"Venus in Fur" to erotyczna komedia o reżyserze zniewolonym przez pożądanie podczas przesłuchania aktorki. Po wyczerpującym castingu do głównej roli w swojej nowej sztuce, reżyser Thomas (Mathieu Amalric) narzeka na znikomy talent kandydatek. Żadna nie nadaje się do roli kobiety, która zawiera umowę z mężczyzną, by uczynić z niego niewolnika. Thomas już zbiera się do wyjścia, gdy do teatru wbiega Vanda (Emmanuelle Seigner), prawdziwy huragan erotycznej energii.
Polański teatralny
Początkowo Vanda wydaje się być bezczelna, niewychowana, zdesperowana i nieprzygotowana. Gdy Thomas niechętnie zgadza się dać jej szansę, aktorka przechodzi oszałamiającą i hipnotyzującą transformację. Nie tylko idealnie pasuje do roli, ale jest też do niej perfekcyjnie przygotowana - kupiła potrzebne rekwizyty, przeczytała materiał źródłowy, a każdy fragment dialogu zna na pamięć. Podobieństwo do granej przez nią bohaterki okazuje się wręcz zastanawiające. Przesłuchanie nabiera tempa, a zauroczenie Thomasa stopniowo przeradza się w obsesję. Vanda z upływem czasu przyjmuje coraz bardziej dominującą rolę, aby w końcu kompletnie odwrócić bilans sił - dokładnie tak, jak w sztuce.
Po wielkim sukcesie "Rzezi" według Yasminy Rezy, innego hitu teatralnych scen, Polański znów sięga po broadwayowski przebój. Komediowa "Venus in Fur" to adaptacja sztuki Davida Ivesa inspirowanej nowelą "Wenus w futrze" Leopolda von Sacher-Masocha, od którego nazwiska wywodzi się termin masochizm. Erotyczna komedia reżyserowana przez Waltera Bobbie otrzymała nominację do nagrody Tony 2012 dla najlepszej sztuki nowojorskich scen, wcielający się w postać reżysera Hugh Dancy nominowany był do nagrody aktorskiej, a Nina Arianda za kreację erotycznie rozbuchanej aktoreczki otrzymała Tony dla najlepszej aktorki.
We francusko-polskiej koprodukcji zobaczymy gwiazdy francuskiego kina. W rolę Vandy wcieli się Emmanuelle Seigner, żona Romana Polańskiego znana z takich filmów jak "Motyl i Skafander", "Frantic", "Gorzkie gody" i "Dziewiąte wrota", a w roli reżysera obejrzymy Mathieu Amalrica, jednego z najwybitniejszych francuskich aktorów współczesnych. Amalric jest laureatem aż trzech Cezarów za role w filmach "O co chodzi w seksie?" i "Królowie i królowa" Arnauda Desplechina oraz "Motylu i skafandrze" Juliana Schnabela. Szerokiej publiczności znany jest dzięki takim obrazom jak "Quantum of Solace" Marca Forstera i "Monachium" Stevena Spielberga.
Za kamerą najnowszego filmu polskiego mistrza stanął Paweł Edelman, który współpracował z Polańskim na planach "Pianisty", "Oliviera Twista", "Autora widmo" oraz "Rzezi". Polskim współproducentem jest Monolith Films, który będzie także dystrybutorem filmu.
"Wenus w futrze" oczami krytyków
Podczas festiwalu w Cannes film Polańskiego wzbudził kontrowersje, a krytycy jednocześnie chwalili formalną biegłość reżysera i pytali, gdzie przebiega granica między autobiografizmem i ironią twórcy "Dziecka Rosemary".
David Rooney z "The Hollywood Reporter" pisze w swej recenzji, iż w nowym filmie "...umiłowanie Romana Polańskiego do psychoseksualnych gier umysłowych prowadzonych w klaustrofobicznych przestrzeniach zostaje cudownie zrewidowane". Według Rooneya "Wenus w futrze" rządzi "przekorna dialektyka ujarzmiania i władzy, uprzedmiotowienia kobiet i ostrej krytyki zniewieścienia...". Krytyk prestiżowego pisma zwraca też uwagę na znakomity warsztat filmu Polskiego twórcy:
Sugestywne, często humorystyczne melodie Desplata są ogromnym atutem filmu Polańskiego,(…) a wyrazy uznania muszą także trafić do scenografa Jeana Rabasse i operatora Pawła Edelmana za ich pomysłowość w tworzeniu wielopłaszczyznowego środowiska w tak ciasnej przestrzeni".
