Schemat obecności drukowanych tkanin w polskiej rzeczywistości lat 50. i 60.
W galeriach – jak najbardziej, w wybranych kawiarniach – owszem, podczas imprez masowych – z rozmachem, jako wystrój wnętrz reprezentacyjnych i historycznych – z błogosławieństwem państwa, w mieszkaniach występujących w filmach i serialach – zdarza się, w zwykłych mieszkaniach – na pewno nie powszechnie.
Przykładowe realizacje sopockiej szkoły tkaniny:
- "Kółka" projektu Mariana Strzeleckiego, kawiarnia "Niespodzianka" w Warszawie (1952)
- obicia ścienne zamku w Książu Wielkim (1974) i pałacu w Gołuchowie (1960-1961)
- wielkoformatowe tkaniny dekoracyjne na Festiwal Młodzieży w Bukareszcie (1953) i w Warszawie (1955)
- dekoracje i stroje Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk" (1955-1963)
- tkaniny dekoracyjne na wystawę gospodarczą w Pekinie (1953) i Izmirze (1954)
Milanówek - początki "powierzchniowego zdobienia tkanin"
Odrodzenie powierzchniowego zdobienia tkanin nie miało bynajmniej miejsca w Łodzi, ale w pracowni malarskiej Centralnych Zakładów Jedwabiu Naturalnego "Milanówek", jeszcze w 1940 roku. W tym samym czasie w łódzkich fabrykach, jeśli w ogóle drukowano, to na potrzeby okupanta. Większość zakładów została jednak zamknięta, a ich wyposażenie wywożono do Rzeszy. W Milanówku sięgnięto po desenie z XVIII-wiecznych drukowanych motywów i chust, a także inspirowano się sztuką awangardową. W 1948 roku kierownictwo nad dwoma niezależnymi pracowniami (tzw. "komórkami wzorującymi") otrzymały Zofia Korwinowa i Anna Fiszer. Do najsłynniejszych twórców działających w Milanówku należeli Stefania i Andrzej Milwiczowie – autorzy makat nawiązujących do stemplowego druku ludowego. Milanówek to również Wanda Telakowska i jej program integrowania twórczości ludowej z wzornictwem przemysłowym, w wyniku którego przy opracowywaniu deseni brały czynny udział ludowe artystki.
Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Łodzi
Mimo deklaracji pierwszego dyrektora WSSP, Leona Ormezowskiego oraz starań Władysława Strzemińskiego czy Wandy Telakowskiej, współpraca szkoły z fabrykami nie przebiegała tak, jak powinna. Znaczna większość tkanin wykonanych przez studentów, zamiast zasilać krajowy lub zagraniczny rynek tekstylny, zasiliła (i do dziś zasila) przede wszystkim szkolne archiwa, nigdy nie doczekawszy się realizacji na skalę przemysłową. Przykładem takiej pracy jest dwukolorowa tkanina autorstwa Wiesława Gruszczyńskiego z początku lat 50-tych XX wieku. Na fioletowej bawełnie nadrukowano techniką filmdruku wzór w kolorze żółtej ochry. Motyw to schematyczne sylwetki pawi, wpisane w nieregularne, owalne pola, rozmieszczone na planie siatki nieco przypominającej żyłkowanie liścia. Tkanina ta z powodzeniem mogłaby służyć jako materiał obiciowy lub zasłonowy. Na dodatek nic nie straciła ze swej atrakcyjności – gdyby dzisiaj wprowadzić ją do sprzedaży, mogłaby spokojnie zastąpić tak modne, skandynawskie wzornictwo.
Jak pisze Lidia Pańków w artykule "Projekt nowoczesność", będącym recenzją wystawy "Chcemy być nowocześni. Polski design 1955-1968", która była prezentowana 4 lutego – 17 kwietnia 2011 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie:
"Niewątpliwym hitem – nadającym energicznego i młodzieńczego klimatu wystawie, są panele z barwnymi tkaninami dekoracyjnymi Aleksandry Michalak-Lewińskiej, Alicji Wyszygrodzkiej, Danuty Paprowicz-Michno, Danuty Teler-Gęsickiej. Optymistyczne desenie, abstrakcyjne wzory, wrzecionowate formy, uproszczone kształty ludzi, naiwne grafiki zwierząt to świadectwa twórczego zapału, chęci do zabawy, radości życia. Upłynęło pół wieku i nadal nie mają w sobie nic retro".
