Największa scena teatralna w Polsce - Teatr Telewizji, zjawisko w świecie nietypowe, dziwaczne nawet, w polskim życiu kulturalnym zajmuje miejsce szczególne. Czym jest ta hybryda, to połączenie sceny z ekranem; nie zwykła transmisja na ekran tego, co działo się na scenie, ale właśnie połączenie?
Słowo "teatr" nie pojawia się tu przypadkowo i nie jest wcale przesadzone. Oto w telewizji publicznej istnieje od wielu dziesięcioleci samodzielna redakcja działająca na wzór normalnego repertuarowego teatru. Ma dyrektora dysponującego samodzielnym budżetem, kierowników literackich, buduje pewną linię repertuarową, wybiera teksty warte inscenizowania, wynajmuje aktorów, prowadzi próby, projektuje i buduje scenografię, wreszcie daje na antenie premierę. Kilka razy w tygodniu, w czterech programach telewizji publicznej (dwóch ogólnopolskich, regionalnym i satelitarnym, emitowanym na cały świat), w stałe dni i o stałej godzinie emituje w całości przedstawienie teatralne niczym w prawdziwym teatrze - od pierwszego do ostatniego słowa, od podniesienia do opuszczenia kurtyny. Teatr Telewizji nie ma wprawdzie stałego zespołu aktorskiego, ale pracuje regularnie z grupą najwybitniejszych polskich aktorów dramatycznych. Jest to więc idea znacznie poważniejsza niż pomysł na znalezienie kilku godzin w tygodniu, kiedy zamiast teleturniejów, transmisji sportowych lub wiadomości, pokazuje się jakieś przedstawienia teatralne. Idea ta tak właśnie została zakrojona od samego początku.
Teatr Telewizji wystawia rocznie około pięćdziesięciu nowych przedstawień. Nie ma drugiego teatru w Polsce, prawdopodobnie nawet w świecie, który dawałby w sezonie tyle premier. Kiedy po przełomie 1989 w polskim środowisku teatralnym prowadzono burzliwą dyskusję nad nowym kształtem teatru narodowego (zastanawiano się, czy winien to być teatr klasyczny, realizujący kanon literacki na wzór francuskiej Comédie-Française, czy może teatr nie oglądający się na przeszłość, ale wytyczający nowe, nietradycyjne drogi), byli i tacy, którzy w ogóle przeciwstawiali się samej idei sceny narodowej. Po cóż nam kolejny teatr narodowy - powiadali. Przecież jego rolę, z kilkoma milionami widzów, spełnia już znakomicie Teatr Telewizji.
A jednak, mimo oczywistych, niepowtarzalnych atutów, do dzisiaj trwają spory formalne i estetyczne dotyczące tej największej sceny w Polsce. Czym powinna być: miejscem, w którym dokumentuje się po prostu co sezon najlepsze przedstawienia teatrów tradycyjnych? A może samodzielnym teatrem, który realizuje własną, niechby i kontrowersyjną linię repertuarową? Dylemat ten, tak stary, jak sama instytucja, streszcza się najlepiej w pytaniu - Teatr Telewizji, czy tylko teatr w telewizji? Oba te kierunki nie stoją zresztą wobec siebie w całkowitej sprzeczności. Dość przypomnieć choćby telewizyjne przeniesienia przedstawień Tadeusza Kantora, które choć wyszły pierwotnie z Teatru Cricot 2, są także ważnym dorobkiem telewizyjnym.
Spór ten zyskał na ostrości i znaczeniu w ostatnich latach, wraz z pojawieniem się nowych form telewizyjnych, wraz z błyskawicznym rozwojem technik wizyjnych. Jakiej szukać estetyki, żeby przedstawienia nie przypominały niebezpiecznie tandetnych, niskobudżetowych seriali? Wykorzystywać plenery, czy grać tylko we wnętrzach. Jeśli we wnętrzach, to czy budować sztuczną, teatralną scenografię, czy wykorzystywać wnętrza naturalne, unikać efektów technicznych, zniekształceń montażowych, na które pozwala kino i telewizja, czy trzymać się surowych zasad teatralnych. Twórcy Teatru Telewizji wydają się świadomi tych zagrożeń - nieustannie starają się szukać oryginalnej, wyrazistej formuły dla tej nietypowej sceny.
Polski Teatr Telewizji pełni nie tylko rolę inscenizatora. Daje spektakl, ale dba także o materię literacką. Obok przedstawień klasycznych, właśnie owego tradycyjnego kanonu polskiego i światowego, do którego należą między innymi Moliere, Szekspir, de Musset, Czechow, Mickiewicz, Słowacki, obok polskiego kanonu dwudziestowiecznego z Gombrowiczem, Witkacym, Różewiczem i Mrożkiem na czele, sporo miejsca zajmują prapremiery dramaturgii współczesnej. Co więcej - Teatr Telewizji nie tylko nie ucieka od literatury współczesnej, ale sam jej szuka, rozpisuje konkursy na dramat, obserwuje rynek zagraniczny, zamawia tłumaczenia najciekawszych tekstów obcych na język polski. Często więc dramaturgia pokonuje drogę odwrotną, niżby się mogło wydawać. Czasem wędruje z teatru do Teatru Telewizji, zazwyczaj zaś, spopularyzowana przez przedstawienie telewizyjne, później trafia na deski normalnego teatru. Z owych pięćdziesięciu premier rocznie, około dwudziestu stanowią inscenizacje współczesnej dramaturgii polskiej, kolejne kilkanaście to przedstawienia najnowszej dramaturgii obcej. Można więc powiedzieć nieco cynicznie, że nawet, jeśli nie wszystkie realizacje są udane i nie wszystkie spotykają z przychylnym przyjęciem widzów i krytyki, co w końcu zdarza się w każdym teatrze, dzięki scenie telewizyjnej osiąga się inny niebagatelny cel - przyswaja mianowicie polszczyźnie dużo dobrej literatury obcej, której, gdyby nie Teatr Telewizji, nikt by na polski (przynajmniej w takich ilościach) nie tłumaczył.
Nie ma bodaj w polskim teatrze znaczącego reżysera, który nie pracowałby także dla Teatru Telewizji. Wystawiali tam i Konrad Swinarski, i Jerzy Jarocki, i Krystian Lupa. Wskazać można także wiele przykładów reżyserów filmowych, którzy próbowali sił w Teatrze Telewizji, choćby Krzysztof Kieślowski i Andrzej Wajda. Przygotowywali oryginalne przedstawienia a nie proste, automatyczne niemal zapisy przedstawień żywego teatru. Czasem powtarzali swoje wybitne inscenizacje (choćby prace Andrzeja Wajdy nad Dostojewskim).
Teatr Telewizji stał się więc wizytówką kultury wysokiej w masowym medium. Nie ściga się z wynikami oglądalności piłkarskich mistrzostw świata, nie konkuruje z rozrywką popularną i filmem, ale kilka razy w tygodniu ma swoją wierną, kilkumilionową publiczność. Odbija się w nim to, co najlepsze w polskim teatrze, ale byłoby rzeczą krzywdzącą powiedzieć, że jest wtórny wobec teatru tradycyjnego. Jest nie tylko oryginalną formą telewizyjną. Jest chyba samodzielną formą teatralną.
Autor: Marek Radziwon. Tekst został opublikowany w miesięczniku "Ade Teatro" we wrześniu 2002.