Małgorzata Sarbak, fot. Tomasz Dubiel
Muzykę dawną i współczesną na klawesynie gra w dużych salach koncertowych i zatłoczonych salkach barów i klubokawiarni. Właśnie nagrała debiutancką płytę solową – a na niej po raz pierwszy w Polsce komplet partit Bacha.
Na początku był fortepian, potem klawesyn. Tak wygląda droga wielu muzyków do grania na tym wciąż raczej niszowym instrumencie. Małgorzata Sarbak klawesyn odkryła w wieku 19 lat, po 14 latach gry na fortepianie, po paru zwątpieniach i głębszych kryzysach. Dziś mówi, że gdyby nie upór rodziców, pewnie by odpuściła. Podejrzewa, że w przyszłości będzie mniej dobrych pianistów... i klawesynistów, bo rodzice nie przymuszają już tak swoich dzieci, dają im wiecej luzu, pozwalają samemu decydować.
Przerzucając się na klawesyn poznała świat, o którego istnieniu nie miała pojęcia. To instrument specyficzny - bez dynamiki, cichy, delikatny, kojarzący się nieco anachronicznie – w popkulturze jest znakiem gotyckiej aury i tak bywa wykorzystywany (np. w filmach o wampirach). Renesans popularności klawesynu zaczął się na początku XX wieku za sprawą Wandy Landowskiej – Polki, która jako pierwsza na świecie zaczęła grać na tym zapomnianym instrumencie utwory oryginalnie właśnie na klawesyn napisane.
W czasach Landowskiej było to zupełną fanaberią, dziś wykonawstwo historyczne to oddzielny, gigantyczny segment rynku muzycznego. Dla Sarbak klawesyn jest przede wszystkim obiektem zauroczenia, które trwa i które coraz częściej dostrzega też u innych:
Nie spotkałam jeszcze pianisty, który przyszedłby na klawesyn i ostatecznie nie zakochałby się w nim miłością dozgonną, najczęściej porzuciwszy fortepian na zawsze – mówi.
Pedagożka
Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie ukończyła z wyróżnieniem w klasie klawesynu prof. Leszka Kędrackiego i prof. Władysława Kłosiewicza w 2004 roku. W trakcie studiów uczestniczyła w licznych kursach mistrzowskich, szczególnie jednak ważny był pobyt stypendialny w New England Conservatory w Bostonie w klasie klawesynu prof. Johna Gibbonsa. Dziś swoją wiedzę próbuje przekazać własnym studentom - prowadzi klasę klawesynu w Szkole II Stopnia na ul. Bednarskiej w Warszawie.
Staram się nie wpływać na moich uczniów, nie chcę żeby oni mnie kopiowali. Najważniejsze jest, żeby sami rozwijali swoją osobowość, a ja mogę być tylko dla nich przewodnikiem.
W nauczaniu kładzie duży nacisk na analizę utworu – jej podejście to przeciwieństwo podejścia: "przestań myśleć, tylko graj". W efekcie jej lekcje to często w osiemdziesięciu procentach rozmowa o utworze.
Gdzie znajduje się temat? Gdzie jest punkt kulminacyjny utworu? Jakie afekty dany utwór przedstawia? Jaka figura retoryczna (exclamatio, suspiratio, etc.) jest tu istotna? – to wszystko pytania, które muzyk przygotowujący jakikolwiek utwór muzyki dawnej musi sobie zadać. Żeby na nie odpowiedzieć, trzeba mieć nie tylko dużą wiedzę o muzyce baroku (ta zaklęta jest w teoretycznych traktatach z epoki), ale też poznać styl danego okresu i kraju, a nawet charakter i biografię kompozytora. Jednocześnie Sarbak powtarza, że wiedza, analiza i bedące jej efektem zrozumienie utworu to dopiero wstęp do jego interpretacji. Ta musi wynikać z osobowości wykonawcy, jego przeżyć.
Muzyka retoryczna
Muzykę, którą gra – a którą powszechnie nazywa się muzyką dawną – sama określa jako muzykę retoryczną i porównuje do mówienia: utwór czy jego fragment jest jak wypowiadane zdanie. Musi mieć początek i koniec, odpowiednią intonację – wykonawca musi być retorem, dla którego figury którymi usiana jest muzyka będą narzędziem do wyrażania konkretnych afektów. Afekty (to kluczowy termin techniczny barkowej muzyki) w odpowiedni sposób przekazane mają poruszyć widza, wywołać w nim te konkretne emocje.
