Mikołaj Gliński: W kwietniu 2014 r. minęło 10 lat, od kiedy "Lampa" wychodzi jako miesięcznik. Jednocześnie od początku roku pismo się nie ukazywało - dopiero w kwietniu wyszedł pierwszy numer - w innym formacie i z dopiskiem "miesięcznik nieregularny". Co się dzieje z "Lampą"?
Paweł Dunin-Wąsowicz: Po 10 latach jestem po prostu zmęczony. I tak uważam, że 10 lat to całkiem sporo, jak na robienie pisma takimi środkami, jakie były. Ogólnie zwalniam tempo - chciałbym wrócić do tego, jak było wcześniej, kiedy pismo było bardziej niszowe.
Dlaczego? Co się zmieniło?
Kiedy zaczynałem wydawać miesięcznik 10 lat temu, to oczywiście internet od dawna już istniał, ale nie był tak rozpowszechniony jak obecnie. I na przykład w tej chwili takie rzeczy jak rubryka newsów literackich przestała mieć sens, kiedy ludzie dowiadują się tego z szybszych mediów. To samo, jeżeli chodzi o recenzje. O ile wysokonakładowe media papierowe bardzo skurczyły swoje działy kulturalne jeżeli chodzi o pisanie o książkach, o tyle dużo działalności recenzenckiej przechodzi do internetu i czasem jest to działalność bardzo wysokiej próby, no a czasem niskiej. Oprócz tego jest bardzo silne lobby literatury faktu. Na dodatek kilka bardzo miłych krytyczek postanowiło zostać pisarkami.
We wstępniaku do najnowszego numeru napisałeś, że masz obecnie więcej znajomych na FB niż czytelników "Lampy". Dlaczego młodzi ludzie nie chcą czytać tak fajnego pisma jak "Lampa", które od tylu lat kompetentnie pisze nie tylko o książkach, ale i komiksach i muzyce...
Może "Lampa" wcale nie jest dla nich fajna?
Osoby urodzone w latach 90. nie mają żadnych punktów odniesienia w literaturze - twoje pokolenie miało Masłowską, jakichś innych tam swoich, natomiast teraz jak na razie kogoś takiego nie ma. Z czego to wynika? Bardzo zmieniła się struktura rynku wydawniczego - wydawcom trudno wejść do dystrybucji komercyjnej - o ile wcześniej było dużo księgarń, to dziś większość polikwidowali. Natomiast jest dużo książek w hipermarketach i dwie sieci księgarskie. Te drugie dość silnie selekcjonują swoją ofertę, a niektórych rzeczy w ogóle nie chcą przyjmować. Uważają, że się nie sprzeda albo sugerują że przyjmą jeśli się zapłaci kwotę promocyjną, a taka kwota promocyjna kosztuje drożej niż wydrukowanie książki i zaliczka dla autora. Więc ruchu w interesie nie ma.
Czytaj więcej o Lampie: "Lampa", czyli jak pożenić Lelewela z punkiem
A jak z twojej perspektywy wygląda dziś pisanie o literaturze, tzw. rynek recenzji?
Po katastrofie smoleńskiej istnieją właściwie dwa światy kulturalne - jeden mówi do siebie i drugi mówi do siebie. Jeżeli ukazuje się książka autora, jest omawiana w mediach jednego bądź drugiego klubu politycznego. Jak Twardoch przechodzi na stronę Gwiazdy Śmierci to w "Do Rzeczy" czytam że jest złym pisarzem. Jak Stasiuk pisze "źle" o katastrofie smoleńskiej to w "Do Rzeczy" czytam że jest złym pisarzem. Inna sprawa że należy zazdrościć prawej stronie tak błyskotliwego publicysty jak Andrzej Horubała - nie ma po drugiej stronie kogoś z takim temperamentem, tak wierzącego w literaturę.
Ale Lampa w sumie zawsze próbowała być ponad tymi podziałami - zarówno politycznymi jak i, powiedzmy, artystycznymi?
Był taki czas, że "Lampa" próbowała być poza podziałami na literaturę artystyczną i gatunkową, np. fantastykę i nie było to akceptowane ani przez fandom ani też nie była poważana przez pewne grona ludzi, którzy uważają, że na literaturze znają się lepiej ode mnie.
Więc jaka będzie nowa "Lampa"? Nowy format nawiązuje do czasów, kiedy Lampa była nieregularnikiem, czasów zinowych...
