Dlaczego kobiety, tak bardzo aktywne w ruchu organizującym strajki i w konspiracji lat osiemdziesiątych, w wolnej Polsce nie zostały politykami? Czy mężczyźni niechętnie wpuszczali dawne współpracowniczki do wielkiej polityki? Czy kobiety same tego nie chciały?
Marta Dzido: Pytanie, dlaczego one nie trafiły do polityki po zwycięstwie Solidarności, towarzyszyło nam przez cały okres pracy nad filmem. Dokonaliśmy odkrycia: mimo że te kobiety nie uczestniczyły w wielkiej polityce, zostały wciągnięte w życie społeczne, ponieważ nadal chciały zmieniać świat na lepsze. To była niezauważalna praca w różnych organizacjach społecznych, działalność charytatywna. Możliwe, że dla wielu kobiet zajęcie się polityką jest czymś, co się robi dla innych, a nie dla siebie. Bez blichtru, stanowisk i bez głośnego nazwiska. To jest próba zmiany życia innych i inna forma aktywności politycznej.
Piotr Śliwowski: Jedna z bohaterek filmu, Joanna Duda-Gwiazda, zażartowała: "Mężczyźni robią politykę pijąc wódkę, polując lub łowiąc ryby. A ponieważ kobiety nie bardzo interesują się tymi rzeczami, to nie zajmują się polityką". Kobiety zawsze inaczej działały w polityce, używały innych narzędzi. Były to, na przykład, nocne audycje w konspiracyjnych radiostacjach, drukowanie gazet, a nie okrągły stół i hasła rzucane z trybun.
Wasz film pozostawia wrażenie, że dla kobiet charakterystyczne jest intuicyjne uczestnictwo w polityce, coś jakby "tak działam, ponieważ tak czuję". A u mężczyzn jest to świadome, logiczne działanie. W przypływie sił kobiety wykonują ogromną pracę, ale na powiedzenie "wiem, jak powinno być" brakuje im już pewności siebie.
MD: Nie uważam, żeby kobiety nie wiedziały, co mają robić dalej. Bohaterki naszego filmu wiedziały to i wyobrażały sobie, jak będzie wyglądać przyszłość. Jednak kompletnie ignorowały stanowiska w polityce i nie dążyły do ich zajmowania.
PŚ: Ta postawa się jednak zmieniła. Teraz kobiety w Polsce stały się znacznie bardziej społecznie agresywne i aktywne. Zachowanie naszych bohaterek zostało w pamięci kobiet współczesnych, które widzą swoją rolę w polityce. Umieją teraz same się obronić i zawalczyć o swoje.
Dlaczego usunęliście mężczyzn z filmu? W ogóle ich w nim nie ma. Nawet jednej wypowiedzi! Czy ich zdanie was nie interesowało?
MD: W Polsce nakręcono mnóstwo filmów o Solidarności. Ich reżyserami byli mężczyźni, one opowiadają o bohaterach-mężczyznach. Było tego tak dużo, że postanowiliśmy udzielić głosu tylko naszym bohaterkom!
PŚ: Jest nawet film o kobietach działających w konspiracji, w którym wypowiadają się tylko mężczyźni.
Przegięliście w drugą stronę. Kolejna genderowa nierówność?
MD: Tak, przyznaję, że nakręciliśmy nieco jednostronną opowieść. Tak naprawdę jednak rozmawialiśmy z wieloma mężczyznami. Może to nawet lepiej, że w rezultacie powstał film pokazujący tylko świat kobiet? Może gdyby świat rzeczywiście tak wyglądał, to nie byłoby wojen?
A czemu Pani tak często pojawia się w kadrze? Jest Pani jakby na równi z innymi bohaterką własnego filmu…
MD: Dla mnie była to ciężka decyzja. Nie chciałam pojawiać się na ekranie, jednak Piotr na to nalegał. Zrobiliśmy to po to, by moje rówieśniczki dostrzegły więź naszego pokolenia kobiet z bohaterkami filmu. Sama urodziłam się w 1981 roku, rok po powstaniu Solidarności. Dla mojego pokolenia historia Solidarności zawsze była historią mężczyzn, a o kobietach nikt nic nie wiedział. Zresztą często ta historia ma tylko jedno imię – Lecha Wałęsy.
PŚ: Kiedy zaczęliśmy badać ten temat, zrozumieliśmy, że cała historia Solidarności jest bardzo kobieca. Właśnie od zwolnienia Anny Walentynowicz rozpoczął się strajk w Stoczni Gdańskiej. To właśnie kobiety podjęły decyzję, że trzeba wznowić już zakończony strajk Solidarności, po to by poprzeć inne związki zawodowe i fabryki. To właśnie kobieta dostała najsurowszy wyrok – dziesięć lat więzienia za ulotki! I właśnie kobietę najdłużej poszukiwano listem gończym – do 1990 roku ukrywała się dziesięć lat. A tylko jedna kobieta zasiadła przy okrągłym stole.
Więc kobiety były represjonowane nie mniej niż mężczyźni? W Rosji wydaje się, że opozycjonistki są represjonowane jednak mniej. Na przykład w tzw. sprawie zamieszek na Placu Bołotnym żadnej kobiecie nie wymierzono kary bezwzględnego więzienia. W tym sensie kobietom jest trochę łatwiej prowadzić działalność opozycyjną.
MD: Było i tak, i tak. Zdarzały się takie sytuacje, że kobiety nie były represjonowane, bo mężczyźni nawet nie potrafili sobie wyobrazić, że są one zdolne do prowadzenia jakiejkolwiek działalności opozycyjnej. To je ratowało. Jak opowiadała jedna z bohaterek, istniał stereotyp: "ta słodka idiotka, ta zmęczona matka nie jest w stanie czegoś takiego zrobić". Po prostu nikt ich o to nie podejrzewał.