Magdalena Morawik i Łukasz Horbów: Instagram jest bliższy odbiorcy niż wizyta na wernisażu [WYWIAD]
Po zamknięciu muzeów sztuka zaczęła przenosić się do internetu. Jedną z pierwszych odpowiedzi na nową sytuację stał się projekt instagramowych rezydencji dla artystów i kuratorów. O tym, jak pandemia zmienia relacje pomiędzy artystami a odbiorcami i dlaczego picie wina na Zoomie nie jest cool, opowiadają twórcy Self-House Residency.
Muzea i galerie zaczęły masowo produkować wydarzenia online, w niektórych program sieciowy wygląda nawet intensywniej niż program sprzed kwarantanny. Uczestniczycie w tym wszystkim?
Magdalena Morawik: Ja na początku podjarałam się oprowadzaniami w sieci, bo po prostu nie miałam wcześniej okazji zobaczyć niektórych wystaw. Ale później trochę straciłam tym zainteresowanie, bo te wszystkie rozwiązania zdają się substytutem bycia w danym miejscu na żywo, a nie wymyśleniem nowej formuły.
Łukasz Horbów: Mnie zainteresowały te rzeczy, które były dla nas tutaj na co dzień niedostępne, czyli oglądanie zbiorów i wystaw zagranicznych instytucji.
Jesteście artystami - dlaczego, zamiast robić w sieci własne projekty, zdecydowaliście się stworzyć platformę do instagramowych rezydencji dla innych artystów?
M.M.: Ja przestałam być artystką po tym, jak skończyłam ASP. Postanowiliśmy zrobić z Łukaszem Self-House Residency, bo początkowo w czasie epidemii praktycznie nic się nie działo, mieliśmy oboje poczucie znudzenia i zastanawialiśmy się, co dalej.
Wszyscy skupialiśmy się na chodzeniu na wystawy i wymyślaniu rzeczy po to, żeby gdzieś pójść, coś zrobić i kogoś spotkać, zgromadzić ludzi w jednym miejscu. To zostało ukrócone, więc trzeba było coś szybko wymyślić.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Justina Los, Self-House Residency, fot. dzięki uprzejmości artystów
Ł.H.: Ja miałem napięty grafik i wszystko z dnia na dzień zostało przełożone lub odwołane, chciałem więc sam stworzyć jakąś przestrzeń. Zastanawiałem się tylko gdzie, skoro nie można teraz mieć przestrzeni fizycznej.
M.M.: Zastanawialiśmy się więc nad pomysłem, który dla nas samych byłby atrakcyjny, czymś, co potencjalnie sami chcielibyśmy oglądać. Zdecydowaliśmy się działać na instagramie, bo jest obecnie najbardziej responsywny i najmniej oficjalny.
Uruchomiliście otwarty nabór, ale też każdy z rezydentów może nominować kolejną artystkę czy artystę. Jak wybieracie uczestników?
M.M: Dziś mamy harmonogram ustalony na miesiąc do przodu, ale decyzje podejmujemy intuicyjnie, patrzymy, co działa, a co nie. Puszczamy wszędzie dookoła sieci i patrzymy, co kto robi, bo o to teraz chodzi. A oferta wydarzeń w sieci nie jest na razie szczególnie atrakcyjna, wszyscy chyba trochę się nudzą.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Trash Todd, Self-House Residency, fot. dzięki uprzejmości artystów
No właśnie: z jednej strony jesteśmy po sztuce postinternetowej, a z drugiej zamiast nowych formatów wystawienniczych mamy rozwiązania rodem z roku 2005. Z czego to może wynikać?
M.M.: Chyba wszyscy – łącznie z nami – jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do formatu chodzenia na wystawy, wydarzenia. Potrzebujemy więc miejsca. Bez czegoś, co nawet wirtualnie nazwiemy miejscem, nie bardzo wiemy, co robić. Wszystkie rzeczy, które kojarzę, są raczej różnymi próbami obejścia tego problemu niż wymyśleniem nowej formuły. Oprowadzania online też są jakąś próbą ratowania tego, co jest teraz, a nie tworzeniem nowych rzeczy, stawianiem kroku w bok, a nie do przodu.
