Przypisy do twórczości Franciszki i Stefana Themersonów można odnaleźć bez trudu w disneylandzie na Florydzie, o ładnej i wpadającej w ucho nazwie "Ziemia Święta", który oferuje krótki kurs metafizyki dla początkujących, brykiem historii, ściągawką z popkultury, krążącą w czasie pisania końcowego testu przez słuchaczy wieczorowego uniwersytetu dla ludzi leniwych i powierzchownych oraz inscenizacją komiksu na tematy religijne. Ogromne tablice przed kasami oferują PT zwiedzającym pełny zakres usług wizualnych i duchowych: "Krzyżowanie Chrystusa codziennie o 14.45 (z wyjątkiem sobót, niedziel i świąt Bożego Narodzenia)". Można sobie wyobrazić bohatera Kardynała Pölätüo, jak właśnie kupuje bilet wstępu ze zniżką dla osób duchownych wszystkich wyznań. Biblia się myli? Na początku nie było słowo, lecz wrażenie? Prawdziwymi przewodnikami po labiryncie okazują się pytania, na pewno nie odpowiedzi. Przy okazji ktoś ze zwiedzających zwraca uwagę na urodę i oryginalny makijaż Marii Magdaleny, która miała mocno podkreślone oczy w stylu Hollywoodu. A ponieważ delikwent był bardzo dociekliwy, wciąż interesowały go coraz to nowe szczegóły.
Być może Themerson zapisałby te banalne dialogi po swojemu, tj. w alfabecie Morse'a, czyli za pomocą odpowiedniej kombinacji kropek i kresek, jak to uczynił w ostatniej powieści. Sygnaliści marynarki wojennej wszystkich armii świata mogą sobie przekazywać cytaty tego utworu do woli za pomocą ruchów ramion i trzymanych w rękach chorągiewek. W tym momencie można zastanowić się, czy istnieje na świecie bardziej uniwersalny język literacki?
- Czym się pan tak naprawdę zajmuje, Mr. Themerson?
- Jestem powieściopisarzem, nowelistą, poetą, filozofem, dramaturgiem, teoretykiem sztuki, filmowcem, ilustratorem, rysownikiem, rzeźbiarzem oraz wydawcą książek.
- Dobrze gdyby się pan na coś zdecydował.
- Wybór to ograniczenie.
- A co na to pańska żona?
- Jest malarką. Razem pracujemy nad filmami i w Gaberbocchus.
Ale na tym nie koniec komplikacji. Każda tożsamość bywa podszyta niepewnością. Zeznania w tej sprawie składa przed doraźnym trybunałem (czy doktor Kafka jest w nim nadal protokolantem w niepełnym wymiarze godzin?) późny wiersz Themersona, występujący w roli naocznego świadka. Oto fragment:
Gramatycznie - wydaje mi się, że w ogóle
nie jestem rzeczownikiem. Jestem czasownikiem.
Przez miliardy lat nie byłem.
Potem zacząłem się dziać.
Teraz się dzieję.
I wkrótce przestanę się dziać.
To są cechy czasownika, a nie rzeczownika...
Szczególnie ważny bywa również okolicznik miejsca. Istniejące od 2002 roku przy Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego Archiwum Themersonów w Polsce stało się sublokatorem w podziemiach pewnego katowickiego gmachu, który kiedyś był siedzibą wojewódzkiego komitetu partii. Jest to drobiazg o tyle ważny, że być może dobrze znana przekora artystów wytrwale, choć pokątnie, przedrzeźnia teraz zarówno referaty programowe, jak i sprawozdawczo-wyborcze, jakie tu niegdyś wygłaszano i podsumowuje burzliwe dyskusje, przy okazji pokpiwając z historii najnowszej. W końcu z każdym tekstem, "wiecie, rozumiecie", zawsze robiła, co chciała. Nawet składane na wyścigi wolne wnioski, których jakieś kalekie strzępy błąkają się po korytarzach i salach budynku, nie są wcale takie wolne. One tylko udają pełną niezależność. Coś jednak zostaje, choćby abstrakcyjny rysunek kolorowym flamastrem na pudełku od cygar lub niewielka rzeźba wykonana z dwupensówek.
W tej scenerii mogę sobie wyobrazić ciąg dalszy Wykładu profesora Mmaa o życiu ludzkim jako hazardowej grze przypadków. W rozdziale powieści, który przecież tak naprawdę nie istnieje, przypadek ginie śmiercią tragiczną, jadąc po pijanemu samochodem. I od tej pory staje się tylko liczbą w statystyce policyjnej. Ale nie został zabity na miejscu, jak to fałszywie podały przez zawodowe roztargnienie gazety i stacje radiowe; ciężko ranny zmarł w drodze do szpitala, nie odzyskawszy przytomności, a to nie to samo. Zastanawiając się nad sztuką, profesor Mmaa dochodzi do wniosku, że "nadaje ona epoce jej specyficzne odcienie zapachowe". A gdzie pozostałe kategorie takie jak: odkrywczość, użyteczność, trwałość i piękno?
Zwracanie na siebie uwagi to również pewna odmiana rozbudowanej działalności artystycznej. Takie utwory, jak: Euklides był osłem, Generał Piesc i inne opowiadania, Kość w gardle, Wyspa Hobsona czy Święty Franciszek i wilk z Gubbio, czyli kotlety brata Franciszka należy przede wszystkim traktować jako powtarzające się włamania do wyobraźni. Wśród głównych podejrzanych i potencjalnych sprawców, których zatrzymano do wyjaśnienia, znajdują się: narrator o pseudonimie Bezstronny Kronikarz oraz podmiot liryczny. Ciekawe, co na to wysmakowana atmosfera dekadencji? Dla dobra literatury jak najszybciej trzeba odnaleźć dźwięk i kolor, bo samo znaczenie słów to stanowczo za mało, stąd pilne poszukiwania, w których przydatne i na czasie okazują się sprawy banalne, np. ogłoszenia ze starych gazet. W gruncie rzeczy za każdym razem ważny pozostaje stosunek części do całości. Przecież rzeczywistość i tak jest kolażem. C.b.d.u., czyli: co było do udowodnienia. Poza tym żadnych wspomnień. Lecz to wcale nie koniec zawiłej historii z Themersonami na pierwszym planie oraz w szerokim tle literatury i sztuki, bo być sławnym artystą w wieku dwudziestym to trochę jak w ramach promocji zginąć w wielkiej katastrofie lotniczej.
Włodzimierz Paźniewski © by "Twórczość" 2006 | |
Spis treści "Twórczości" 10/2006