Na próżno. Najsilniejsze argumenty na rzecz nieporównywalności Zagłady z jakimkolwiek krwawym wydarzeniem z dziejów świata podał w dyskusji z Noltem Jürgen Habermas. Dziś ich nie słychać. Zostały odsunięte i przykryte przez nowomowę lewicowych historyków niemieckich, ponieważ to oni stoją dziś w awangardzie tych, którzy kwestionują myśl o wyjątkowości Szoa. Jak to ujął cokolwiek profetycznie znany rewizjonista niemiecki: "w kraju bez historii przyszłość stanie się łupem tego, kto będzie potrafił zapełnić lukę we wspomnieniach, ujmie rzecz w formuły i podsunie interpretację przeszłości".
Muszę przyznać, że wielkie wrażenie zrobił na mnie wykład odchodzącego na emeryturę profesora Michaela Wildta "Wyjątkowość Holokaustu?" Do ofiar Szoa – twierdzi on – należy zaliczyć nie tylko Żydów, lecz wszystkie ofiary prześladowań na tle rasistowskim. Między ofiarami znaleźć się bowiem powinny osoby poddawane przymusowej sterylizacji, osoby o odmiennej niż tradycyjna orientacji seksualnej, chorzy, niepełnosprawni, Cyganie, ale także Polacy oraz wszyscy oczekujący pod koniec lat 30. i przez lata 40. na swą kolej do eutanazji. Ofiary te nazywano osobami "wybrakowanymi", przez co "mniej wartościowymi" (Vernichtung von lebensunwertem Leben). I nie byli to wyłącznie Żydzi. "Rozumie się samo przez się – głosi Wildt ex cathedra Humboldt-Universität zu Berlin – że historia takiego Holokaustu, pojmowanego jako splot rozmaitych zjawisk przemocy, nie będzie tylko historią niemiecką, lecz może być badana i zrozumiana jedynie w wymiarze europejskim". To nie Niemcy odpowiadają za Szoa – lub słabiej: nie tylko oni – ale wszyscy Europejczycy, ponieważ nie tylko w Niemczech, lecz na terenie całej Europy doszło w pierwszej połowie XX wieku do "załamania cywilizacyjnego". W pojedynkę Niemcy do niczego by nie doszli, potrzebowali pomocników w dziele zbrodni i ich znaleźli. Nie było to wcale trudne. "Bez znaczącego udziału ludności miejscowej Niemcy, cierpiący na braki kadrowe w swych instytucjach okupacyjnych, nie zdołaliby dokonać owych masowych zbrodni". Dlatego Szoa należy umieścić w szerszym kontekście badań nad kolonializmem, sprawcami zaś uczynić nie Niemców, a Europejczyków. Być może także niemieckiego Żyda Husserla, który odmawiał mieszkańcom "trzeciego świata" należnego im człowieczeństwa. "Proces ten jest nieuchronny, ponieważ społeczeństwo niemieckie od czasu pierwszego sporu historyków wyraźnie się zmieniło, stało się bardziej otwarte na świat, a w zglobalizowanym świecie takowym stać się musi, jak dowodzi tego dyskusja wokół zrabowanych w czasach kolonialnych skarbów sztuki, przede wszystkim jednak dlatego, że społeczeństwo niemieckie kształtowane jest dziś przez znaczną liczbę ludności o przeszłości imigranckiej, którzy ze swej strony domagają się, by społeczeństwo w większości dostrzegło ich doświadczenia i pamięć".
Najważniejszy wniosek, jaki płynie z wywodów Wildta jest chyba taki: nie wolno Niemcom pozwalać opowiadać o Szoa tak, jak by opowiedzieć o tym wydarzeniu oni sami chcieli. Są stroną w tej sprawie, nie sędzią. Zarazem Niemcy to wielcy spryciarze. Potrafią rozwodnić nawet tak elementarną prawdę, jak zbrodnia niemiecka na Żydach, przedstawiając ją jako element ogólnoludzkiej przemocy, wypadkową gry sił. My to nie my – mówią. My to także imigranci, którzy niedawno tu przyjechali, nie mieszajcie ich do tego. Na pewno nie wolno dać im się zwieść. Co to, to nie. Akurat podział ról w masakrze na Żydach jest dobrze czytelny, również jej skala i przebieg. Jeżeli kiedykolwiek pojawi się w was moment wahania, po czyjej stronie stoi racja, wracajcie do Rymkiewicza. On wam powie.