Agnieszka Sural: W połowie marca 2014 roku objęłaś stanowisko kuratora fotografii w paryskim Centrum Pompidou.
Karolina Ziębińska-Lewandowska: W dziale fotografii Centrum Pompidou pracował przez kilka ostatnich lat świetny tandem – Quentin Bajac i Clément Chéroux. Kiedy rok temu Bajac został szefem działu fotografii w MoMA, Chéroux przejął dowodzenie, a na stanowisku drugiego kuratora powstał wakat. Centrum Pompidou chce mieć bardziej międzynarodową ekipę niż dotychczas i postanowiło szukać kandydatów poza Francją – m.in. do mnie zwrócono się z propozycją udziału w zamkniętym konkursie.
Kiedy zaczęłaś interesować się fotografią?
Fascynacja pojawiła się jeszcze przed rozpoczęciem studiów historii sztuki. Za pierwszym razem oblałam egzaminy wstępne i znalazłam się w Paryżu. Mieszkałam tam u niesamowitej rodziny, państwa Cassard, którzy dopełniali moją edukację, pokazując ciekawe zjawiska kultury francuskiej. Były to m.in. powojenne albumy fotograficzne czy – jak powiedzielibyśmy dziś –"photobooki" przedstawicieli tzw. "fotografii humanistycznej". To sprawiło, że zajęłam się robieniem zdjęć – pomiędzy pilnowaniem dzieci, studiami językoznawczymi i oczywiście zakuwaniem do egzaminów na historię sztuki. Fotografką nie zostałam, ale w historii sztuki doszukiwałam się wątków fotograficznych i tak już zostało.
Jakie były twoje początki zawodowe?
W czasie studiów praktykowałam w Zachęcie, dość mocno się w to zaangażowałam i skończyło się na tym, że Anda Rottenberg, ówczesna dyrektorka, zatrudniła mnie jako swoją asystentkę i potem kuratorkę. Muszę powiedzieć, że wykazała się dość dużą odwagą, bo nie miałam wtedy nawet dyplomu. Kiedy Zachętę objęła Agnieszka Morawińska, zgodziła się, razem z Hanną Wróblewską, żebym wprowadziła stały program wystaw fotograficznych – mogłam robić mniej więcej dwie wystawy rocznie. Miałam właściwie wolną rękę – to było fantastyczne. Praca z nimi trzema była dla mnie formująca.
W 2008 roku założyłaś Fundację Archeologia Fotografii, która jako pierwsza w Polsce zajęła się wydobywaniem i porządkowaniem archiwów czołowych polskich fotografów. Jak wtedy zabezpieczano i udostępniano spuściznę fotografów za granicą? Mieliście jakiś wzór do naśladowania?
Fundacja Archeologia Fotografii powstała z realnej potrzeby zrobienia czegoś ze spuściznami po fotografach. Kolekcja Zachęty ma profil bardzo współczesny i jeśli w trakcie kwerend do wystaw trafiałam na ciekawe archiwum, nie było jak włączyć go do kolekcji.
Problem wybrzmiał najsilniej podczas prac nad wystawą polskich dokumentalistek, która w dużej mierze była oparta o zasoby prywatne. To właśnie Karolina Puchała-Rojek i Anna Duńczyk-Szulc, z którymi współpracowałam przy tej wystawie, oraz mój mąż Rafał Lewandowski współzakładali ze mną fundację. Opracowując już precyzyjnie z Karoliną kształt i strategię działań trzeźwo oceniałyśmy sytuację i możliwości. Oczywiście wiedziałyśmy, że istnieje International Center of Photography czy Aperture Foundation lub Nederlands Fotomuseum, które były dla nas modelowe, ale te wzory są właściwie do dziś nie do doścignięcia. Naszym głównym celem było stworzenie alternatywy dla modelu muzealnego i stricte archiwalnego. Nie dlatego, że są one złe, tylko dlatego, że nie zawsze się sprawdzają.
Fundacja zamiast dużych, dobrze sfinansowanych i zorganizowanych struktur bardzo szybko miała coś innego do zaoferowania – niestandardowe spojrzenie na spuścizny, np. poprzez pryzmat twórczości autorów współczesnych czy przez krytyczną refleksję nad działalnością archiwalną, oraz pewną elastyczność w relacjach z właścicielami spuścizn.
Wasze działania były pionierskie w Polsce, ale za granicą także spotkały się z zainteresowaniem. Jaką pozycję światową ma polska fotografia?
Kiedy powstawała Archeologia Fotografii nie było w Polsce analogicznych organizacji pozarządowych specjalizujących się w fotografii. Na szczęście w ciągu tych kilku lat sytuacja się zmieniła. Zainteresowanie zagranicznych specjalistów działalnością fundacji – które jest wypadkową nie tylko naszych działań, ale też dobrego programu wizyt studyjnych – nie zawsze przekłada się w prosty sposób na obecność polskiej fotografii historycznej w dobrych zagranicznych galeriach czy muzeach.
Wydaje mi się, że pozycja polskiej fotografii historycznej za granicą jest lepsza dziś niż - powiedzmy - dziesięć lat temu i wynika to z sumy działań bardzo wielu osób i instytucji. Cały czas jednak nie jest to "produkt" dobrze rozpoznawalny. Brakuje dużych wystaw monograficznych w ważnych galeriach i muzeach światowych.
Na czym będzie polegała twoja praca w Centrum Pompidou?
Ma to być po prostu praca kustosza muzealnego – czyli opieka nad kolekcją i jej rozwój oraz pokazywanie, opracowywanie i promowanie.
Jakie projekty chciałabyś wykonać w przyszłości?
W tej chwili mogę tylko powiedzieć o projekcie, który jest w toku i nie ma związku z nowym stanowiskiem – to monografia Wojciecha Zamecznika, którą wspólnie z Karoliną Puchałą-Rojek przygotowujemy dla Zachęty w Warszawie.
Czy będziesz wprowadzała polskich fotografów do programu Pompidou?
Chciałabym oczywiście, gdyż brakuje ich w ogólnej historii sztuki, jest to jednak proces długi i nie zależy od jednej osoby.
Czy odejście z Fundacji Archeologii Fotografii jest definitywne?
Na razie jesteśmy na etapie zmiany: do fundacyjnego, pracowitego i co chciałabym podkreślić – nadzwyczajnego zespołu, jako wiceprezeska dołączyła Marta Szymańska, Karolina Puchała-Rojek została prezeską. Jesteśmy w kontakcie – nie tylko w sprawach zawodowych. Do Paryża przyjechałam "na czas określony", po zakończeniu którego planuję powrót do Warszawy i do fundacji.
Warszawa – Paryż, marzec 2014