[Bohdan Zadura Proza tom 1. Opowiadania. Biuro Literackie, Wrocław 2005, ss. 324; Proza tom 2. Powieści. Biuro Literackie, Wrocław 2006, ss. 260.]
Wydanie prozy Bohdana Zadury w całości przyniosło bardzo wdzięczny efekt. Dzięki temu projekt, w oparciu o jaki powstała, stał się wreszcie jasny i przejrzysty. Jest to projekt - jak nazywał ten typ pisania Jerzy Kwiatkowski - literatury autotelicznej, zrodzonej ze sprzeciwu wobec zaangażowania, z jakim niektórzy autorzy rozprawiają się (do dzisiaj) z rzeczywistością. W pisarstwie Zadury znalazły się w miejsce tego wszystkie odcienie dystansu i wyważenia w pisaniu o świecie, zmierzające w kierunkach, które Dariusz Nowacki w recenzji z Prozy tomu 1 (GW z 2.01.2006) nazwał "politycznym unikiem" i "zachowawczym fasonem". Oba określenia są niezupełnie ścisłe.
Niezależność literatury autora Patrycji i charta afgańskiego polega w dużej mierze na przywoływaniu rzeczywistości politycznej - jemu najbliższej, peerelowskiej - z perspektywy spraw wokółliterackich, stanowiących w powieściach i opowiadaniach podstawowy temat. Polityka pojawia się zwykle jako przeszkoda w swobodnym rozwoju literatury. Nareckiemu z powieści Lit (1997) dostaje się od przełożonego za słaby, drżący głos, jakim zwołuje zbiórkę, i później, od milicji, za "podejrzany politycznie" wiersz, którego się wypiera. Bohaterom tej prozy często zdarza się wchodzić w paradę rzeczywistości, stając w obronie literatury. Brak zaangażowania, o jaki apelował dla książek prozatorskich Zadury krytyk, brałby się zatem z unieważnienia wszystkiego poza literaturą. Tylko że o tym, co i jak zostało unieważnione, autor napisać nie zapomina.
Mistrzowskiemu projektowi wolnej literatury Zadura wyznaczył dość nowoczesną formę wyrazu. Być może ma ona, jak chce Nowacki, coś niecoś wspólnego z "poetyką wypracowaną przez staroświeckich mistrzów tego gatunku, np. Kornela Filipowicza" (a jeśli tak, to również przez Jarosława Iwaszkiewicza!), więcej jednak Zadura zawdzięcza nowoczesnym opowiadaniom amerykańskim. Nikt, kto czytał Patrycję i charta afgańskiego (1976), nie napisze, że jest to "zachowawczy fason". Inspiracje rodzimym kanonem opowiadania są widoczne zwłaszcza w języku puławskiego pisarza. W Patrycji... jest to lekki język groteski i burleski, oddający przyjemność, jaką sprawia autorowi fabulacja. Jest tu wiele narracyjnego żartu: fikcyjna powieść Michela Senta "Like it" otrzymuje recenzję fikcyjnej Anne Forster (Anne Forster, czyli kłopoty z tożsamością). Czy w tytułowych "kłopotach z tożsamością" pani Forster, za którą szaleje pisarz Sent, nie kryje się postmodernistyczna, chwiejna tożsamość? Opowiadania pierwszego zbioru uderzają także zwięzłością. Dwu-, trzy- czasem dziesięciostronicowe short stories Zadury oddają atmosferę przypadkowych, nieznacznych zdarzeń jak zapaść pijaka leżącego przy wejściu do apteki (Apteka). Pojawiają się również streszczenia i konspekty nieistniejących książek (Rozbieg). Slogany reklamujące powieść "Arytmia" ("ARYTMIA to kondensacja, zaledwie 8 arkuszy wydawniczych. Jeśli wasze serca biją zbyt wolno, czytajcie ARYTMIĘ"), które pisarz produkuje w ilości godnej pozazdroszczenia, są czymś zupełnie nowym i świeżym w końcu lat 70. W pierwszym zbiorze ujawnia się także tendencja do kilkakrotnego wprowadzania tych samych postaci do różnych tekstów. Wszystko to buduje przekonanie o nowoczesności opowiadania Zadury i jest sprzeciwem wobec stwierdzeń o zachowawczych fasonach.
Tom Do zobaczenia w Rzymie z 1980 roku trzyma się mocniej rzeczywistości, choć i tutaj opowiadania są często króciutkie i poddane żonglerce konwencjami i zabawie. Zadura wykształcił w nich (a być może po prostu przeniósł z powieści; do tego czasu napisał dwie) umiejętność zwięzłego i ironicznego oceniania postaci. I tak np. Marta z tekstu o takim tytule, co to była z "dziewcząt czy kobiet pozornie niezależnych, wyzwolonych, samodzielnych...", naprawdę jest z dziewcząt będących "sekretarkami, stenotypistkami w jakichś dziwacznych prywatnych agencjach nowojorskich". Z damy na wskroś światowej, znającej języki i bywałej nasza Marta - dzięki wysokim stylistycznym umiejętnościom Zadury - staje się zwykłą snobką.