Projekt nowoczesność dzisiaj
Wzorzyste lata pięćdziesiąte to przeszłość – w jakiej kondycji jest współczesne wzornictwo tkanin w Polsce? Od około sześciu lat obserwujemy intensywny powrót do rękodzielnictwa. Coraz większa część społeczeństwa chce i może sobie pozwolić na otaczanie się pięknymi przedmiotami. Obecni trzydziesto-, czterdziestolatkowie wyrzucają meblościanki i smutne firany, przeważnie zastępując je "czystym, skandynawskim wzornictwem", chętnie zestawianym z rodzimymi bibelotami – niekoniecznie z Cepelii, która, nie kryjmy, straciła swój dawny blask. Ogromną popularnością cieszą się wszelkiego rodzaju targi rękodzieła i dizajnu na poziomie regionalnym i ogólnopolskim. Wielu konsumentów właśnie tam poszukuje alternatywy dla masowej produkcji z Chin czy oferty sklepów sieciowych. Jest to świetny rynek zbytu dla artystów i rękodzielników.
Na takie zapotrzebowanie odpowiadają licznie powstające małe manufaktury (rozumiane nie w znaczeniu XVI-wiecznym, ale współczesnym), pracownie i studia. Należą do nich m.in. Kwiaciarnia Grafiki i reddot.printstudio z Warszawy, studio BLOT z Łodzi, Warsztat Pracy z Poznania czy PANATO z Wrocławia. Są to miejsca, które zajmują się nie tylko projektowaniem wzorów tkanin, ale również drukowaniem (techniką sitodruku), szyciem, a następnie sprzedażą wytworzonych przez siebie produktów, tym samym podejmując ideę Spółdzielni "Ład". Oprócz działania regularnych pracowni, jak tych wyżej wymienionych, możemy również zaobserwować ruch zrzeszania się grup rękodzielniczych. Do najświeższych przykładów należą: powstała w 2015 roku nieformalna grupa artystyczna GRAFIANIE, założona przez Artura Boguckiego, a wywodząca się bezpośrednio z Ośrodka Kultury w Niemodlinie, oraz SitoOgrodnicy z Wrocławia, działający od września br. w MiserArt – strefie kreatywnej w labiryncie wykluczenia, miejscu wyjątkowym, bo mającym za zadanie m.in. stworzenie kilku różnych pracowni rękodzieła z udziałem osób wychodzących z bezdomności. Jedną z nich jest pracownia sitodruku ręcznego, umożliwiająca druk metrażowy tkanin (np. obrusów czy zasłon).
Co oznaczają te zmiany? Wreszcie zakup dzieła bezpośrednio od twórcy stał się możliwy. Takiego scenariusza wydarzeń nie przewidzieli nawet założyciele Spółdzielni "Ład", z pewnością ucieszyła by się z nich również Wanda Telakowska. Co to może oznaczać dla wzornictwa tkanin? Przede wszystkim zainteresowanie wzorami proponowanymi przez polskich projektantów. Wskazywałby na to sukces takich marek odzieżowych jak Pan tu nie stał, Dream Nation, Gryfnie czy dzień dobry, tworzonymi przez młodych polskich projektantów, bądź też z nimi współpracującymi. Byłoby wspaniale, gdyby nastąpiło odrodzenie Polskiej Szkoły Tkaniny – nie pod postacią kolejnych, być może wspaniałych, jednak tylko eksponatów na łódzkim Triennale, ale jako "żywych" materiałów, dostępnych równie łatwo, jak zasłony ze szwedzkiego marketu meblowego.
Autorka: Natalia Jerzak