Nazwisko - jak poezja. Niemiecki przysłówek "freilich" oznacza "wprawdzie" albo "oczywiście", ale etymologicznie wywodzi się od przymiotnika "frei" - "wolny". Przysłówek jako nazwisko? Takie ośmieszające nazwiska nadawali polskim Żydom, którzy się nie wykupili, austriaccy i pruscy urzędnicy w XIX wieku (ponoć najśmieszniejsze wymyślał E.T.A. Hoffmann). Przetrwały w spolszczonej pisowni, świadcząc o asymilacji Żydów, z zachowaniem pewnej ich odrębności. Imię Anna jest zlatynizowaną formą hebrajskiego słowa, które oznacza "łaskę", "wyróżnienie". Tak miała na imię matka Maryi, obecna w świątyni jerozolimskiej podczas obrzezania Jezusa. Na obrazach jest często przedstawiana jako tzw. "Anna Samotrzecia", z Maryją na kolanach, która trzyma na kolanach małego Jezusa. Na innych zachodnich przedstawieniach widać ją z książką w ręce. Na znanym fresku koptyjskim z Faras, który w latach sześćdziesiątych był wizytówką polskich wykopalisk archeologicznych w Nubii, Anna trzyma wprawdzie palec na wargach, co może oznaczać powściągliwość w słowie, ale tym wymowniejsze są jej otwarte na świat, ogromne oczy. I wreszcie spotkanie Anny z Joachimem u Bramy Złotej w Jerozolimie: na obrazach widać, że Anna jest brzemienna. Stosowne imię i nazwisko dla polskiej poetki, odwołującej się do tradycji kultury żydowskiej, dla przymusowej emigrantki, co pisząc po polsku wraca do kraju, z którego została wygnana, dla kobiety świadomej znaczenia elementu żeńskiego w dziejach.
Dziewczyna z perłą należy do najwspanialszych i najbardziej zagadkowych płócien Vermeera. Ale nie perłowe kolczyki tajemniczej modelki nas tu interesują. Poezja Anny Frajlich stanowi swojego rodzaju literackie pendant do dwóch innych obrazów Vermeera z perłami: berlińskiego Sznura pereł i obrazu waszyngtońskiego, zwanego dawniej Ważąca złoto lub Ważąca perły. Przedstawia on ciężarną kobietę, która trzyma w ręku wagę szalkową; odkąd w wyniku analizy mikroskopowej ustalono, że szalki są puste, obraz nosi tytuł Kobieta trzymająca wagę.
Oba obrazy nie są zwykłymi scenkami rodzajowymi. Mają wymowę alegoryczną, odwołują się do problematyki wanitatywnej. Przedstawione na nich kobiety zastygły na moment w trakcie jakiejś czynności - przymierzania sznura pereł, ważenia. Obie mają naprzeciw siebie zwierciadło (symbol Vanitas, znikomości rzeczy doczesnych). Kobieta przymierzająca sznur pereł zastygła, jakby w lustrze nagle ujrzała śmierć. Kobieta z wagą wcale w lustro nie patrzy, skupiona na wadze, skupiona na dziecku, które nosi w łonie, rozważająca, jakie będą jego przyszłe losy, jak przejdzie przez życie i dokąd trafi po śmierci. Na szalkach wagi nie ma pereł, ale taka perła jest we wnętrzu ważącej kobiety: to jej dziecko. Obce ciało, które zagnieździło się w brzuchu i rośnie wraz z nią, ziarnko piasku, z którego zrodzi się odrębny świat.
Henri Bergson, zastanawiając się nad intelektualnym wyobrażeniem trwania użył vermeerowskiej metafory pereł i pisał, że "układamy po kolei jedne za drugimi wyodrębnione byty niczym perły naszyjnika, a żeby trzymały się razem, potrzebujemy nitki, która nie jest ani jednym ani drugim, nie przypomina ani pereł, ani tej pustej jednostki, prostego słowa. Intuicja daje nam rzecz, inteligencja podchwytuje tylko metaforyczny przekład" ("La pensée et le mouvant", Introduction, II [1922]).
Metaforę Bergsona podjął Maurice Halbwachs w pracy o pamięci muzycznej ("La mémoire collective chez les musiciens", 1939). Powiada on, że kiedy słyszymy jakiś utwór muzyczny po raz pierwszy, mało co z niego pozostaje: motywy melodyczne rozdzielają się a ich nuty rozsypują się "jak perły naszyjnika, którego nitka pękła". Podobnie, dodajmy, jest z poezją, do której się wraca, żeby ją naprawdę poznać.
