Polska
Opera czy teatr muzyczny?
Tak wyglądał polski eksport operowy, a jak wyglądał nasz rynek lokalny? Przyjrzymy się temu, co grano na scenach Lublina, Poznania, Wrocławia i Warszawy. Oczywiście jest to tylko skrót, krajowe życie operowe nie zamyka się w czterech miastach.
Współczesna opera często pozbawiona jest wielu rekwizytów, do których odnosi się nasze potoczne rozumienie tego gatunku sceniczno-muzycznego. Nie potrzeba orkiestry, wystarczy zespół kameralny; sala nie musi być operowa, starczy zwykła, koncertowa; śpiewacy nie muszą odgrywać swoich ról, mogą po prostu śpiewać; fabuła nie musi być linearna, właściwie w ogóle nie musi jej być; dekoracje nie są już potrzebne, sami muzycy stanowią wystarczającą dekorację.
W maju w Lublinie odbył się festiwal Kody, festiwal tradycji i awangardy muzycznej, w tym roku wyjątkowo operowy. Wystawiono utwory artystów z Polski (Piotr Kurek i Jagoda Szmytka), Ukrainy (Roman Grygoriv, Ilia Razumeiko) i Stanów Zjednoczonych (David Lang). Kurek przygotowywał swój utwór (''Ivy Snowstalkers of Ancient Apron'', czyli ''Bluszczowe prześniegośladowce z antycznego chałatu'') razem z Michałem Liberą, który jest autorem libretta – nazwali swoje dzieło ''operą nową''. Szmytka pracowała nad swoim ''RÊVE RAVE'' z kwintetem Wojtkiem Mazolewskim i swojej formy teatralno-muzycznej w ogóle nie nazywa operą, używa określenia ''cross-genre composition'', kompozycją trans-gatunkową.
Kurek i Libera stworzyli utwór opowiadający o świecie rządzonym przez technikę i naturę, w którym procesy zachodzące bez udziału człowieka zyskały własną logikę. Towarzyszył im sekstet muzyków związanych ze sceną nieakademicką (chociaż niektórzy skończyli akademię) i dwie piosenkarki (Anastazja Bernad i Natalia Przybysz). Szmytka zaprosiła do współpracy jazzowy kwintet, który chętnie przekracza granice muzyki popularnej; towarzyszą im tancerze i projekcje wideo. Opowiadają o tożsamości milenialsów, mózgu, snach i Nikoli Tesli.
Miesiąc później w Poznaniu odbyła się premiera ''Borysa Godunowa'', opery Modesta Musorgskiego w reżyserii Iwana Wyrypajewa. To opera, w której ostała się scenografia (chociaż bardzo oszczędna, delikatnie zarysowująca kremlowski krajobraz), śpiewacy są nadal wystylizowani w dawne stroje (bizantyńskie, pełne przepychu) i śpiewają klasycznie, tak jak trzeba. Wyróżniały się przede wszystkim role barytonów: Stanisław Kufljuk jako jezuita Rangoni i Krzysztof Bączyk śpiewający rolę mnicha Pimena.
Pod koniec lipca w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu odbyła się premiera polskiej adaptacji opery Olgi Neuwirth, ''Zagubionej autostrady'' na podstawie scenariusza Davida Lyncha. Reżyserowała Natalia Korczakowska, muzykami kierowała Marzena Diakun. Było to jedno z największych wydarzeń festiwalu filmowego Nowe Horyzonty – to chyba znaczy, że coś w polskiej kulturze muzycznej się zmienia. Sama muzyka nie zmienia się w radykalny sposób, ale jej widownia coraz bardziej się rozszerza. Kiedyś na takie wydarzenie chętni byliby tylko bywalcy dość niszowych imprez muzycznych, dzisiaj udaje się zapełnić wielką salę NFM.
Przedstawienie było realizowane w całości z myślą o Narodowym Forum Muzyki (w języku angielskim nazywa się to operą site-specific). Towarzysząca operze warstwa wideo była realizowana w korytarzach i kuluarach monumentalnego budynku. Mankamentem wielu operowych premier jest to, że spektakle są pokazywane raz, maksymalnie dwa razy. W jednym mieście, w ciągu jednego tygodnia. Drastycznie ogranicza liczbę potencjalnych widzów nowych produkcji. Na szczęście z ''Zagubioną autostradą'' było inaczej, pokazywano ją także podczas Warszawskiej Jesieni.