Chcę cały czas znajdować nisze - rzeczy o których inne pisma nie będą pisać. Niekoniecznie o tym, o czym się pisać powinno. O sławnych pisarzy i tak będą wydawcy zabiegali, nigdy nie będę miał najlepszego wywiadu ze słynnym pisarzem. Ponieważ on zostanie zastrzeżony, żeby ukazał się w tygodniku "Iks" czy w dziennniku "Ef". Nie chcę już wracać do robienia pisma w wersji popowej. Przerobiłem to w pierwszych dwóch latach "Lampy" jako miesięcznika i mam tego dosyć.
Jakiego rodzaju teksty będzie można znaleźć w tej nowej-starej "Lampie"?
Chcę zmniejszyć ilość nieważnych wywiadów i recenzji z książek, zwłaszcza zagranicznych. To samo z zagranicznymi płytami - chyba że ktoś by umiał ciekawie pisać o tekstach piosenek, tak jak się chciało kiedyś Małgosi Rejmer pisać, a potem odechciało.
Chcę na pewno wrócić do tego, żeby więcej było prezentacji literackich. Największy problem i tak jest zawsze z tekstami przekrojowymi - pozyskiwanie skomplikowanych form publicystycznych to jest męka. Taki tekst albo wymaga zamiłowania, albo czasu, za który trzeba zapłacić. Ja lubię takie teksty, ale to wymaga przeczesania się przez kilka, kilkanaście źródeł i jeszcze uporządkowania tego.
Takie teksty pisywał Paweł Gołoburda o zmyślonych krainach. Świetny był też tekst Anny Dziewit (obecnie Meller) o antykwariacie pana Huzika. Potem Joanna Siedlecka wytropiła, że Huzik był agentem SB, ale to jest trochę inna historia niż dzieje największego antykwariatu w Warszawie. Z perspektywy 10 lat po jego śmierci można mieć żal do Anny Dziewit, że nie poszła do IPN, ale można mieć też żal do Joanny Siedleckiej, że potrzegała Huzika tylko jako TW, a nie zobaczyła tego co było na Działdowskiej.
Jaka byłaby twoja "Lampa" marzeń?
Jak wygram w Lotto, to może powiem. Na pewno po tych wszystkich przekształceniach internetowych powinna być bardziej gadżetem, czymś co się chce mieć dla ładności. A co jest w środku? Kogo to obchodzi?
A co ostatnio polecasz do czytania? Widzisz jakieś talenty w najnowszej literaturze?
Jest taki autor Jakub Nowak - on nie wydał żadnej ksiązki, ale jego opowiadania w "Nowej Fantastyce" i antologiach są bardzo ciekawe, on stawia świat na głowie. Teraz wyszła książka Radosława Raka "Kocham cię Lilith". To jest taki autor jak Szostak, którego trudno przyporządkować. Poważnie tego potraktować jako literatury fantastycznej się nie da, gdyż jest to rodzaj neo-Grabińskiego, tam jest element fantastyczny, element demoniczny. Ale z punktu widzenia konsumenta literatury jest to taka narracja, taka książka, którą się czyta i chce się wiedzieć co będzie dalej.
[Dźwięk dzwonka - PDW odbiera telefon, rozmawia…]
No, tu dzwoni na przykład jedna młoda autorka, która jest z Żoliborza. Sześć razy podejmowała różne studia i wszystkie rzucała po pół roku. Zajmuje się zawodowo wyprowadzaniem psów... za pieniądze. Wydałem jej powieść "Koniec świata" - autorka nazywa się Daria Porębiak. W nowej Lampie jest tekst jej koleżanki Soni Grodek - bardzo śmieszna, moim zdaniem, proza. Z dużym dystansem do świata.
Czy było coś jeszcze w nowej literaturze, co ci się ostatnio spodobało?
Od pewnego czasu raczej nic mi się nie spodobało, albo podobają mi się rzeczy z zastrzeżeniami. Zależy zresztą czego się wymaga od literatury - niektórzy myślą, że należy lubić tylko jeden rodzaj literatury, a to jest przecież tak jakby jeść tylko pyzy na obiad. Nie można powiedzieć, że lubi się tylko literaturę a la Masłowska albo realizm magiczy ŚP. Garcii Marqueza. Ja na przykład lubię rzeczy bardzo różne: realistyczne i nadrealistyczne. Reportaż też lubię, tylko uważam, że reportaż pogrywa w tym momencie nieczysto, bo ma swoich lobbystów, którzy usiłują światu wmówić, że ważniejsze jest to, co jest prawdziwe, od tego co jest zmyślone. A ja bym tu przywołał Piotra Wojciechowskiego, mojego ulubionego pisarza, rocznik 1938, który mówi, że tylko fikcja jest prawdziwa.
