Mike Bruszewski: Pod koniec 2017 roku wyszedł Twój album "Słowowtóry" – płyta nowatorska na wiele sposobów. To pierwszy "ghostwriterski" album w polskim rapie. Kiedy wpadłeś na pomysł by stworzyć taką płytę na której inni raperzy korzystają z twoich tekstów?
Karol Nowakowski: Na pomysł takiej płyty wpadł mój wieloletni przyjaciel Łukasz Stasiak z którym współtworzyliśmy zespół 2cztery7, a dziś jest moim wydawcą. Oczywiście na ten kierunek najbardziej wpłynęły kwestie zdrowotne. Po nagraniu płyty "Life after deaf" w 2009 roku nie za bardzo wiedziałem, jak działać muzycznie. Straciłem słuch i zacząłem tracić też głos, więc miałem problemy, by nagrać "wokale" i stworzyć kolejny album. Oczywiście to, że głos odmówił mi posłuszeństwa, nie było dla mnie zaskoczeniem – od 2004 roku, kiedy dowiedziałem się o swojej chorobie, wiedziałem, że będę miał takie problemy. W tamtym momencie mojego życia postanowiłem, że mimo choroby stawiam wszystko na jedną kartę – chcę robić muzykę, którą kocham, i tak powstały albumy 2cztery7. Teraz płyta "Słowowtóry" jest kolejnym elementem tej obietnicy, którą kiedyś sobie postawiłem.
Co to za choroba?
Neurofibromatoza typu 2 – za tą skomplikowaną nazwą ukrywają się, w wielkim skrócie, problemy mojego słuchu i mowy. To choroba genetyczna, która powoduje zmiany na zakończeniach nerwowych. Miałem guzy na nerwach słuchowych, które zostały operacyjnie wycięte, mam teraz wszczepione implanty – to dzięki nim słyszę. W skrócie – mam „cyfrowy” a nie naturalny słuch. Choroba powoduje problemy nie tylko ze słuchem, ale i z aparatem mowy. Mam nieruchomy jeden fałd głosowy. Dzięki temu, że w dawnych czasach sporo tego głosu używałem, nagrywając utwory rapowe, to dzisiaj mogę jeszcze mówić, bo aparat mowy jest wyćwiczony, ale głos tak szybko się męczy, że nagranie całej płyty czy granie koncertów jest dla mnie niewykonalne.
To samo tyczy się słuchu. To, że od lat zajmowałem się muzyką, sprawiło, że rozpoznaję dźwięki, można to nazwać "bankiem dźwięków" w mózgu, których chłonąłem wiele przez lata, gdy byłem zdrowy, i dzisiaj mimo utraty słuchu mój umysł prawdopodobnie "podpowiada mi", co słyszę. W końcu bity [podkłady muzyczne na płytę] sam wyselekcjonowałem, przesłuchując dziesiątki podkładów. Szogun [jeden z producentów muzyki] pytał się mnie, jak to zrobiłem, skoro oficjalnie jestem głuchy (śmiech).
Mimo takiej choroby nagrałeś wcześniej solowy album
Jestem jedyną osobą na świecie, która posiada tzw. implanty pniowe z obu stron. Uszy nie biorą udziału w procesie słyszenia, więc śmieję się, że są mi potrzebne po to, by utrzymywać okulary. Co do nagrywania płyty w takim stanie, przypomnę historię związaną z moim solowym albumem "Life after deaf". Amerykański profesor, który zajmuje się właśnie takimi przypadkami jak mój, nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak ja w ogóle istnieje (śmiech). Jego podopieczni mają problem, by w ogóle mówić, a ja gdy spotkałem profesora, wręczyłem mu swoją płytę. Szczęka wylądowała mu na podłodze (śmiech). Mojej żonie powiedział, że to właśnie mój przypadek jest głównym argumentem, by kontynuować program leczenia skutków tej choroby takimi metodami jak implanty.
Przy "Life after deaf" już czułeś, że głos nie domaga?
To był taki okres, że jeszcze w 2008 roku nagrywaliśmy płytę z 2cztery7 "Spaleni innym słońcem", po wydaniu płyty wylądowałem na stole operacyjnym a w 2009 roku nagrywałem już „solowy” album. Intensywny czas. W tym okresie mój głos jeszcze był po prostu wytrenowany, więc tak tego nie odczuwałem. Wystarczy porównać głos z tamtych lat a dzisiaj – jest zmiana. Oczywiście przez ostatnie lata nagrałem jeszcze kilka zwrotek ale stanąłem przed dylematem, co robić dalej.
Ale teksty dalej intensywnie pisałeś, mimo, że nie rapowałeś.
Tak, i w zasadzie z tego wziął się pomysł na płytę "Słowotwóry". Łukasz Stasiak powiedział mi wprost – doszedłeś do pewnej granicy związanej ze zdrowiem, ale nikt przecież nie odbierze ci tego, że piszesz, prawda? Spróbuj w ten sposób – ty piszesz, a inni to wykonają. To był świetny pomysł, który w zasadzie zacząłem realizować już cztery lata temu ale problem pojawił się "wykonawczo", tak to określę. Nikt w Polsce takiej płyty wcześniej nie zrobił. Zaprosiłem sporo osób do współpracy, ale to wymaga ogromu pracy organizacyjnej, logistycznej. Nie jest tak, że wymyślę sobie tekst, zaproszę kogoś do nagrania i ot tak powstaje utwór. Każdy ma swoje płyty, swoje życie, trasy koncertowe, dom w różnych miejscach Polski. Nikt nie był mi w stanie powiedzieć, jak w zasadzie zrobić taką płytę, bo nikt się wcześniej tego nie podjął.