Wariacje romantyczne (19) Sceny agonii
Z Markiem Bieńczykiem spotykałem się przez lata głównie w klubie sportowym, na bieżni, czasem przy winie. Spotkania te stanowiły świetny pretekst do rozmowy, wnosiły dużo ciepła i chyba każdemu z nas dawały ułamek radości i zadowolenia. Pandemia ucięła tę zażyłość, a kolejne "lockdowny" sprawiły, że zabarykadowaliśmy się w swoich, położonych po sąsiedzku domach.
Marek zawsze dużo podróżował. Może więc wyjechał? Nie wiem, trudno po latach zacząć mail jałowym "Cześć, co słychać?". Na szczęście zostawił u mnie swoje książki. Od czasu do czasu podczytuję je sobie, wspominając "stare, dobre chwile". Dziś o jednej z nich, mianowicie o scenach agonii Mickiewicza z "Książki twarzy", którą Marek oddał z iście francuską werwą i upodobaniem do spektaklu. Bo w równoległym życiu, jakie prowadzi, jest on Francuzem, a Francuzi, żeby coś zrozumieć, muszą to coś zobaczyć, odczuć na własnej skórze, steatralizować, "polizać". "Dla Francuza – pisał Cioran – liczy się nie sama śmierć – lapsus materii czy zwykła niestosowność – lecz nasza postawa wobec bliźnich, strategia pożegnań, kontenans, jaki narzuca nam kalkulacja naszej próżności, krótko mówiąc – postawa; bynajmniej nie debata wewnętrzna, lecz z innymi: widowisko". Nie to jest zatem ważne, kto oraz że umiera, ale jak to robi. I właśnie w "Książce twarzy" Marek Bieńczyk upublicznił umieranie wieszcza, wyjawił jego najbardziej sekretne, znane tylko jemu, Markowi, szczegóły. Zrobił to fachowo, po francusku, więc dla efektu.
W ramach nowej dyscypliny naukowej, którą określa mianem "tanatografii porównawczej", zestawia Bieńczyk ze sobą dwa osobne umierania: umieranie francuskie i inne, na przykład polskie. Po francusku umierał Wiktor Hugo, którego ostatnie chwile były, jak to się dziś mówi, "zjawiskowe", spektakularne. Od rana do wieczora trąbiły o nich wszystkie gazety. Rankiem 15 maja 1885 roku informowały o nagłym pogorszeniu się zdrowia pisarza, by tego samego dnia, pod wieczór, odnotować jego poprawę. Czytelnicy "Le Figaro" odetchnęli z ulgą, gdy Hugo zjadł zupę, a ci, co kształtowali swój obraz świata na podstawie doniesień "Echo de Paris", dowiedzieli się, że nawet łyknął koniaczku. "Przez kolejne dni, aż do śmierci w piątek, choroba Hugo pozostaje najważniejszym narodowym wydarzeniem. Mówi o nim cały Paryż; ulica i senat. Jest to w istocie – po raz pierwszy na taką skalę – umieranie przekazywane na żywo, wedle ówczesnych możliwości technicznych".
Na tle takiego ostentacyjnego umierania agonia polskiego wieszcza, który schodził plus minus trzydzieści lat wcześniej, to umieranie skromne, prywatne i, choć "nienowoczesne", "romantyczne", nie pozbawione dramatyzmu. Bezpośrednim świadkiem umierania poety był pułkownik Bednarczyk, który pod nieobecność lekarza i służącego, postanowił złożyć mu nieoczekiwaną wizytę. Było to 26 listopada 1855 roku. Zastał go w drodze do toalety, w samej koszuli, nieobutego, przytrzymującego się futryny. Na wierzch wyszła trupia bladość twarzy Mickiewicza. Bednarczyk chcąc pomóc wieszczowi przejść od progu do łóżka objął go jakoś tak niezdarnie, że obaj upadli. "Lecz gdy rąk od futryny drzwi nie opuszczał – wspomina – bo spazmatycznie był ją pochwycił, starałem się jedną jego rękę od futryny oderwać, trzymając go drugą wciąż wpółobjętego, co gdy po wysileniu mi się wreszcie udało (…) ciało jego, którym już wcalem nie władał, tak mi zaciążyło, żem z nim razem padł na podłogę, ledwie na kolanach moich się wstrzymać zdołałem i temu zawdzięczam, że i upadek jego powolniejszym uczynić mogłem". Gdy wreszcie ułożył wieszcza na piernatach, ten "kiwnął powtórnie ręką, kazał sobie lepiej pod poduszkę podsunąć małą sumkę złota, którą posiadał, a która pod ciałem leżąc, zapewne go gniotła". Bieńczyk twierdzi – ja zaś chętnie w to wierzę – iż pułkownik Bednarczyk zobaczył więcej, niż było mu przeznaczone, odebrał bowiem świadectwo, o które nie zabiegał i nie zasłużył na nie, przez co później miał doznać w głowie nawet mętliku, jeśli wręcz nie pomieszania.
Tak oto splotły się dwa ciała: ciało żywe, sprężyste, wojskowe z ciałem w upadku, topornym, coraz mniej rzeczywistym. Ale splotło się też to, co imponderabilne z pragnieniem bardzo doczesnym, mianowicie z charakterystycznym dla tego świata pragnieniem złota. Niechby w ten sposób – przez złoto – na chwilę się tej doczesności przytrzymać i zapuścić w nią coraz wątlejsze korzonki! Chwilę później zjawili się nareszcie towarzysze ostatniej drogi poety – jego służący Służalski i lekarz Levi. Mickiewicz chciał im coś podyktować. Służalski zabrał się do notowania, ale niczego nie zdołał posłyszeć. "Do wypowiedzenia nie doszło" – pisze Bieńczyk.
Upadek z Bednarczykiem i późniejsza niemota wieszcza odsłaniają dwa wymiary agonii. Czym innym jest bowiem umieranie, w którym świat stanowi dla umierającego ciała bolesne gwoździe, uporczywie wiążące go z materią, czym innym zaś moment śmierci. Ona sama – śmierć – odbiera słowa również tym, których pokochali bogowie. Zarazem zsyła na umierającego wytęskniony w agonii spokój, owe "to", o którym tak przenikliwie pisali na starość Lew Tołstoj ("Śmierć Iwana Ilicza") i Czesław Miłosz ("To").
Podstawa: Marek Bieńczyk, "Książka twarzy", Warszawa 2011, Emile M. Cioran, "Pokusa istnienia", przeł. K. Jarosz, Warszawa 2003, Lew Tołstoj, "Śmierć Iwana Ilicza", przeł. J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1960, Czesław Miłosz, "To", Kraków 2001.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]