Muzea, od początku swojego istnienia oferowały zwiedzającym pewnego rodzaju narrację. I nie chodzi jedynie o narrację prezentowaną w formie tekstu na dowolnym nośniku, ale także o pewną perspektywę decydującą o porządku tego, co prezentowane, o atmosferę, wreszcie - o doświadczenie, które generuje sama architektura i organizacja przestrzeni. Nawet te muzea, które dziś określamy mianem tradycyjnych, wpisane miały w siebie pewne założenia dotyczące wrażeń, jakie ich przestrzeń wywrze na zwiedzających. Na przykład Muzeum Historii Naturalnej w Londynie pomyślane było w taki sposób, żeby wchodząc do niego zwiedzający doświadczał budynku jako spektaklu. Narracja muzealna jest więc nie tylko tym, co w muzeum jest napisane, ale także tym, co muzeum komunikuje przy pomocy innych środków. Od dawna siła oddziaływania tego komunikatu interesowała także badaczy. Edward Robinson i Arthur Melton – dwóch psychologów z Yale - prowadziło w roku 1928 i 1936 badania nad tym, co próbowali zdefiniować jako attracting power – siły, z jaką pewne elementy ekspozycji oddziałują na zwiedzających. Postrzeganie muzeów i ekspozycji jako mających moc kształtowania określonego doświadczenia zwiedzających nie jest w świecie instytucji ekspozycyjnych niczym nowym. Skoro tak jest, czym na tym tle wyróżniają się tzw. muzea narracyjne, będące fenomenem ostatnich dekad?
Od pasywnej kontemplacji do partycypacji
Kiedy zwiedzający w XIX wieku wchodził do muzeum, najczęściej prezentującego samo siebie jako świątynię sztuki lub nauki, traktowany był jak “puste naczynie”, które w muzeum napełnione zostanie wiedzą. Role były rozdane: zadaniem zwiedzających była pasywna kontemplacja. Tworzenie narracji było zadaniem ekspertów, jednak ich perspektywa miała pozostać niewidoczna - muzeum miało przecież oferować obiektywną narrację. Współczesne ekspozycje muzealne, które charakterystyczne są dla muzeów narracyjnych, bazują na teatralizacji, ale jednocześnie zapraszają odbiorcę do udziału w tym szczególnym rodzaju spektaklu. Dążą do usunięcia dystansu między ekspozycją a zwiedzającym, zamiast tego proponując udział w wydarzeniu wszystkim obecnym.
Dobrym tego przykładem jest pierwsze polskie muzeum tego typu - otwarte w 2004 roku Muzeum Powstania Warszawskiego. Sposób organizacji ekspozycji sprzyja temu, by zwiedzający zanurzyli się w opowiadanej historii, a kreowana przez dźwięki i scenografię atmosfera ma za zadanie wywołać efekt “podróży w czasie”, który pozwoli zwiedzającym emocjonalnie zaangażować się w opowiadaną historię. Wielu ekspertów sektora muzealnego od lat podkreśla znaczenie partycypacji i aktywnego zaangażowania zwiedzających dla tworzenia satysfakcjonującego doświadczenia wizyty w muzeum. Zwłaszcza w dobie, gdy angażujące doświadczenia dostarczane przez dynamicznie rozwijające się technologie są codziennością użytkowników kultury. Nina Simon, autorka książki The Participatory Museum (2010) spopularyzowała pojęcie “muzeum partycypacyjne”, przekonując, że rozwój technologii nieuchronnie zmienił sposób, w jaki ludzie uczestniczą w kulturze. Personalizacja, możliwość interakcji, komentowania, wyboru, z jaką oswojeni są uczestnicy kultury w sieci, kształtuje ich oczekiwania wobec wszelkich aktywności kulturalnych. Dlatego, zdaniem Simon, by odpowiedzieć na zmiany związane z rozwojem technologii, muzea powinny wziąć pod uwagę nowe oczekiwania publiczności i wyjść im naprzeciw, niekoniecznie poprzez narzędzia technologiczne, ale poprzez możliwość interakcji i angażującego doświadczenia. Muzea narracyjne - także te polskie - odpowiadają na to wyzwanie w szczególny dla siebie sposób, proponując zwiedzającym zanurzenie się w steatralizowane doświadczenie mające przybliżyć ich do przeszłości.
Mniej monitorów, więcej teatru
Akcentowanie analogii tzw. muzeów narracyjnych z teatrem i spektaklem także wybrzmiewa w wypowiedziach twórców wielu tego typu ekspozycji. Główna kuratorka wystawy stałej w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN - Barbara Kirshenblatt-Gimblett - opisuje wystawę stałą właśnie jako doświadczenie teatru historii. Nieprzypadkowo ekspozycje tego typu spotykamy przede wszystkim w muzeach historycznych. Tysiąc lat historii Żydów polskich pomieszczone zostało w podziemiach monumentalnego budynku POLIN, prowadząc zwiedzających od wczesnego średniowiecza aż do końca XX wieku. Bogata w treści i teksty ekspozycja daje się odczytywać na wielu poziomach i pozwala na zbudowanie wielu ścieżek tematycznych, a elementy interaktywne skutecznie angażują uwagę zwiedzających. Za tego typu ekspozycją stoi przekonanie, że takie doświadczenie umożliwia lepsze zrozumienie historii. Wprost wyraził to Ralph Appelbaum, projektant wystawy stałej w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, które stanowiło wzór dla wielu innych muzeów, twierdząc, że ”zwiedzający (...) zrozumieją historię, ponieważ jej doświadczą”.