Peter Bradshaw z brytyjskiego "Guardiana" ocenia film na zaledwie trzy gwiazdki w pięciostopniowej skali, pisząc jednocześnie, że:
'Wenus w futrze' to film zabawny, nawet jeśli szarada Polańskiego czasami zbyt brutalnie rozprawia się z tematem płci i seksualnej gry, w którą wszyscy gramy...".
Robbie Collin z "The Telegraph" określa film Polańskiego jako "żwawą komedia seksu i władzy" i dodaje: "Zasadniczo jest to prosta historia sadomasochistycznej relacji. Najbardziej elektryzującym elementem tego dramatu jest granica oddzielająca prawdę od sztuki. A Polański z rozmachem zaciera tę granicę".
W krytycznej recenzji Jessica Kiang z portalu IndieWire notuje wprawdzie, że "Wenus..." naznaczona jest seksualną pychą starzejącego się mężczyzny, ale komplementuje grę aktorów i inscenizacyjny talent Polańskiego: "Seigner jest niesamowita i zasługuje na wszystkie pochwały, jakie otrzymuje za swą kreację", a "'Wenus...' ma w sobie dowcip i dialogi przypominające szermierkę na słowa".
Bardziej entuzjastyczni są polscy krytycy. Karolina Pasternak relacjonująca francuski festiwal dla portalu Stopklatka pisze:
Polański swoim zwyczajem daje więc widzom pożywkę dla i tak rozbudzonej jego burzliwym życiorysem wyobraźni. Ale przede wszystkim serwuje nam wyśmienite filmowe danie. Proste, ale wykwintne. Składające się niby z kilku ledwie składników. Ale liczy się jakość, a nie ilość. (...) W rękach większości innych reżyserów przeniesienie sztuki Ivesa na duży ekran skończyłoby się sromotną porażką. Polański jak zwykle wyszedł z tego z klasą.
Marcin Pietrzyk z Filmwebu pisze zaś entuzjastycznie:
Jedno pomieszczenie. Dwójka aktorów. To wystarczy, by stworzyć film ocierający się o genialność. Roman Polański powrócił na szczyt kinowego Olimpu, gdzie nie było go już od wielu, wielu lat. To, co obserwujemy na ekranie, to starcie dwóch osobowości, walka o wpływy i dominację. Całość można oglądać jako niezobowiązującą komedyjkę, pełną ciętych dialogów i brawurowych popisów sztuki aktorskiej. Ale można też spojrzeć na film jak na wysublimowaną ucztę intelektualną, oferującą wiele poziomów interpretacji. (...) Od czasu "Frantica" żaden film Polańskiego nie zrobił na mnie tak piorunującego wrażenia.
Także Tadeusz Sobolewski z "Gazety Wyborczej" widzi w filmie Polańskiego jeden z najlepszych filmów tegorocznego festiwalu w Cannes. Pisząc o autobiograficznych wątkach w najnowszym obrazie twórcy, zauważa on:
Polański (...) prowokuje widza oczekującego "zwierzeń" - śmieje mu się w nos. Ten śmiech na moment zastyga w finale. W "Wenus w futrze" Sacher-Masoch przytacza zdanie Gogola, że "prawdziwie komiczna muza pod maską uśmiechu i wesołości łzę roni". Coś z tego jest w filmie, gdy teatr, w którym rozgrywa się cała akcja, zamienia się w rzeczywistość i aktorka w futrze objawia się jako groźna, żeńska bogini, która wykonuje swój dziki taniec, podczas gdy mężczyzna przygląda się temu jak niewolnik przywiązany do fallicznej kolumny. Ta scena - jak taneczny numer z kiczowatego musicalu - odreagowuje jakiś rzeczywisty ból. Choć zarazem bierze go w cudzysłów. Wszystko, co oglądamy, jest przecież teatrem, fantazją autora. To, co jesteśmy gotowi potraktować naiwnie jak zwierzenie, jest tylko maską, kolejną kulisą. (...)Jednak jest coś, co w tym męsko-damskim kontredansie brzmi serio: nagłe objawienie się kobiety jako bogini, pociągającej i groźnej. Jakby w dyskusji z feminizmem, demokratyzacją i zrównywaniem płci Polański robi to, co zawsze robił w kinie - odsłania świat okrutny, oparty na nierówności i wiecznej dominacji jednej lub drugiej strony. A zarazem przygląda się temu jak przedstawieniu teatralnemu, gdzie mistrzostwo artysty rekompensuje wszelkie despekty doznane od życia" - zauważa recenent "Wyborczej".
Źródło: materiały prasowe, Guardian, The Telegraph, IndieWire, Stopklatka, Filmweb, The Hollywood Reporter, Gazeta Wyborcza, informacje własne, opr. BS, aktulalizacja LS - 18.04.2013