Anna Frajlich podejmuje ten dialog w wierszu Z Bergsona i od metafory czasu fizycznego przechodzi do organicznego pojmowania czasu:
Czas nie jest sznurem pereł
tylko jedną perłą
nanizaną
na ziarno niepojętej rany
sączy się płynną masą
odwieczną i zmienną
i bezmiar nienazwany
wypełnia
swym trwaniem.
Z kobiecą intuicją poetka dokonuje tego samego zabiegu, co niderlandzki malarz w obrazie Kobieta trzymająca wagę. Tam sznury pereł wylewają się ze szkatuły na stół, ale nie ma ich na szalach wagi. Zostały symbolicznie zastąpione przez jedną perłę, która się rozwija w łonie kobiety. Tutaj zamiast linearnego sznura czasu mamy czas jako płynną masę, która rośnie wokół "ziarna niepojętej rany", wypełniając swym trwaniem bezmiar, a więc czas ujęty w metaforę ciąży. Dziewięć miesięcy rodzenia się nowego świata.
Dla Anny Frajlich ciąża zbiegła się z najcięższym doświadczeniem życiowym, z traumatycznym przeżyciem odrzucenia i wygnania. Rok 1967, potem 1968, wyjazd z Polski jesienią roku 1969. Opuszczała kraj razem z mężem i malutkim synem. W autobiograficznym tekście "Marzec zaczął się w czerwcu" pisze:
"Najpierw nastąpiło wygnanie z definicji. Z Polaków pochodzenia żydowskiego staliśmy się z dnia na dzień syjonistami. Byłam wówczas w ciąży i cała ta nagonka, wzmocniona 'spontanicznymi' demonstracjami studentów arabskich, napawała mnie fizycznym lękiem".
W biografii Anny Frajlich wyjazd z Polski (przywołany w pierwszym wierszu z cyklu Powrót - podróż sentymentalna) był najważniejszym, ale nie jedynym etapem życiowej tułaczki, która - niczym biblijna ucieczka do Egiptu - wiodła na zachód. (Warto tu dodać, że motyw konfrontacji Wschodu i Zachodu stanowi jeden z podskórnych tematów opartej na dysertacji doktorskiej książki Frajlich The Legacy of Ancient Rome in the Russian Silver Age, 2007).
Motyw ucieczki do Egiptu powraca w tej autobiograficznej poezji wielokrotnie. W tomie W słońcu listopada znalazł się utwór Odpoczynek podczas ucieczki do Egiptu, napisany pod wrażeniem reprodukcji tak samo zatytułowanego obrazu Luca Oliviera Mersona. Frajlich z geometryczną precyzją oddaje przedstawioną przez Mersona zagadkową grę spojrzenia i jego braku, jawy i snu, wiedzy i milczenia:
Usnęła Maria u stóp Sfinksa
- losu zagadkę śni -
a Dziecię
oczy ma otwarte - wie
o czym milczy Sfinks.
Hymn o Perle - tekst apokryficzny z początków chrześcijaństwa, spopularyzowany u nas dzięki przekładowi Czesława Miłosza - to relacja orientalnego królewicza, który wyrusza w podróż do Egiptu, żeby zdobyć drogocenną perłę pilnowaną przez smoka. Wyprawa po nieuniknionych perypetiach i poniżeniach kończy się sukcesem, syn królewski wraca do ojczyzny z perłą, odziany we wspaniałą szatę.
W jednym z wywiadów Anna Frajlich powiedziała:
"Rok 68 był policzkiem, na który trzeba było zareagować. To była największa rana w moim życiu. Rany cięte się nie goją. Zostaje blizna".
Z tej rany, jak z ziarnka piasku w ciele małży, zrodziła się perła poezji. We wcześniejszym wierszu Na perły (który jest jakby poetyckim komentarzem do przywołanego wcześniej obrazu Vermeera Sznur pereł) poetka pyta:
Ból co dał im początek
przestał już być bólem
czemu więc nieustannej
poddajesz je próbie
czy za blask
taką cenę płacić im wypada
czy za to
że się chłodem
na twej szyi kładą?
Te wiersze, nowoczesne w formie, są bardzo melodyjne, spod na pozór surowej ich szaty przeziera szkielet tradycyjnej struktury metrycznej, a nawet niemodny dziś rym. "Był czas - mówi Anna Frajlich - że wstydziłam się rymów i starałam się je chować gdzieś w środku linijki, tak jak we wczesnej młodości starałam się nosić luźne bluzki, żeby ukryć biust".
Czas pereł nizanych na nitkę, małych i jednostajnych, mija. Przetrwa pojedyncza perła poezji, perła zrodzona z urazy, perła, którą kobieta musi w bólu urodzić - by powstało piękno.
Autor: Jan Zieliński, październik 2009