Na scenie przy Madalińskiego trwają ostatnie próby i przygotowania przed premierą "Procesu" według Franza Kafki, zdaniem Krystiana Lupy, najbardziej tajemniczej i prowokacyjnej opowieści światowej literatury. Nigdy nie dowiemy się, dlaczego Józef K. pewnego ranka zostaje zatrzymany, o co oskarżony, a im dalej wgłąb uporczywych zdań, tym robi się ciemniej – mówi reżyser:
Nie zgadzam się z Kafką i z wyborami jego bohaterów, ale on ma w sobie rodzaj szaleństwa na który inni pisarze sobie nie pozwalają. Czy potrafilibyśmy Witkacym odpowiedzieć na dzisiejszą rzeczywistość? Zapewne tak, bo wielu artystów coraz częściej po niego sięga. Do tej pory bałem się Kafki jako twórcy skrajnie i radykalnie pesymistycznego. Kiedy dawno temu dostałem zaproszenie na festiwal kafkowski we Włoszech, odpowiedziałem na nie "Kalkwerkiem", czyli pierwszym moim bernhardowskim spektaklem, argumentując, że Bernhard jest Kafką drugiej połowy XX wieku.
Pierwotnie "Proces" miał mieć premierę w listopadzie 2016 roku w Teatrze Polskim we Wrocławiu, jednak prace nad spektaklem zostały przerwane z powodu zmiany dyrekcji teatru bez uszanowania głosu zespołu artystycznego. Lupa w proteście przeciwko takiej polityce kadrowej zawiesił próby.
Sztuka została zrealizowana dopiero rok później dzięki bezprecedensowej współpracy czterech warszawskich scen ( Nowego Teatru, TR Warszawa, Teatru Powszechnego i Studio teatrgalerii) i przy wsparciu międzynarodowych festiwali teatralnych, w tym m.in. Le Quai – Centre Dramatique National – Angers – Payes de la Loire oraz paryskiego Odeonu i Festivalu d'Automne a Paris. Jak dziś Lupa czyta "Proces"? – Rzeczywistość przeniknęła do spektaklu przez osmozę. Kafka był sitem dla wielu skojarzeń, asocjacji, mogę powiedzieć, że ten rok także dla nas był "Procesem" – dodaje Lupa w rozmowie z Culture.pl. Spektakl niesie w sobie także historię wrocławskiego Teatru Polskiego, uważanego przez wielu za najważniejszą scenę na mapie teatralnej Polski.
Był miejscem, w którym aktorzy spotykali się z różnymi reżyserskimi koncepcjami. Byli rozrywani przez różne poetyki i twórcze wyobraźnie, chętnie eksperymentowali, podejmowali wyzwania. Dawali się im porywać i byli wierni. Nie znam drugiego takiego zespołu – zakochanego w aktualnej pracy.
Z Ewą Skibińską, przez wiele lat wiodącą aktorką Teatru Polskiego we Wrocławiu rozmawia Anna Legierska
Czy Pani zdaniem przez ten rok spektakl przybrał na sile, nabrał nowych znaczeń?
Jest jedna z ważniejszych scen, fundamentalna. Nie mogę zdradzać jej tajemnicy, ale bezpośrednio odnosi się do protestu aktorów, który zagarnął wszystkie wojujące niezależne teatry i zespoły w Polsce. To scena, która nawiązuje do środowiskowej solidarności, przywołujemy sytuację także z bydgoskiego Teatru Polskiego i warszawskiego Teatru Żydowskiego. Wszystko to, co się waliło, zamykało, zaskakująco zmieniało siedziby lub dyrektorów.
Biorę udział w tej scenie, ale jak pierwszy raz zobaczyłam, jak wymyślił ją Lupa, to się po prostu popłakałam. To bardzo smutna diagnoza i wyzwanie. Mam nadzieję, że ten spektakl będzie w jakiś sposób oskarżeniem o zniszczenie. Ale jednocześnie pojawia się mnóstwo pytań, jak się przed tym obronić i działać dalej.
Kafka podpowiada jakąś strategię? Józef K. zostaje pewnego ranka zatrzymany, choć nie zrobił nic złego.
Lupa przychodził na próby i mówił : "Boję się. Czy wy czujecie to, co ja? Boję się tej literatury, tam jest coś więcej niż jestem w stanie przeczuć". Widzę, że z tą energią pracuje do końca i nią nas zaraża. "Proces" rzeczywiście jest kopalnią i fantastyczną partyturą także do tego, co Krystian Lupa lubi, czyli do pisania, dopisywania, rozpisywania, domyślania się, co autor chciałby powiedzieć, gdyby żył dzisiaj i mógł uzupełnić swój tekst.