaka, sąd w ramach zabezpieczenia powództwa orzekł, że do czasu rozstrzygnięcia sporu film nie może ukazać się na DVD ani innych nośnikach (ten wyrok uchylono w 2013 roku), a przed każdym seansem kinowym "Jesteś Bogiem" wyświetlane było oświadczenie, że film może naruszać dobra osobiste Krzysztofa Kozaka. Dodatkowo w 2014 roku sąd nakazał publikację przeprosin i zapłatę 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia na rzecz poszkodowanego producenta.
"Witajcie w życiu" – aresztowany
Nie była to najdłuższa sądowa batalia związana z polskim kinem. Bohaterem najbardziej spektakularnej walki o wolność słowa i artystycznej ekspresji pozostaje bowiem Henryk Dederko, twórca dokumentalnego filmu "Witajcie w życiu" opowiadającym o praktykach amerykańskiej korporacji Amway. Film zrealizowany został w 1996 roku, ale przez lata objęty był sądowym "aresztem".
Film opowiadał o technikach psychologicznych, które niszczą ludzką autonomię; powodują, że wielu dystrybutorów po zakończeniu pracy trafia pod opiekę psychologiczną" - mówił jego autor, Henryk Dederko.
Między innymi dlatego Amway zdecydował się wystąpić na drogę sądową przeciwko producentom filmu, Telewizji Polskiego oraz firmie Contra Studio. Korporacja zarzucała twórcom manipulację i naruszenie dóbr osobistych firmy. W filmie pojawiały się bowiem informacje o tym, że 30 procent dochodu korporacji pochodziło ze sprzedaży materiałów szkoleniowych, a niemal całe dochody firmy trafiają do 0,2 procenta osób pracujących dla Amwaya.
Sądy kolejnych instancji na wniosek Amwaya blokowały rozpowszechnianie filmu Dederki, a ten funkcjonował jedynie w nieoficjalnym obiegu (otrzymywał nawet nagrodę na Festiwalu Mediów "Człowiek w zagrożeniu"). I choć wyroki zmieniały się raz na korzyść twórców (jak w 2004 roku), raz na korzyść korporacji (2005 rok), ostateczne rozstrzygnięcie zapadło dopiero w 2014 roku. Sąd Apelacyjny w Warszawie rozstrzygnął, że producent nie będzie musiał przepraszać korporacji za nieprawdziwe dane o jej dochodach, ale utrzymał w mocy poprzednie wyroki zakazujące dystrybucji filmu w sytuacji, gdyby miał on zawierać przekłamane informacje. I tak oto po 18 latach od realizacji film Dederki opuścił sądowe sale. Tylko czy po tylu latach kogokolwiek jeszcze interesowały korporacyjne praktyki z lat 90-tych?
Czułe słówka
Przypadki "Amoku", "Jesteś Bogiem" i "Witajcie w życiu" pokazują, że z filmowego planu trafić można wprost na sądową salę. Ale polscy filmowcy zasiadają na niej nie tylko na ławie oskarżonych, ale i na miejscach przeznaczonych dla tych, którzy domagają się sprawiedliwości.
Na jednym z nich kilka lat temu chciał zasiąść Jacek Samojłowicz, producent filmu "Kac Wawa" z 2011 roku uznawanego za jeden z najgorszych polskich filmów ostatniej dekady. Gdy film trafiał na ekrany, krytyk filmowy Tomasz Raczek, podzielił się w internecie swoją opinią na jego temat:
Ten film jest jak choroba, jak nowotwór złośliwy: zabija wiarę w kino i szacunek do aktorów... Szczerze i nieodwołalnie odradzam pójście na KAC WAWA do kina. Ten film powinien ponieść klęskę frekwencyjną - może to nauczyłoby czegoś producentów. WSTYD!" - pisał.
Jego opinia odbiła się szerokim echem. Na tyle szerokim, że producent filmu Jacek Samojłowicz zapowiedział złożenie pozwu przeciwko Raczkowi i wystąpienie o kilka milionów złotych rekompensaty z tytułu utraconych wpływów. Prawnicy byli jednak zgodni, że szanse na powodzenie takiego pozwu byłyby znikome, więc sprawa ucichła, a Raczek i Samojłowicz zakopali wojenny topór.
Na salę sądową trafił natomiast inny krytyk filmowy – Kamil Śmiałkowski, jeden z pomysłodawców antynagród Węże przyznawanych (na wzór amerykańskich Złotych Malin) najgorszym filmom roku. W 2014 roku jednym z największych "triumfatorów" owego konkursu był film "Ostra randka 3d" Macieja Odolińskiego. I właśnie on zdecydował się skierować do sądu sprawę przeciwko Śmiałkowskiemu. Nie chodziło jednak o fakt, że jego film został poddany krytyce, ale o to, że podczas gali wręczania nagród zaprezentowano fragment filmu Odolińskiego, co zdaniem autora naruszyło jego prawa autorskie. Sądowy spór wciąż czeka na swój finał. I znów na sali sądowej rozstrzygnie się, czy zwycięży wolność słowa i zapisane w prawie autorskim prawo cytatu, czy też tym razem górę weźmie urażona duma artysty.
Źródła: Filmpolski.pl, Gazeta Prawna, Newsweek, informacje własne.