W podziemiu
"Państwo" według Platona w koncepcji Krzysztofa Garbaczewskiego to wydarzenie, w którym "grupa badawcza Teatr Polski w Podziemiu kontynuowała linię poszukiwań Jerzego Grotowskiego". W spektaklu tym użyto technologii VR i był on oparty na zasadzie stałej interakcji z widzami. Dzięki dostępowi do urządzeń każdy gość przez około kwadransa mógł uczestniczyć w wirtualnej grze przygotowanej przez zespół artystów-programistów. To pierwszy "podziemny" spektakl, który doczekał się szerszego wsparcia: wyprodukował go wrocławski Ośrodek Kultury i Sztuki i został zaprezentowany już trzykrotnie. Był to też pierwszy spektakl Teatru Polskiego w Podziemiu, który przyjechał do Warszawy – 18 listopada 2017 roku w Teatrze Powszechnym odbył się pokaz w ramach Forum Przyszłości Kultury. Pozbawiona stałego miejsca, składu i budżetu grupa artystów zdołała przekuć swój bunt w twórcze działanie i tym samym zachować ciągłość.
Teatr Polski w Podziemiu to grupa aktorów Teatru Polskiego we Wrocławiu oraz wspierających ich aktorów innych teatrów, a także scenografów, muzyków, dramaturgów i reżyserów, która rozpoczęła działalność 7 stycznia 2017 roku. "Tak zwaną ludzkość w obłędzie", performans na motywach Witkacego, zrealizował Krzysztof Garbaczewski w przestrzeni Teatru Muzycznego Capitol. W błyskawicznych pracach nad spektaklem uczestniczyli też studenci wrocławskiej filii PWST. Wydarzenie w formie bankietu na teatralnym dziedzińcu spotkało się z gorącym odzewem publiczności, a na następne premiery nie trzeba było długo czekać.
Kolejne ekspresowe spektakle przygotowali twórcy z teatralnej czołówki: Michał Borczuch pokazał w budynku Browaru Mieszczańskiego "Pluskwę" na podstawie Majakowskiego, Paweł Świątek – "Makbeta" przepisanego przez Michała Kmiecika. Projekt performatywny "Kształty stałe" w koncepcji Łukasza Twarkowskiego uświetnił galę wręczenia protestującym aktorom i Publiczności Teatru Polskiego nagrody "Kamyk Puzyny", wyróżnienia przyznawanego przez miesięcznik "Dialog". Nawet okres wakacji, zwykle oznaczający przerwę od teatru, był dla Polskiego w Podziemiu pracowity: w lipcu performans "Marzyciele" z tekstem Sebastiana Majewskiego pokazany został na wrocławskim Placu Wolności, w sierpniu natomiast działania grupy towarzyszyły festiwalowi Nowe Horyzonty. Przy okazji największego polskiego święta kina w kontenerze ustawionym przy klubie festiwalowym odbyły się dwa wydarzenia pod wspólnym szyldem "Silent Theatre": Krzysztof Garbaczewski zaprezentował wariację na temat Lady Makbet, a młody reżyser Oskar Sadowski stworzył z aktorami Polskiego "Globus Polski". Jak mówi Piotr Rudzki, były kierownik literacki Teatru Polskiego i współtwórca podziemnego zespołu, "Lady Makbet" była pierwszym w Polsce przedsięwzięciem teatralnym zrealizowanym w całości w technologii VR i transmitowanym na żywo, dzięki czemu widzem mógł stać się każdy posiadacz urządzenia z dostępem do internetu.
W mieście
Rozproszone w przestrzeni miasta (a nawet województwa) wydarzenia w ramach krakowskiego festiwalu "Genius loci" również wpisały się w nurt pop-upowych pokazów. Festiwal organizowany przez Teatr im. Juliusza Słowackiego i Teatr Łaźnia Nowa we współpracy z innymi małopolskimi instytucjami zaprezentował widzom aż 11 prac odbywających się w nieoczywistych dla teatru miejscach. Od 10 do 24 września w Krakowie, Ojcowie, Zakopanem i Nowym Sączu oglądać można było efekty działań inspirowanych duchem miejsca. Reżyser Jakub Skrzywanek przygotował rzeźbę-instalację "Leave the city//Live the city", którą usytuował na krakowskim placu Szczepańskim. Opiekuńczymi duchami Krakowa nazwał jego mieszkańców. W prowizorycznym pokoju ustawionym na placu spotkał się i porozmawiał ze wszystkimi chętnymi, zachęcając do dzielenia się osobistymi opowieściami o relacjach ze stolicą Małopolski. Do dyspozycji gości instalacji były ściany tymczasowego pokoju: w niedługim czasie pokryły się niemal w całości wspomnieniami i zwierzeniami związanymi z miastem. Reżyser, który na potrzeby projektu stał się także performerem, swoje dzieło odwiedził dwukrotnie – na początku i na końcu festiwalu. Bazując na opowieściach i śladach pozostawionych przez widzów-gości, stworzył nową krakowską legendę, którą przedstawił w podsumowaniu akcji.
