"W NRD zaś, poprzez specyficzną sytuację geopolityczną tj. nowoutworzone państwo, bezpośrednie sąsiedztwo z RFN, polityczną konkurencję obu państw i faszystowską przeszłość Niemiec - władze starały się walczyć z modą zachodnią dużo dłużej i w sposób dużo bardziej represyjny niż władze PRL. Pomysł zaoferowania młodzieży innej +socjalistycznej+ formy ubraniowej nie powiódł się, gdyż, podobnie jak w Polsce, gospodarka planowa nie była w stanie wyprodukować nawet 'politycznie poprawnej konfekcji' " - dodała.
Jak pisze Pelka, w okresie odwilży gomułkowskiej przedsiębiorstwo handlowo-wzornicze Moda Polska, zgodnie z upodobaniami dyrektor artystycznej Jadwigi Grabowskiej, proponowało "wyrafinowaną elegancję, wzorowaną na francuskim krawiectwie i dokonaniach światowych projektantów".
"Polska władza ludowa nie przeszkadzała Grabowskiej zanadto w jej działalności, a nawet poniekąd snobowała się pomysłem tworzenia w Warszawie czegoś w rodzaju ‘wschodniego Paryża’. Przedstawiciele władz nie tylko zasiadali w pierwszych rzędach na pokazach mody, ale też, jak opowiada Jerzy Antkowiak, każdy sekretarz partii chciał mieć vis-a-vis swojego komitetu salon 'Mody Polskiej' " - czytamy w książce.
W latach 60. i 70. szaloną popularnością wśród polskiej młodzieży cieszyły się stroje autorstwa Barbary Hoff. Jak pisze Pelka, w jej kolekcjach "wiele rzeczy było dopasowanych kolorystycznie i stylistycznie, tak że można je było kupować w komplecie, albo też tworzyć własne zestawienia", co stanowiło rodzaj przyzwolenia młodzieży na "indywidualne i niezależne stanowienie o swoim wyglądzie".
Ważną cechą kolekcji Hoff była też niska cena ubrań. Projektantka przyznawała, że są one szyte "z tkanin tandetnych, najtańszych, niemodnych nawet".
"Ale zawsze ostatni krzyk, jeśli idzie o krój i styl (...) Ja chcę robić efemerydy, modę jednego sezonu, sukienkę za sto złotych, ale supermodną, niech latają w nich dziewczyny, niech nie czują się ‘odstałe’ od nowości światowych. Że się te kiecki gniotą? Za sto złotych niech się gniecie, ale niech będzie malownicze. W innych krajach, na przykład w Anglii, dziewczyny nie zwracają na to uwagi, nieskazitelnie są ubrane tylko damy" – mówi cytowana w książce Pelki Hoff.
Wschodnioniemiecka projektantka Ulla Stefke o Polsce lat 60. mówiła, że to kraj "niezwykle wolny, otwarty i nowoczesny" w porównaniu z jej ojczyzną.
"Czuliśmy, że to zupełnie inny klimat niż ten u nas, w Berlinie" - wspominała.
Jak podkreśla Pelka, geograficzna bliskość NRD do państw zachodnich nie oznaczała wcale lepszego dostępu do wiedzy o trendach w modzie w tych krajach. Dobitnie świadczy o tym przegląd prasy kobiecej.
"O ile w Polsce najczęściej przedrukowywano fotografie z francuskich lub niemieckich czasopism mody, o tyle w NRD moda zachodnia prawie w ogóle się nie pojawiała" - wyjaśnia.
Jak się okazuje, w latach 60. Warszawa w trendach mody była wzorcem dla wschodniego Berlina. Projekty plastyków Mody Polskiej zainteresowały jednego z najwybitniejszych w tym czasie fotografów mody, Petera Knappa, który pracował wówczas w Paryżu dla magazynu "Elle". Przyjechał on do Warszawy w 1966 r. i wykonał serię zdjęć m.in. minispódniczek z łowickich pasiaków i sukienki w stylu op-art.
O zdolnościach projektantów z tego okresu może świadczyć m.in. strój polskich sportowców na igrzyska zimowe w Grenoble (Francja) w 1968 r. Ekipa pojechała na olimpiadę w białych i krótkich kożuszkach - oba te elementy były wówczas nieznane w modzie na kożuchy. Dodatkowo, okrycie było jeszcze haftowane. Jak pisze Pelka: "Zawodnicy wrócili do Polski bez kożuchów, bo potrzebując dewiz, z chęcią odpowiedzieli na popyt".
Źródło: PAP, oprac. Natalia Z, maj 2014