Jest tam część mnie
Bywał pan w Armenii…
KP: Wydaje mi się, że dwa razy.
EP: Nie, Krzysztof, ty byłeś w Armenii cztery razy, a ja to w ogóle ponad dziesięć, ponieważ co roku jeżdżę na konkurs im. Chaczaturiana. A Krzysztof jeździł do Armenii, gdy wykonywali tam jego utwory lub kiedy zapraszali go jako dyrygenta.
Może jeździ pan do Armenii, żeby spróbować zrozumieć, co dla pana znaczą ormiańskie korzenie? Czy jednak pańskie przyjazdy mają stricte profesjonalny charakter?
KP: Czuję, że część mnie znajduje się tam. Ale równocześnie i w Niemczech, i w mieście, w którym mieszkała moja babka, a w którym urodził się mój ojciec. Wszystko to jest we mnie wymieszane.
Przed laty, gdy był pan w Armenii, poprosił pan Siergieja Bałasaniana o partyturę mszy ormiańskiej. Czy te nuty odegrały jakąś rolę w pańskiej muzyce?
KP: Nie. Proszę zrozumieć, do tego czasu wypracowałem już swój własny muzyczny język. W młodości oczywiście szukałem swoich korzeni, ale potem już nie.
Ale czy chociaż przeczytał pan tę partyturę?
EP: Krzysztof napisał utwór o rzezi Ormian. To był utwór a cappella, napisany na setną rocznicę ludobójstwa, i czuć w nim wpływ ormiańskiej muzyki. Możliwe, że ten wpływ ujawnił się później, jednak najprawdopodobniej także pod wpływem ormiańskiej mszy (chodzi o utwór "Psalm Domine quid multiplicati sunt" – przyp. red.).
Tradycje i wpływy
W pańskiej muzyce łączą się liczne wpływy i tradycje. Bardzo ważna jest tu tradycja katolicka, prawosławna ("Jutrznia" i "Pieśń cherubinów"), jest też tradycja żydowska ze wschodnioeuropejskimi klezmerami.
EP: I nie tylko…
Jest też i tradycja polsko-francuska, idąca od Chopina. I to tworzy taką mieszankę… Jak udaje się panu odnaleźć własny język muzyczny?
KP: Mój język muzyczny wielokrotnie się zmieniał. Z samego początku byłem pod wpływem wielkiej tradycji Bacha i Beethovena…
Czyli tradycji niemieckiej.
KP: Tak, oczywiście. Przecież mieszkaliśmy w Niemczech między 1966 a 1971 rokiem.
EP: Z początku mieszkaliśmy w Essen, gdzie Krzysztof wykładał jako profesor w Folkwang Uni Der Künste, a potem przenieśliśmy się do Berlina, gdzie był stypendystą DAAD. Później przez półtora roku mieszkaliśmy w Austrii, w Wiedniu, a w końcu wyprowadziliśmy się do Stanów Zjednoczonych.
KP: Wie pan, przez całe życie chciałem pisać swoją własną muzykę, bez jakichkolwiek wpływów. Choć, oczywiście, takie wpływy były. Nie można pisać muzyki, nie doświadczywszy żadnych wpływów.
Ale istnieje fundament, na którym buduje pan swój dom?
KP: Fundament – bezdyskusyjnie, jest nim niemiecka tradycja muzyczna. Przede wszystkim Bach.
Doświadczywszy wpływu Bacha, pisał pan awangardową muzykę…
KP: Tak! Ale to nie znaczy, że byłem naśladowcą. Starałem się pisać swoją własną muzykę. I tak jest przez te wszystkie lata – a piszę od ponad pół wieku.
A można powiedzieć, że pisze pan polską muzykę? Czy szerzej – ona jest europejska?
KP: Oczywiście, że europejska. Gdy byłem młodszy, wykorzystywałem polskie pieśni, ale to trwało krótko. Wpływów na moją muzykę trzeba szukać gdzie indziej. I jeśli można je gdzieś odszukać – a niewątpliwie można – to głównie u niemieckich polifonistów. Był też okres, kiedy bardzo podobała mi się muzyka francuska. I rosyjska, oczywiście! Musorgski, Czajkowski…
A kompozytorzy angielscy? Na przykład Edward Elgar?
KP: W żadnym razie. Eglar nie jest najpopularniejszym w Polsce kompozytorem. Polska tradycja jest ufundowana raczej na muzyce niemieckiej.