[Mariusz Szczygieł "Gottland". Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006, ss. 238.]
Mariusz Szczygieł na swojej stronie internetowej napisał, że aby go "wkurzyć" trzeba spytać, dlaczego nie prowadzi już telewizyjnego show... Program, o którym mowa ("Na każdy temat") był stosunkowo popularny i wytworzył konkretny i trwały wizerunek prowadzącego. Nie będzie łatwo sprawić, by Szczygieł-rozmówca zmienił się w świadomości byłych widzów w Szczygła-pisarza. Po lekturze jego ostatniej książki mam wrażenie, że jest na dobrej drodze.
Początek, to historia czeskiego szewca, który przed Orwellem wymyślił ideę Wielkiego Brata. Jan Bata "wpada na pomysł, aby stworzyć coś, czego jeszcze nie było: ruchome, śledzące pracowników biuro. Swoją kancelarię umieszcza w przeszklonej windzie, która sunie wzdłuż wieżowca (...). Kancelaria zatrzymuje się na przykład na piętrze trzynastym, ściana budynku odsuwa się i ze swojej ruchomej sali tronowej Jan Antonin Bata widzi pracujących ludzi. Mówi, że to także dla ich dobra: aby przyjść do szefa, nie muszą poświęcać wiele czasu".
Historia Jana Baty wprowadza czytelnika w jeden z głównych problemów, wokół którego zbiór literackich reportaży Szczygła został zorganizowany - problem kolaboracji. Szczygieł przedstawia kolejno doskonale Czechom znane z ostatniego półwiecza osoby, które zostały oskarżone o współpracę z okupantem: najpierw z władzą niemiecką, potem sowiecką, następnie opisuje próby przystosowania się (kolaborowania) z rzeczywistością kapitalistyczną.
Autor książki przypomina list-esej Vaclava Havla do szefa komitetu centralnego o moralnym upadku społeczeństwa. Havel właściwie sam sobie odpowiedział na stawiane pytania: katalizatorem ludzkich zachowań jest strach. Jednak nie w rozumieniu potocznym, raczej chodziłoby o "bardziej lub mniej świadomy udział w zbiorowej świadomości trwałego i wszechobecnego zagrożenia". Mowa tu o sytuacjach, w których brano za oczywistość "opanowywanie różnych form dopasowywania się, jako jedynego skutecznego sposobu samoobrony". Dobrą ilustracją będzie tu historia czeskiego pisarza Egona Hostovskyego, który wyemigrował po puczu w 1948 roku. Przyznał on, że tak naprawdę wyemigrował sam przed sobą, bo bał się tego, co mógłby zrobić, gdyby został.
Okazuje się, że współczesność wtłoczyła Czechów w coś w rodzaju okupacji kapitalistycznej, która determinuje zachowania zbliżone do kolaboracji. Bo jak inaczej można określić handelek wizerunkiem wielkiego pisarza (kubki z Kafką, saszetki cukru z Kafką... w kawiarni Franza Kafki).
Doskonałym kontrapunktem jest tu opowieść o siostrzenicy pisarza, która pytania o niego kwituje nieśmiertelnym zdaniem: "Odpowiem w stosownym czasie". Postać siostrzenicy z epizodycznej i nieco zabawnej opowieści staje się poważną i jedną z ważniejszych, gdyż urasta do rangi niebagatelnego symbolu. Stoją za nią wszyscy ci, którzy się nie złamali.
Znaczną część książki można by więc uznać za historię czeskiej kolaboracji. Okazuje się, że jeśli ktoś nie rozumie filozofii Szwejka, nie zrozumie, dlaczego partia komunistyczna nie musiała w Czechach stosować przemocy, by uzyskać poparcie. Choć, później, jak pisze Szczygieł: "W czechosłowackiej partii było mnóstwo porządnych ludzi, przerażonych tym, do czego przyłożyli rękę".
Po doborze wypowiedzi bohaterów, które ilustrują opis, można domniemywać, że autor co najmniej rozumie wybór naszych południowych sąsiadów. A nie był on łatwy: ocalić twarz i spłonąć, jak Jan Hus, czy skapitulować, ale przetrwać. Czesi wybrali to drugie i uelastycznili sumienie. Jednak po tych wszystkich adaptacjach pozostał im niesmak, świadomość popełnionego błędu.
W tym miejscu nawiążmy do tytułu książki. W lipcu 2006 roku w Jevanach pod Pragą otwarto Gottland - muzeum artysty, który "w najbardziej zateizowanym kraju na świecie pełni odpowiedzialną rolę. Rolę 'mein Gott'". Pod byłą letnią willą Karela Gotta - bo o niego chodzi - zjawiają się liczne wycieczki. Z autokarów wychodzą najczęściej osoby starsze. Przyjeżdżają, by się oczyścić: on wielki, a był taki, jak my. Przejście przez kuchnię mistrza tłumi poczucie winy wobec niezłomnych i jednocześnie buduje poczucie wspólnoty. Pozwala rozbić taflę odpowiedzialności na wiele kawałków. Gottland przywraca w ludziach poczucie moralności. Silna chęć rozliczenia się z przeszłością odzwierciedla ogromne poczucie winy. Dlatego usprawiedliwiając własne, nieraz dramatyczne wybory, podpieramy się postawą wielkich, tych, którzy ulegli i kolaborowali.
Można by pomyśleć, że autor stara się rozliczyć Czechów z burzliwej i być może niejednoznacznej przeszłości. Okazuje się jednak, że to czytelnik niepostrzeżenie zostaje postawiony w roli sędziego. Dotąd prowadzony za rękę przez meandry czeskiej historii, rozpraszany humorystycznymi passusami - tu zostaje sam. Teraz samodzielnie ma podjąć decyzję: usprawiedliwić, zrozumieć, czy potępić, napiętnować? Jako mieszkańcy najweselszego baraku w komunistycznym obozie wiele potrafimy zrozumieć, ale czy wszystko?
W jednym ze swych reportaży Szczygieł przywołuje popularne w Czechach zdanie: "To chce klid" ("To wymaga spokoju"). Zatem, zanim podejmiemy decyzję...
Dariusz Pachocki
© by "Twórczość" 2007