Joanna Poros: 3 października 2015 obejmie Pani obowiązki dyrektorskie w PISF. Na festiwalu w Gdyni zapowiedziała Pani: "Zrobię wszystko, żeby kontynuować z równą skutecznością tę misję, którą rozpoczęła Agnieszka Odorowicz, która jest nie tylko moją przyjaciółką, ale też źródłem inspiracji. Mam nadzieję, że to, co będę w stanie dodać, wnieść od siebie, będzie dla państwa i satysfakcjonujące, i równie inspirujące". Co warto w PISF kontynuować, a co nowego wprowadzić?
Magdalena Sroka: Podoba mi się to, co jest podstawą funkcjonowania Instytutu i co wynika z ustawy o kinematografii: że PISF to wspólne przedsięwzięcie twórców, producentów i pracowników tej instytucji. Że polityka PISF musi być wypracowywana wspólnie. Wizja rozwoju też musi być wypracowywana wspólnie. Osiągnięciem Agnieszki Odorowicz jest m.in. umiejętność wypracowywania konsensusu między środowiskami. To na pewno droga, którą trzeba podążać - oczywiście stale poruszając nowe tematy, dotyczące profesjonalizmu produkcji, ale też profesjonalizmu samego procesu aplikowania o dofinansowanie filmów oraz prac nad developmentem.
Są kwestie, które muszą połączyć całe środowisko i doprowadzić do zmian legislacyjnych, przede wszystkim w obszarze ordynacji podatkowej. Na pewno będziemy walczyć o to, by zaszła zmiana w prawie - żebyśmy mieli realny system wspierania polskich producentów audiowizualnych, aby ich funkcjonowanie na tym rynku mogło być konkurencyjne wobec działalności producentów audiowizualnych w innych krajach Europy. W tej chwili większość państw europejskich ma system zachęt podatkowych. Chcemy, by taki system został zaimplementowany także w prawie polskim.
Inny temat, który rozpoczął swoje życie już jakiś czas temu w PISF i który musi być kontynuowany, to zacieśnianie współpracy oraz wypracowanie konsensusu i katalogu dobrych praktyk na styku producent-dystrybutor-kino. To sprawa wciąż otwarta, wymagająca szerokich środowiskowych dyskusji, większej transparentności i większego zjednoczenia.
Bardzo ważne jest zabieganie o większy zwrot środków z eksploatacji filmu. Pieniądze mają trafiać do wszystkich, to jest zapisane w umowach. Zarówno producent, jak i na samym końcu PISF, który ma tę dotacje w postaci zwrotu odbierać, są beneficjentami tego, co eksploatowany film wypracowuje. Jednak są tymi beneficjentami w nikłym stopniu. Ta sytuacja musi ulec zmianie - ponieważ na pewno będziemy się często spotykać z pytaniem: jak radzimy sobie z tym, by pulę środków publicznych na rozwój kinematografii stale powiększać. W obecnym stanie rzeczy jej nie powiększamy - tymczasem jest to jedno z zadań, które przed nami stoją. Całe środowisko wspólnie musi zmierzyć się z tym zagadnieniem.
Ważnym zadaniem jest też oczywiście promocja polskiego kina za granicą, tworzenie na świecie mody na polskie kino.
Instytut ma problem związany z tym, że od początku swojego istnienia na działalność własną - nie na tę działalność, która związana jest z redystrybucją środków na produkcję filmową - nie uzyskał zwiększenia budżetowego. PISF od dziesięciu lat funkcjonuje w mniej więcej takich samych realiach finansowych. Niesie to ze sobą takie smutne konsekwencje, jak stale zbyt mała liczba etatów. Składanych w PISF wniosków o dofinansowanie filmów jest z roku na rok więcej. I zarazem coraz dłużej trwa procedura ich oceny oraz zawierania umów - ponieważ ta sama grupa pracujących w Instytucie ludzi ma wielokrotnie więcej pracy niż miała na początku jego działalności.
Chciałaby Pani wzmocnić kadrowo zespół PISF?
Mówię na przykład o wzmocnieniu zespołu o taką ekipę, która koordynowałaby i gromadziła kompetencje związane z promowaniem polskiego filmu za granicą. W PISF już taka grupa istnieje, ale w "wersji szczątkowej". Te problemy to wynik zapisu z 2008 r. o niemożności zwiększenia liczby etatów w sferze budżetowej. Jest dużo spraw, które ciągną się za nami, a które wynikają z ograniczeń prawnych, z dyscypliny finansów publicznych. Te tematy na pewno muszą stać się przedmiotem szerszej dyskusji i negocjacji.