Aby to osiągnąć, ekspozycje tego typu w istotny sposób różnią się od stereotypowych przestrzeni ekspozycyjnych prezentujących sztukę, zwłaszcza współczesną. W odróżnieniu od bieli, najczęściej mocno doświetlonej, często także światłem dziennym, na ekspozycjach tu omawianych przeważnie dominuje półmrok a preferowana paleta barw obejmuje czerń, brązy, szarości, beże i sepię. Zarówno we wspomnianych już Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum POLIN, jak i w innych polskich placówkach, które wpisują się w ten nurt (Podziemia Rynku i Fabryka Schindlera w Krakowie, Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie, Europejskie Centrum Solidarności i Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie czy część wystawy stałej Muzeum Śląskiego o historii regionu), scenografia ich wnętrz powoduje, że wizytujący niejako zanurzają się w elektroniczną rzeczywistość. Inscenizacja, jaką stanowi ekspozycja, ma za zadanie oddać atmosferę odległych miejsc i czasów, np. powstańczej Warszawy, tysiąca lat historii Żydów polskich, wczesnośredniowiecznego czy wojennego Krakowa, losów Fryderyka Chopina w XIX-wiecznej Polsce i Francji czy założeń i ideałów ruchu Solidarność w okresie jego powstania.
Łatwe emocje kontra namacalność historii
Do niedawna kluczowym wyróżnikiem tego rodzaju angażujących ekspozycji muzealnych było także wykorzystanie elementów interaktywnych i multimediów. W ostatnich latach entuzjazm dla technologii na ekspozycjach wydaje się słabnąć. Po pierwsze, “nowe” technologie szybko się starzeją, a sektor kultury zdaje sobie sprawę, że nie może stanąć w wyścigu po nowinki technologiczne z biznesem. Oczekiwany cykl życia wystawy stałej jest dłuższy, niż popularność i aktualność rozwiązań technologicznych, które mogą być nowoczesne dziś i trącić myszką w kolejnym roku. Po drugie, ekrany na ekspozycjach przestały także być tak atrakcyjne dla zwiedzających, z których niemal każdy ma przecież jakiś rodzaj ekranu we własnym telefonie, tablecie czy komputerze.
Aktualnie wykorzystanie technologii w muzeach w coraz mniejszym stopniu przyjmuje postać multimediów, a coraz mocniej koncentruje się na tym, by oferować zwiedzającym atrakcyjne rozwiązania dostępne w ich własnych telefonach lub by z wykorzystaniem technologii tworzyć ciekawe instalacje i obiekty muzealne. Przykładem tej ostatniej strategii może być działalność Muzeum Powstania Warszawskiego, które w ostatnich latach współpracowało z grupą PanGenerator przy projekcie interaktywnej rzeźby kinetycznej “Miara pokoju” (2016) czy agencją Superskrypt przy projekcie interaktywnej instalacji “Odbicie” (2019).
Muzea na przestrzeni ostatnich lat zdały sobie sprawę z tego, jak ważne jest obserwowanie oraz zrozumienie potrzeb i oczekiwań odbiorców. A te ostatnie, wraz z szybko zmieniającą się rzeczywistością, również ulegają zmianie. Niewątpliwie, zmiany tych oczekiwań znajdą swoje odbicie również w samych muzeach. Sektor technologiczny z kolei przynosi kolejne rozwiązania, które mogą wspierać doświadczenie odbiorców z elektroniką (za przykład może posłużyć chociażby VR). Jednocześnie muzea nie tylko odpowiadają na potrzeby publiczności, ale także je kształtują. Od roku 2004, kiedy otwarto MPW, ten model opowiadania historii stał się popularny wśród polskich muzeów i - co nie mniej istotne - ukształtował oczekiwania zwiedzających.
Zdecydowana większość przebadanych przeze mnie w roku 2014 zwiedzających MPW, Fabrykę Schindlera i Muzeum Armii Krajowej podkreślała, że wizyta w takim muzeum stanowi odpowiedź na przywoływane często niedostatki edukacji formalnej i „suchej” wiedzy książkowej. Według nich, muzea te wyróżniają się właśnie tym, że pozwalają „poczuć, jak to było wtedy”.
Niemniej wśród ekspertów nie brakuje krytyków takiego podejścia do tego typu aranżacji ekspozycji. Zarzucają oni muzeom narracyjnym, że symulują przeszłość w celu prowokowania łatwych emocji, które z kolei nierzadko utrudniają krytyczne podejście do opowiadanego tematu. Niewątpliwie w tej kwestii panuje rozdźwięk między ekspertami i publicznością - ta ostatnia, jak pokazują statystyki, odwiedza te muzea chętnie, ceniąc je właśnie za to, czego nie lubią w nich krytycznie nastawieni akademicy: możliwość zanurzenia się w przeszłość podaną w formie, która wydaje się namacalnie bliska.