Pisarstwo Wojciechowskiego - zwłaszcza z okresu PRL - to jest moje ulubione pisarstwo. On jest niesamowity. To co wymyślił, nawet trudno nazwać historią alternatywną. W tradycyjnej historii alternatywnej wiadomo, że bieg historii nam znanej rozbiegł się w którymś momencie z wizją artystyczną - u niego nie sposób określić, kiedy się to rozbiegło. To się dzieje jakby w Polsce, ale Polska jest częścią jakiegoś cesarstwa, gdzie nie było faszyzmu, nie było stalinizmu. Cesarstwo nie jest ani Austro-Węgrami ani Rosją, do tego dochodzą kraje fikcyjne, czyli geografia prawdziwa wymieszana z fikcyjną, ale ludzie jednocześnie wcale nie są papierowi. Coś takiego zdarzyło się w "Skazie" Magdaleny Tulli, która też jest taką konstrukcją. Okazuje się, że nie udając realizmu, można otwarcie grać i pokazywać prawdę przy dowolnej fikcji.
Masz listę ulubionych autorów?
Lubię książki Huberatha, Dukaja, Szostaka. Takie, które mają 400 stron i które się czyta, czyta, ale dopiero około 50., 60. strony zaczyna się pojmować zasady świata, że coś się nie zgadza. Takie czytanie przypomina trochę rozwiązywanie zagadki - ale nie kryminalnej... Tak jak w ostatniej powieści Huberatha, w której okazuje się, że bohater tak naprawdę nie żyje, i wcale nie jest na kongresie naukowym. Albo u Dukaja w "Innych pieśniach", gdzie okazuje się, że świat nie jest zbudowany z atomów i elektronów, ale są trzy żywioły jak u Arystotelesa. Takie zagadki to lubię. Ale takich książek nie dostawałem do wydawania.
Teraz, kiedy Lampa będzie dwumiesiecznikiem, będziesz miał więcej czasu na swoje projekty. W jaką stronę pójdzie twoja działalność?
Zobaczyłem, że mam pewne zdolności szperackie. Szczerze mówiąc, taką "Lampę" może każdy zrobić. Mam tyle lat i przeczytałem tyle nieważnych książek, że mogę z nich robić takie rzeczy jak "Warszawa fantastyczna" czy "Fantastyczny Kraków". Teraz robię "Fantastyczny atlas Polski", będzie w nim cała Polska, aneks o baśniowo-fantastycznych kresach pisze Marcin Niemojewski z Instytutu Kultury Polskiej UW. Muszę to skończyć - potrzebuję trzech tygodni, ale takich żeby nikt mi głowy nie zawracał. Oprócz tego potrzebuję dwóch dni w bibliotece, żeby przejrzeć to, czego nie znam. W domu mam trzy półki w dwóch rzędach po osiemdziesiąt centymetrów materiału, które muszę przerobić i czasem z takiej jednej książki wychodzą trzy zdania, a czasem wychodzą dwie strony. W "Atlasie" oprócz Warszawy i Krakowa, będzie Poznań, Wrocław, Zakopane, cały Górny Śląsk.
Poza tym mam 800 tysięcy znaków "Polskiej biblioteki widmowej", w której od lat zbieram informacje o nienapisanych książkach pojawiających się w polskiej literaturze. To też chcę skończyć.
A co znajdziemy w najnowszym numerze “Lampy”?
- Nową "Lampę" tradycyjnie otwiera komiks Macieja Sieńczyka, tuż za nim - inaczej niż zawsze - wstępniak naczelnego. A dalej fragment "Fantastycznego Atlasu Polski" z takimi hasłami, jak Atomice, Cielęcin, Rukusmyku, Zmorojewo czy Żeromsk. A także rozmowy: z poetą Piotrem Macierzyńskim o pisaniu i nie-, z poetą i muzykiem Grzegorzem Kaźmierczakiem z zespołu Variete, z raperką Wdovą, z Remigiuszem Kasprzyckim o historii polskiego punka. Poza tym dłuższy tekst Pawła Konjo Konnaka o legendzie polskiego rocka Robercie Brylewskim i szkic Michała Tabaczyńskiego o poezji smoleńskiej. Poza tym oczywiście dużo nowej literatury (m.in. prozy Sonii Grodek i Juliusza strachoty) i cała masa recenzji.
Rozmawiał: Mikołaj Gliński, kwiecień 2014, Warszawa