Ł.H.: Podobnie wszystkie wystawy w przestrzeniach 3d – to dalej white cube'y, tyle że oglądane na ekranie.
Czyli po otwarciu instytucji najpewniej wrócimy do starych nawyków i odetchniemy z ulgą, że zamiast przestrzeni 3d mamy znów przestrzenie fizyczne?
M.M.: Mam nadzieję, że będzie jednak więcej nie tylko wychodzenia z instytucji, ale i szukania nowych form. Nie wierzę, że nikt z nas nie pobiegnie do którejś z instytucji i nie krzyknie: "Boże, wreszcie mogę to zobaczyć!" – też mam ochotę pójść i wreszcie coś zobaczyć na żywo, ale czy na pewno tylko o to chodzi? Trochę głupio mówić o obecnej sytuacji w ten sposób, ale może jest ona pretekstem do zastanowienia się, po co się to wszystko robi. W końcu chodzi o tworzenie wspólnoty z artystami i odbiorcami, a nie tylko o to, żeby stuknąć się kieliszkiem winka. Choć to oczywiście też byłoby fajne – picie na Zoomie już nie jest takie cool, to bardziej depresyjne niż ciekawe.
Ale póki co, poza instagrama i parę innowacyjnych stron www te poszukiwania nie wychodzą. Ludzie potrzebują chyba jeszcze pogorszenia sytuacji, żeby bardziej kombinować. Instytucje i galerie prywatne starają się, bo muszą coś zrobić. Artyści albo zapieprzają w pracowniach, albo są totalnie wyluzowani. Ten stan będzie też sprawdzianem motywacji poszczególnych grup.
Ł.H.: Myślę, że po tym wszystkim instytucje bardzo się nie zmienią, ale zmienią się relacje międzyludzkie. Być może spotkamy się i wszystkim odpali, zaczniemy "być za bardzo" i wszystkiego będzie za dużo – wystaw, spotkań, pracy – a tak naprawdę nic się nie zmieni. I pewnie czeka nas natłok kwarantannowej nadprodukcji.
M.M.: A jednocześnie w tej chwili większość ludzi, których znam, jest w beznadziejnej sytuacji – galerzyści, pracownicy instytucji i artyści niemal wszystko do końca roku musieli odwołać. Wielu nie ma za co żyć, nie widzą żadnego potencjału, sprzedaż prac też poleciała na łeb na szyję, targi zostały poodwoływane, choć niektórzy planują już targi wirtualne.
Ł.H.: Tyle że kiedy jedziesz na targi, to trochę tak, jakbyś szedł do bardzo ekskluzywnego sklepu – idziesz tam nie tylko po to, żeby coś kupić, ale też, żeby zostać obsłużonym, a tego na wirtualnych targach nie ma.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Rafał Zajko, Self-House Residency, fot. dzięki uprzejmości artystów
Czy to nie mówi o słabości sztuk wizualnych? Każda branża dostaje mocno po kieszeni, ale jednak książki nadal można wydawać, a premiery filmowe przesunąć z kin do streamingu. Problem z odbiorem sztuki jest dużo większy.
M.M.: No właśnie, standardowy schemat odbioru sztuki wygląda tak: artysta robi, galeria pokazuje, potem mamy dokumentację wiszącą na portalu typu Artsy i do widzenia. Teraz zostają nam tylko te portale. Wszyscy na tym tracą. W sytuacji sprzed epidemii brakowało bezpośredniego kontaktu z artystami, teraz niektóre galerie przez instagrama czy facebooka prezentują wywiady, filmy z artystami opowiadającymi o swojej praktyce, oprowadzającymi po wystawach wiszących w zamkniętych galeriach. Wcześniej nie zwracano na to uwagi, wydawało się to niepotrzebne, galerie prywatne miały pokazy dla szerokiej publiczności i sprzedaż dla kolekcjonerów. Teraz, nie mając nowych pokazów, siłą rzeczy dopieszczają artystów, a przy okazji odbiorców.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Dasha Ilina, Self-House Residency, fot. dzięki uprzejmości artystów
Instagram, na którym sami bazujecie, do tej pory miał dość dwuznaczną pozycję w świecie sztuki. Z jednej strony wielu służył do researchu kuratorskiego, z drugiej mówiło się o sztuce formatowanej pod to, by ładnie wyglądała na instagramowych zdjęciach i łatwo się sprzedawała.
