Zanim książka ukazała się po polsku w styczniu 2008 roku, wzbudziła strach, że zaszkodzi naszej zagranicznej reputacji, utrwali stereotyp Polaków antysemitów. W Stanach Zjednoczonych wyszła półtora roku wcześniej. Z innym podtytułem. Tu: "Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści". Tam zamiast "tuż po wojnie" było "po Auschwitz"; ostrzej, komentowano u nas. Ale dalej w angielskiej wersji podtytuł informował nie o moralnej zapaści Polaków, tylko o gatunku literackim książki, "Esej z dziedziny interpretacji historii"; neutralnie, zauważyli nasi komentatorzy. W polskim wydaniu pominięto wstępny rozdział z ogólnymi informacjami o powojennej sytuacji w kraju. Autor uznał go za zbędny, bo mówiący o sprawach dla Polaków oczywistych, ale po krytyce za niedostateczne uwzględnienie kontekstu opisywanych wydarzeń doszedł do przekonania, że zbyt wysoko ocenił poziom poinformowania polskich czytelników.
To polskie życie przed życiem Strachu: neurotyczne wypatrywanie amerykańskiej recepcji książki, komentowanie tekstu u nas niedostępnego i wróżenie z edytorskich fusów nie budowało powszechnej gotowości do zmierzenia się ze stawianymi przez Grossa problemami.
Impulsem do napisania Strachu było pytanie: dlaczego Polacy, którzy ratowali Żydów od zagłady, po wyzwoleniu nadal starali się zataić ten fakt przed swoim otoczeniem?
"Cóż to za absurd, żeby ci sami ludzie, którym oddajemy dzisiaj cześć jako Sprawiedliwym wśród Narodów Świata, bali się po wojnie ujawnić swoje szlachetne uczynki"
- nie mógł pojąć, czytając relacje ocalonych i dokumenty na temat Sprawiedliwych, Jan Tomasz Gross.
Strach, według niego, zaciążył na ponownym spotkaniu Żydów z Polakami. Czuły go obie strony. Żydzi bali się wracać do swoich dawnych miejscowości, bo nie było tam już dla nich miejsca i tolerancji. "To ty jeszcze żyjesz?" - witano ich po powrocie, i oni słyszeli w tym okrzyku ton zawodu. Bali się upomnieć o domy, zasiedlone już i przyswojone przez innych. Bali się starać o zwrot należących do nich rzeczy, bo władał nimi już kto inny. Bali się wreszcie z rodzinnych miasteczek wyjeżdżać pociągami z powodu "akcji kolejowej", która w najlepszym razie kończyła się dla nich przegnaniem z wagonu, bez bagażu, ma się rozumieć. Jakoś nikt wcześniej nie zastanawiał się, dlaczego największe skupiska żydowskie powstały na Ziemiach Odzyskanych, a osiedlały się tam nie tylko rodziny z odłączonych kresów, ale również z Kongresówki i Małopolski.
Polacy, wylicza dalej Gross, bali się utracić mienie pożydowskie. Zwraca uwagę na to, że określano w ten sposób także dobra należące do tych Żydów, którzy przeżyli wojnę, wrócili w rodzinne strony i mogliby ubiegać się o zwrot. Teoretycznie... Strach poczuli szantażyści, szmalcownicy, donosiciele i kolaboranci, że ich haniebne czyny wyjdą na jaw. Ale zdaniem historyka, powody do obaw miała także znacznie większa liczba Polaków, którzy zaniechali pomocy lub okazali obojętność wobec zagłady. Dla nich ocaleni Żydzi byli jak chodzący wyrzut sumienia. Na potwierdzenie Gross przytoczył zdanie Tacyta:
"W naturze człowieka leży nienawiść do tych, którym się wyrządziło krzywdę."
Autor Strachu opisuje rozmaite przejawy antysemityzmu. Spontaniczne reakcje ludzi na powroty cudem ocalonych sąsiadów. I dyskryminację w urzędach. Odruchy niechęci u dzieci. Powszechne wówczas przemoc, rabunek, gwałt. Gwałtowne wybuchy nienawiści: zamieszki antyżydowskie w Krakowie i Rzeszowie, czy pogrom kielecki 6 lipca 1946 roku, w którym śmierć poniosło czterdzieści osób. I reakcje społeczeństwa na Kielce, zdaniem Grossa nieadekwatne zwłaszcza ze strony hierarchii kościelnej. Autor analizuje też stereotyp "żydokomuny", którego używa się jako alibi usprawiedliwiającego niechęć do Żydów. Gross stara się udowodnić, że jest to mit, niemający pokrycia w faktach.
Debata publiczna nie nabrała takiego rozmachu, jak po opublikowaniu Sąsiadów. Ale merytoryczne głosy historyków, zarówno afirmujące, jak i i krytyczne wobec książki Grossa, zapełniły jednak pokaźną księgę Wokół 'Strachu', ogłoszoną w tym samym 2008 roku przez krakowski "Znak".
Zmobilizowali się przeciwnicy Jana Tomasza Grossa (właśnie tak: autora, a nie jego książki, tez i argumentów), którego po Sąsiadach uznali za głównego agenta żydowskiego antypolonizmu. Złożyli doniesienie do prokuratury za "lżenie narodu polskiego"; ta nie znalazła jednak podstaw do ścigania. Instytut Pamięci Narodowej jako przeciwwagę dla Strachu wydał książkę mieszkającego w Stanach Zjednoczonych historyka Marka Jana Chodakiewicza Po Zagładzie. A ten na spotkaniach promocyjnych organizowanych przez Instytut popisywał się bon motami, że Gross nie należy do świata nauki, tylko popkultury, jak piosenkarka Doda Elektroda. A prezes IPN Janusz Kurtyka nazwał autora Strachu wampirem historiografii. Wielkie tournée po kraju z seansami nienawiści do Grossa odbył publicysta Radia Maryja i "Naszego Dziennika" Jerzy Robert Nowak. Swe wiece, podczas których stale odbywały się antysemickie manifestacje, zwoływał w kościołach i domach parafialnych. Metropolita krakowski Stanisław Dziwisz publicznie zganił "Znak" za opublikowanie Strachu. O występach Nowaka nie wypowiedział się.
Najpoważniejszą reakcją na Strach, ale z konieczności odłożoną w czasie, były badania naukowe nad powojennym antysemityzmem, podjęte m.in. przez Centrum Badania Zagłady Żydów Polskiej Akademii Nauk, i książki, potwierdzające i opisujące to zjawisko, m.in. Barbary Engelking i Jana Grabowskiego (są w zapowiedziach wydawniczych na I kwartał 2011 roku).
Autor: Andrzej Kaczyński, luty 2011