Rafał Blechacz, fot. Felix Broede
Rafał Blechacz wydał nową płytę w Deutsche Grammophon - po interpretacjach Debussy'ego i Szymanowskiego, znowu powraca do repertuaru Chopinowskiego.
Polonez wywodzi się z pieszego tańca, powstałego na polskiej wsi. W drugiej połowie XVIII wieku taniec przeszedł na salony miejscowych magnatów, a niedługo potem znalazł swoje miejsce nawet w królewskich salach balowych. Polonezy nagrywali wszyscy wybitni pianiści zajmujący się Chopinem: Artur Rubinstein, Ivo Pogorelić, Krystian Zimerman i inni. Ostatnio zainteresowanie polonezami znowu zaczyna wzrastać, swoje interpretacje polonezów na orkiestrę dętą nagrał nawet Marcin Masecki, awangardyzujący kompozytor jazzowy. Teraz płytę poświęconą Chopinowskim polonezom nagrał Rafał Blechacz. W rozmowie z Culture.pl zwycięzca Konkursu Chopinowskiego opowiada o tym czym są dla niego polonezy i jak powstała jego najnowsza płyta.
Filip Lech (Culture.pl): Polonez w historii muzyki zapisał się nie tylko dzięki Chopinowi, pisali je także: Bach, Mozart i inni. Czym w swej istocie jest polonez dla pana?
Rafał Blechacz: Polonez jest przede wszystkim bardzo mocno związany z polską kulturą narodową. Na początku był to typowy taniec, później był stylizowany przez innych twórców – wpierw polskich, ale przeniknął też do muzyki europejskiej. Szczytową formę uzyskał u kompozytorów polskich, a najbardziej u Fryderyka Chopina. On nadał mazurkom i polonezom kształt artystyczny. Dla mnie polonez jest niewątpliwie wyznacznikiem naszej narodowej kultury, w przypadku ich interpretacji odcięcie się od tego jest absolutnie niemożliwe. Nie chcę przez to powiedzieć, że tylko pianiści o pochodzeniu polskim mogą interpretować te utwory. Dla interpretacji najważniejszą kwestią będzie wrażliwość artystyczna, to dzięki niej pianista może zinterpretować mazurki, polonezy - nawet jeśli nie ma żadnych polskich korzeni. Takich przykładów jest wiele.
Czy wśród pańskich poprzedników ma pan jakiś ideał wykonania polonezów, najbliższą interpretację?
Nie ma aż tak wiele nagrań wszystkich siedmiu polonezów Fryderyka Chopina. Bardzo bliska jest mi interpretacja Artura Rubinsteina, mam chyba wszystkie jego nagrania tych utworów, z trzech różnych okresów twórczości. Jego wizja polonezów, a także mazurków, była mi zawsze bardzo bliska. Cenię też nagrania polonezów Maurizio Polliniego dokonane dla Detusche Grammophon w 1976 roku. Od tego czasu nikt nie nagrał kompletu chopinowskich polonezów dla tej wytwórni.
Czym kierował się Pan w doborze repertuaru?
Bardzo często wykonywałem wszystkie polonezy na różnych koncertach, zarówno w Europie, jak i w Stanach, na różnych fortepianach. Mniej więcej dwa lata temu podjąłem decyzję, że warto byłoby te utwory zarejestrować. Również z tego powodu, że moja ostatnia płyta, z repertuarem mniej znanym, nie była chopinowska. Teraz nadszedł czas na utwory, które są bardziej popularne, a zarazem wspaniałe i bardzo piękne.
Jak została zarejestrowana płyta?
Oczywiście nagrywałem ją w warunkach studyjnych. W tym samym studiu, w którym nagrywałem pierwszą płytę – z preludiami Fryderyka Chopina. Instrument z sali koncertowej w Hamburgu wybrałem prawie bez zastanowienia. Dysponuje bardzo szerokim wolumenem brzmieniowym, wszelkie kulminacje, które są w polonezach bardzo ważne, brzmią na tym fortepianie bardzo ładnie. Także części typowo liryczne wychodziły bardzo pięknie. Miałem możliwość szukania różnych odcieni, kolorów dźwięku na tym fortepianie.
Czy ma pan swojego ulubionego poloneza? Na płycie znalazł się słynny Polonez-fantazja As-dur, który uchodzi za najtrudniejszy, wyjątkowo zmienny.
Polonez-fantazja jest rzeczywiście wyjątkowy. To utwór bardzo wymagający pod względem formalnym, ma dużo fragmentów skontrastowanych emocjonalnie i dynamicznie, wydawałoby się - porwanych, oddzielonych tylko dłuższą pauzą. Zawsze mam takie poczucie, kiedy podchodzę do interpretacji tego poloneza, że on strasznie dużo waży. Można by metaforycznie powiedzieć, iż trzeba byłoby nagrać sześć polonezów Fryderyka Chopina na jednym krążku, a na drugim – sam Polonez-fantazja.
Gra pan polonezy od dawna. Czy z perspektywy czasu potrafi pan określić, kiedy w pełni dojrzale potrafił je pan wykonać?
Mam w pamięci swoje pierwsze tournée chopinowskie po Japonii, w 2006 roku, rok po Konkursie Chopinowskim. Miałem 12 recitali, na każdym grałem Polonez-fantazję. Z koncertu na koncert ten utwór stawał mi się coraz bliższy. Podczas ostatnich koncertów miałem poczucie, że przeżyłem przygodę emocjonalną, ale też i podróżniczą – każde kolejne wykonanie wiązało się z innym japońskim miastem.
Potem miałem nieco dłuższą przerwę od tego utworu, ale do niego wróciłem. W Roku Chopinowskim kończyłem nim koncerty. Moje spojrzenie na ten utwór cały czas się kształtowało, ale na jego zarejestrowanie zdecydowałem się dopiero teraz.
Jak będzie wyglądała promocja nowej płyty?
Będę grał koncerty w Niemczech, Hiszpanii. Włoszech, Holandii, w Stanach Zjednoczonych. Po niektórych będzie sprzedaż płyt, podpisywanie programów, mój kontakt z publicznością.
Czy zdradzi pan dalsze plany nagraniowe i repertuarowe?
Plany repertuarowe nie są tajemnicą: na koncertach wykonuję muzykę Karola Szymanowskiego i Fryderyka Chopina. W pierwszych częściach recitali jest muzyka Bacha, Mozarta i Beethovena. Jeśli chodzi o utwory z orkiestrą, to teraz króluje Koncert fortepianowy Schumanna. Następnych projektów nagraniowych nie chciałbym zdradzać, ale kolejna płyta nie będzie chopinowska, nie będzie też poświęcona muzyce polskiej.
Autor: Filip Lech, wrzesień 2013