Z kolei Marcin Wierzchowski, reżyser spektaklu "Ojcowie", zabrał widzów do znajdującej się na terenie Ojcowskiego Parku Narodowego Jaskini Maszyckiej. Zaintrygowany odkryciami XIX-wiecznego krakowskiego archeologa Godfryda Ossowskiego poddał refleksji przeszłość zapisaną w skałach i jej związki z człowiekiem współczesnym, żyjącym w dobie klimatycznego przesilenia. W Krakowie pojawił się, wraz ze swoim wirtualnym ekwipunkiem, pojawił się też Krzysztof Garbaczewski. Na Kopcu Kościuszki stworzył instalację "Serce Odważnych" inspirowaną postacią patrona Kopca, według artysty nie dość obecnego w polskiej świadomości historycznej. Wraz z autorem scenariusza Zbigniewem Bzymkiem zaprezentował multimedialną lekcję historii, w której opowiedział o walczącym o wolność Kościuszce oraz o Bookerze T. Washingtonie – afroamerykańskim nauczycielu i obrońcy praw człowieka, który na początku XX wieku podczas wizyty na Wawelu złożył Polakowi hołd.
W programie festiwalu znalazł się także spektakl Katarzyny Kalwat "Landschaft. Lekcja anatomii" wystawiony w niezwykłej przestrzeni Zakładu Patomorfologii Klinicznej i Doświadczalnej. Na rejs po Wiśle statkiem Nimfa zaprosił zaś Piotr Ratajczak, reżyser "Inwazji" opowiadającej o grupie przyjaciół, która przyjechała z Liverpoolu do Krakowa na wieczór kawalerski. "Genius loci" był przeglądem inicjatyw ciekawych nie tylko ze względu na swój jednorazowy, wydarzeniowy charakter, ale i z uwagi na żywy dialog artystów z miejscem, w którym prezentowali swoją pracę.
W Komunie
Można stwierdzić, że Krzysztof Garbaczewski wyrósł przez ostatni rok na jednego z głównych twórców sięgających do możliwości, jakie dają ekspresowe akcje teatralne. Jego zainteresowanie eksperymentem i spontanicznym działaniem sprawdziło się też przy okazji kolejnego pop-upowego projektu Komuny Warszawa. Komuna zaprosiła go do swojego "Makroteatru" opisywanego jako "cztery 16-godzinne spektakle/działania/akcje równolegle w różnych przestrzeniach" kamienicy przy ulicy Lubelskiej 30/32. 23 września goście praskiej siedziby Komuny doświadczać mogli teatru od południa do późnych godzin nocnych, mając swobodę wchodzenia i wychodzenia w dowolnym momencie. Wśród twórców znaleźli się także Wojtek Ziemilski i Wojtek Pustoła, Klub Komediowy i artyści Komuny Warszawa.
"Makroteatr" był odpowiedzią na wcześniejszy projekt realizowany przy Lubelskiej: cykl 16-minutowych mikroprzedstawień, o których kurator Tomasz Plata mówił jako o "ćwiczeniach z samoograniczenia". W ramach "Mikroteatru" nad spektaklami pracowały jedynie grupy składające się z nie więcej niż czterech osób, a do ich dyspozycji były dwa mikrofony, cztery reflektory, jeden rzutnik wideo, jedna walizka rekwizytów i niewielki budżet. W grudniu gościnnie na scenie Nowego Teatru w Warszawie odbyło się podsumowanie dwuletniej aktywności przedsięwzięcia, w ramach którego powstało kilkanaście 16-minutowych spektakli. Reżyserowali między innymi: Anna Karasińska, Anna Smolar, Romuald Krężel, Radek Rychcik i Wojtek Ziemilski. Zarówno "Makro-", jak i "Mikroteatr" były, jak deklarował Grzegorz Laszuk z Komuny Warszawa, "próbą refleksji nad sposobami produkcji teatru".