Dlatego wykonawca oprócz szerokiej wiedzy technicznej musi posiadać umiejętność wczuwania się w te bardzo różne stany i emocje (ale nie oddawania im się całkowicie, jak w muzyce romantyzmu chociażby) – w utworze barokowym często zestawione na zasadzie kontrastu. Według Sarbak muzyka barokowa to opowiadanie tych emocji – a nie ich wyrażanie jak w romantyzmie – i dlatego kluczowa jest tu relacja między wykonawcą a odbiorcą. Tylko panując nad tymi wszystkimi elementami wykonawca będzie w stanie przekonać (kolejny termin retoryczny) widza do utworu. Tylko wtedy ta muzyka bedzie żywa.
Według klawesynistki to wszystko są rzeczy, o których nie można się dowiedzieć grając na fortepianie. Tym, którzy chcą zrozumieć, na czym polega retoryczność muzyki barokowej, poleca choćby "Cztery pory roku" Vivaldiego – utwór który wszyscy znają – zachęca żeby się w niego lepiej wsłuchać: usłyszeć retoryczne figury, elementy programowe, imitacje przyrody.
Barok w klubie
Plakat z barokowego koncertu, który odbył się klubie Chłodna 25 30 kwietnia 2009, autor: Tymek Jezierski
Temat relacji z odbiorcą jest dla młodej klawesynistki jednym z najważniejszych w jej podejściu do wykonawstwa utworów dawnych. Słuchacze jej kameralnych koncertów, które często odbywają się w małych kawiarnianych salkach i klubowych piekiełkach, podkreślają, że jej wykonania są bardzo emocjonalne, osobiste. Na przestrzeni kilkunastu metrów, gdzie wokół klawesynu tłoczy się kilkadziesiąt osób, robi to wielkie wrażenie. Dlaczego wprowadza klawesyn w te dziwne miejsca – gdzie jeszcze przed chwilą i już za chwilę panuje gwar, leją się trunki, a atmosfera jest co najmniej swobodna?
- W klubie relacja wykonawca-odbiorca jest zupełnie inna – nieporównywalnie bardziej intymna. To czasem może być krępujące, np. kiedy publiczność siedzi ci dosłownie pod nogami. Ale jeśli mam dobrą koncentrację, nie ma to znaczenia.
W klubie inna jest też publiczność:
- Paradoksalnie ludzie, którzy są na takim koncercie, są tam absolutnie z własnego wyboru: nie są to posiadacze abonamentu, zaproszeni goście, VIP-y, osobistości. Czyli ci wszyscy, którzy w dużym stopniu wypełniaja sale koncertowe. Mam świadomość, że oni przyszli, żeby doświadczyć czegoś nieznanego - coś ze mną przeżyć - tłumaczy klawesynistka
Z tego wynika trzecia rzecz:
Sprawia ona, że paradoksalnie w klubie jestem czasem nawet bardziej zestresowana: jeśli większość tych ludzi jest tu po raz pierwszy, to ja mam tę jedną szansę, żeby ich przekonać, że to jest ciekawe.
Sarbak nie odcina się od sal koncertowych, choć pewna sztuczność czy patos trochę jej przeszkadza. Ale w końcu tylko tam może zagrać z orkiestrą. - Orkiestry do baru nie wprowadzę - mówi.
Bachantka
Małgorzata Sarbak, fot. Tomasz Dubiel
Małgorzata Sarbak nie ukrywa, że jej bogiem jest Bach:
Kiedy gram muzykę francuską (Couperina, Rameau), wiem, że już nic więcej nie ma tam do odkrycia – jest ona w pewnym sensie ograniczona. Bach nie ma nic z powierzchownej kokieterii, a to jest własnie muzyka francuska.
Granie i studiowanie Bacha jest dla niej poniekąd doświadczeniem mistycznym:
Bach ma w sobie tajemnicę, której nie jesteśmy w stanie odkryć do końca – mówi. - Fascynuje mnie w nim wielopłaszczyznowość, to że wszystko odbywa się jednocześnie – i nawet kiedy wydaje nam się, że odkryliśmy jedną z wielu zagadek tam przez niego umieszczonych, to bardzo możliwe, że tak... nam się wydaje, a rozwiązanie jest jeszcze gdzie indziej...