Rok 2005, w którym powstał najnowszy, trzeci tom opowiadań Striptease - nie przyniósł w zasadzie żadnych nieoczekiwanych rozwiązań. Dla czytelników ulegających magii tradycji i potwierdzeń zbiorek ten, dalej przecież nowoczesny, ale jako nawiązanie do nowoczesności poprzednich zbiorów, jest miłym prezentem. Najbardziej ujmujące być mogą opowiadania-listy: Boczna gałąź (antykoncepcja) i Striptease. Jeśli to komu się na coś przyda, może je łączyć z Listami do pani Z. Kazimierza Brandysa, Sérénité Iwaszkiewicza albo nawet Listami Johna Bartha. Mnie to w niczym nie pomaga, uważam bowiem teksty Zadury za popis ironicznego pisania, w którym nic nie jest ciężkie i poważne (jak na przykład wyznanie wielbiciela poezji, który znalazł upatrzony artykuł poety w... dworcowej toalecie). Zadura z ironisty chętnie zmienia się jednak w eksperymentatora formy, którym najczęściej bywa w powieści. Forpocztą (z uwagi na wydanie opowiadań jako pierwszego tomu) jego trzech powieści jest więc... opowiadanie, które nosi podtytuł "powieść" (Co mu kto powiedział (powieść)). Zasadą kompozycyjną jest tu otwieranie każdej serii wypowiedzi jednym, dwoma słowami. Potem następuje związana z nimi historia. W sensie ilościowym nie jest to powieść. Problem w tym, że Zadura rozumie to pojęcie nieco inaczej niż większość prozaików. Jest ona dla niego najkorzystniejszym poligonem do ćwiczeń nad formą. To tu, nie w opowiadaniu, puławski pisarz osiągnął prawdziwe mistrzostwo.
Na zawartość drugiego tomu złożyły się trzy powieści. Pierwsza z nich, Lato spokojnego słońca (1968) to, jak przystało na towarzyszącą dojrzewaniu autora prozę, powieść inicjacyjna. W drugiej (A żeby ci nie było żal, 1971) pisarz wybrał formę, w której czuje się najpewniej, formę prozy epistolarnej. Lit z 1997 roku to rzecz najnowocześniejsza i do pewnego stopnia rozwijana wokół dwu fraz: "i nie licz na sny" oraz "śmieszy mnie to niewymownie".
Jak Zadurze pisze się powieść? Zwięźle i lakonicznie. Treść jest ścieśniona, dialogi przypominają kwestie w dramacie (swoją drogą tak rozpisywał je Parnicki w Staliśmy jak dwa sny), a wszystko kręci się wokół literatury. Zafiksowanie na literaturze, które być może nie przysparza pisarzowi czytelników, czyni ją bardziej elitarną, arystokratyczną i stanowi równocześnie rozprawę z językiem. Zadura w powieści nie naśladuje i nie pośredniczy: "Wszystko rozpierdolone, wszystko popierdolone. Nikt mnie nie będzie uczył języka" (Lit). Język dla Zadury to "ta jedyna forteca, w której mam prawo się wysadzić w powietrze jak Wołodyjowski" (Lit). Tu pisarz jest przede wszystkim poetą. Gdzie jest także prozaikiem? Powieść pisana przez poetę może w niczym nie przypominać powieści tradycyjnej (Bilon Mariusza Grzebalskiego), może też ją zanadto przypominać (jak Lala Jacka Dehnela). Wydaje się, że powieści Bohdana Zadury, w których literatura jest punktem wyjścia (bohater) i dojścia (sposób wypowiedzi artystycznej), są nieocenionym przykładem działania tradycji modernistycznej dzisiaj. Eksperymentujące, ale nieprzesadnie, do pewnego stopnia elitarne (bo już nie dla wielbicieli prozy zaangażowanej) doskonale oparły się czasowi. Z takim przecież pytaniem czyta się je dzisiaj. Zarazem jednak ma się wrażenie, że Zadura wie, iż najciekawsze rzeczy dzieją się poza literaturą, a sztuką jest je umiejętnie opowiedzieć. Tę sztukę autor Litu bez wątpienia posiadł i zawsze żywy, eksperymentujący język swojej prozy doprowadził do stanu wrzenia.
Marta Cuber © by "Twórczość" 2007 | |