Jak nazwałabyś ten rodzaj teatru?
On się chyba nazywa teatrem dramatycznym.
No tak, myślałam, że masz też na myśli jakieś konkretne tematy.
Bardzo długo można by mówić...Idziemy w to? To jest teatr, który musi być literacki, mainstreamowy ideologicznie, pozornie buntowniczy oraz zamaszysty plastycznie. Chyba za "pozornie" obrażą się na mnie… Ale tak jest, właśnie pozornie, bo te teatralne bunty i rewolucje odbywają się w strefie tego, co już i tak wiadomo – tylko najwyżej po jakimś spektaklu wiadomo bardziej i głośniej.
Jaki "Fantazja" dostaje feedback za granicą?
Jeśli chodzi o zagraniczną recepcję, to widzę przede wszystkim taką różnicę, że fakt, że spektakl jest śmieszny nie powoduje włożenia go między bajki i uznania za lekki.
W każdym z miejsc odbiór był odmienny. W Dublinie publiczność była bardzo poruszona. Na spotkaniu po spektaklu zostało 80% widowni i ludzie mówili jeden przez drugiego przez godzinę: że bardzo potrzebowali takiego przeżycia i bliskości. Wszystkie lokalne wątki – to, że ten spektakl jest w dużym stopniu o Warszawie i o wojnie – zostały tam zauważone, co było ciekawe, bo w Polsce nie pytano mnie o to. W Dreźnie było dużo napięcia i cichych emocji, a podczas fragmentów dotyczących wojny, nawet tam, gdzie nie jest to powiedziane wprost, cisza była ciężka jak głaz. Coś mnie łapało za gardło, kiedy czułam energię tej publiczności. W Monachium relacja z publicznością nie wydawała mi się głęboka, co ma duży wpływ na energię spektaklu, ale dostaliśmy bardzo dobre opinie. Jedziemy teraz dalej: do Kanady, Belgii, Francji, Szwajcarii i Czech, więc to będą nowe pola obserwacji