Pamięta jeszcze z epoki fortepianu, że Bach był zawsze trudny, irytujaco trudny:
Jeśli miałam koszmary, to zawsze wiązały się z tym, że miałam niegotową fugę. Nigdy mi się nie śnił koszmar z niegotową sonatą Beethovena, Chopinem czy Rachmaninowem. Wtedy nie rozumiałam jeszcze, ile tam jest fascynujących rzeczy do odkrycia - mówi.
Jednocześnie Sarbak nie zamyka się w getcie wykonawstwa historycznego – gra także muzykę współczesną – także w klubach - na klawesyn: utwory Poulenca, de Falli. A także zupełnie nową. Najważniejszym dla niej kompozytorem współczesnym jest Paweł Szymański – w repertuarze ma m.in. jego "Partitę III", "Through the Looking Glass III", a także utwór-żart "Les Poiriers en Pologne ou une Suite de Pieces Sentimentales de Clavecin faites par Mr Szymanski", napisany od początku do końca w barokowym idiomie (jego prapremiera w wykonaniu Sarbak odbyła się w Nowym Wspaniałym Świecie w 2010 roku). Być może w najbliższej przyszłości nagra płytę z jego muzyką, na której znajdzie się też utwór napisany specjalnie dla niej.
Sarbak tworzy też muzykę do spektakli teatralnych, m.in. "Daleko od Wichrowych Wzgórz" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie czy "Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim" i "Na Boga!" w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu.
Sama słucha dużo muzyki współczesnej – niekoniecznie klasycznej – i zaznacza, że to czego słucha, musi mieć jakiś wpływ na jej wykonania muzyki dawnej. Wśród swoich ostatnich fascynacji wymienia Pictorial Candi (także z wytwórni Lado ABC).
Partity
Okładka "Partit" Bacha w wykonaniu Małgorzaty Sarbak, projekt graficzny Tymka Jezierskiego - premiera płyty: czerwiec 2013
Swoją debiutancką płytę nagrała w wytwórni Lado ABC i pod patronatem Narodowego Instytutu Audiowizualnego, kojarzonej z muzyką alternatywną i takimi zespołami jak Mitch and Mitch czy Baaba (z tym ostatnim zespołem Sarbak współpracowała przy nagrywaniu płyty "The Wrong Vampire", zawierającej nową wersję ścieżki dźwiękowej Krzysztofa Komedy do filmu Polańskiego - posłuchaj...). "Partity" to pierwsza stricte klasyczna płyta Lado – jeśli nie liczyć Sztuki Fugi Maseckiego, nagranej jednak na dyktafon. W przypadku "Partit" Sarbak najwyższa jakość dźwięku była priorytetem – nagrania dokonano w kościele w podwarszawskich Urlach.
To pierwsze w Polsce kompletne nagranie partit Bacha na klawesynie. Dla Sarbak ważne było, by sześć utworów składających się na cykl Bacha (będący jego pierwszym wydanym opus) wydać w kolejności, jaką zamierzył kompozytor. Uważa, że w przypadku Bacha nic nie jest przypadkowe – i że słuchając ich w ten sposób możemy je lepiej zrozumieć. Z powodów technicznych (4. i 6. Partita są najdłuższe) nie byłoby to możliwe na dwóch płytach – dlatego wydanie Lado opublikowane zostało na trzech krążkach (co jest ewenementem w skali światowej).
Można powiedzieć, że to mój kaprys czy fanaberia. Ale inaczej nikt nie wysłuchałby ich w kolejności, którą zamyślił Bach. Tylko w wytwórni niezależnej możliwe było wydanie tego na trzech płytach – gdzie indziej byłaby za duża presja opłacalności.
Za minus wydawania muzyki w niezależnej wytwórni uważa fakt, że wiele rzeczy trzeba robić samemu – od pracy ze znalezieniem lokalizacji, przez produkcję po promocję i organizację koncertów. Najbliższy już 26 czerwca - Małgorzata Sarbak zagra wtedy "Partity" z nowej płyty w Barze Studio w Warszawie, trzy dni później (29 czerwca) wystąpi w kościele w Urlach, w którym dokonała nagrania.
Jej kolejne plany to nagranie płyty z muzyką Pawła Szymańskiego (jeśli uda się dopiąć kwestie finansowe) a potem koncerty w Niemczech, podczas których klawesynistka zagra na Tangentenfluegel (trochę innym osiemnastowiecznym instrumencie klawiszowym). Będzie grała Mozarta, którego lubi, choć, jak mówi, to nie to samo co Bach.
Autor: Mikołaj Gliński, 21.06.2013