W salach gimnastycznych galerii
Wakacje pod znakiem krótkotrwałych akcji upłynęły także w warszawskiej Zachęcie, gdzie dolne sale galerii przejęła wystawa "Lepsza ja". Skupiona wokół współczesnego indywidualizmu, kultu ciała, rozwoju osobistego i ich "przyczyn, efektów i skutków ubocznych" prezentacja miała dynamiczny i płynny charakter, składała się bowiem z ciągu akcji angażujących widzów i gości. "Lepsza ja" pod opieką kuratorską Magdaleny Komornickiej rozpoczęła się teatrzykiem "Ego trip" w koncepcji multidyscyplinarnej artystki Dominiki Olszowy i wykonaniu Dominiki Biernat – aktorki występującej w spektaklach Michała Borczucha, Krzysztofa Garbaczewskiego czy Mai Kleczewskiej. "Ego trip" był zapętlonym spacerem Biernat w specyficznej scenografii. Elementy przywodzące na myśl skojarzenia z "Alicją w Krainie Czarów" tworzyły senny, surrealistyczny świat: aktorka wchodziła do olbrzymiej filiżanki, gdzie oblewała octem rany na przedramieniu, kładła się spać w różowej pościeli osłonięta wbitą w kamień plażową parasolką, krzyczała na widok nierealnie wielkiego kawałka żółtego sera. Z początku pozbawione logiki i pozornie niezwiązane ze sobą czynności z czasem zaczynały łączyć się w jedną bajkową opowieść. Przez dwie godziny Biernat powtarzała tę samą, trwającą około kwadransa sekwencję – w tym czasie uczestnicy tego nietypowego wernisażu mogli swobodnie przemieszczać się, podążać za aktorką lub przyglądać się z dystansu, wchodzić i wychodzić w dowolnym momencie. To szczególny przykład akcji opartej na powtarzaniu jednorazowego performansu.
Na "wielogodzinną praktykę skakania" zaprosił natomiast Paweł Sakowicz – tancerz i performer od pewnego czasu coraz częściej pracujący jako choreograf przy spektaklach w teatrach repertuarowych. "Jumpcore" było warsztatem otwartym dla grupy chętnych, inspirowanym samobójczą śmiercią (skokiem przez okno) amerykańskiego artysty awangardowego Freda Herko. Słowa klucze wyznaczające ramę inicjatywy Sakowicza (balet, techno, skok, ergonomia, pot, lot) stworzyły ciekawy kontrast z chłodnym, eleganckim wnętrzem Zachęty. Przez trzy dni (dwa dni intensywnych warsztatów i kończąca akcję otwarta próba) Sakowicz zdołał wpuścić do – zwykle przecież spokojnej i dostojnej Narodowej Galerii Sztuki – atmosferę rave’u. Spoceni i zmęczeni uczestnicy "Jumpcore" wzięli tym samym aktywny, cielesny udział w procesie twórczym Sakowicza. Marta Ziółek – choreografka i performerka, autorka m.in. hitowego spektaklu "Zrób siebie" – zainicjowała w ramach wystawy projekt "Pamela", który określiła jako "trzydniowy seans, rodzaj otwartego performansu". Jako tytułowa Pamela wciągnęła widzów w neonowy, szamański świat, proponując udział w osobliwym rytuale. Choreografka, anektując reprezentatywne dla Zachęty schody i kilka sal, podobnie jak wcześniej Olszowy/Biernat i Sakowicz, stworzyła otwarte widowisko, rezygnujące z dystansu między artystami a widownią. W ultrafioletowym świetle Ziółek przeprowadziła też, w formie ceremonii, rodzaj eksperymentu w relacji między jednostką a zbiorowością.
"Lepsza ja" to przykład działania instytucjonalnego, które przekracza ugruntowane formuły organizowania wystaw i realnie angażuje odwiedzających. Szybkie i dynamiczne wydarzenia problematyzowały nie tylko kwestie relacji z widzem, ale też te dotyczące funkcjonowania galerii.
Pop-upowe wydarzenia teatralne i performatywne mijającego roku były odświeżające, spontaniczne, nagłe, najczęściej bardzo bliskie widowni. Otwarte, często rezygnowały z wyraźnego początku i końca, a widz mógł się z nimi zetknąć w samym środku procesu. Często były efektem poszukiwań niezależnych rozwiązań, ale też niektóre dobrze się czuły ze wsparciem instytucji. Twórczo łączyły różne dyscypliny i środowiska, rezygnując z wyraźnej hierarchii. Były eksperymentami. Wydaje się, że ich kształt i charakter podkreślał samą naturę teatru jako widowiska – przemijającego, bezpośredniego i nietrwałego. Teatr repertuarowy? Ma się dobrze, ale musi mieć świadomość, że zyskał mocną konkurencję.
Tytuł artykułu jest cytatem z fanpage’a Teatru Polskiego w Podziemiu na Facebooku. Była to odpowiedź na pytanie widza, czy istnieje szansa, by jeden z performansów został powtórzony w innym terminie.
Autorka: Marcelina Obarska, grudzień 2017