M.M.: Instagram na pewno znosi hierarchię, po części dlatego go wybraliśmy. Nie musimy porozumiewać się z ludźmi przez bardzo "poważne" maile ani umawiać się na spotkania w pracowniach czy biurach, każdy jest trochę na "ty".
Ł.H.: Instagram wytworzył komunikację bardziej bezpośrednią niż gdziekolwiek indziej, ludzie łatwiej odpowiadają na relacje, łatwiej piszą wiadomości prywatne niż przez jakiekolwiek inne sieci społecznościowe. To narzędzie najbliższe odbiorcy, bliższe nawet niż wizyta na klasycznym wernisażu, gdzie artysta i galerzysta są zajęci – tutaj możesz do niego napisać i on ci odpowie w wolnej chwili.
M.M.: Czas, a właściwe pewne jego zatrzymanie, też jest tutaj ważny, nasze rezydencje trwają trzy dni, ale każdy może mieć do nich dostęp, kiedy będzie miał ochotę.
Jakie projekty powstały w ramach waszych rezydencji do tej pory?
Ł.H.: Na naszą pierwszą rezydencję zaprosiłem Dashę Ilinę, rosyjską artystkę mieszkającą w Paryżu, by pokazała projekt "Center for Tech Pain". To przyrządy z kartonów, taśmy i kleju, które teoretycznie zapewniają zdrowe korzystanie z telefonu. Wydawało mi się, że to idealny start, bo na początku wszyscy prawie bez przerwy siedzieli z nosami w telefonach i skrolowali.
M.M.: Ciekawi byli też Øleg&Kaśka z Poznania, którzy zgłosili się do nas z propozycją "Emergency Biennale" – zrobili miniwystawy w swojej kuchni, łazience i salonie. Wszystkie kolejne osoby inaczej wykorzystywały te trzy dni. Poza czasem nie narzucamy żadnych ograniczeń, oddajemy im pełną kontrolę i oferujemy ewentualną pomoc techniczną. Jedni więc pokazywali inspiracje, Pamela Bożek prowadziła działalność stricte aktywistyczną, Janek Domicz prezentował swoje przyszłe projekty, a krytyk Janek Owczarek zrobił szachowe trzy dni. Oprócz zgłoszeń, niektórych uczestników wyszukujemy na instagramie, innych w zupełnych zakamarkach internetu.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Øleg&Kaśka, Self-House Residency, fot. dzięki uprzejmości artystów
Zdarzają się wam odkrycia przypadkowe lub zgłoszenia od artystów spoza Polski, których wcześniej nie znaliście?
M.M.: Przy każdej kolejnej osobie tworzymy właściwie kolejną małą sieć; zgłaszają się do nas osoby, które dowiedziały się o rezydencjach np. od Dashy. Instagram to dobra platforma do puszczania czegoś szeroko w świat bez zobowiązań - każdy udostępnia i lajkuje to, co mu się podoba.
Jak długo planujecie prowadzić Self-House Residency? Do dnia, w którym instytucje się otworzą?
Ł.H.: Nie wiadomo, kiedy to się skończy. Formuła mogłaby się zmienić, ale zobaczymy, czy wszystko wróci do normy, czy dalej ludzie będą próbowali intensywniej działać w internecie.
M.M.: A z drugiej strony temat samoizolacji wśród twórców to w pewnym sensie codzienność. Artyści i tak tworzą w pracowniach, mają wokół siebie mikrośrodowiska, więc samo zagadnienie izolacji wciąż będzie aktualne.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]