W ciągu dnia stenografował posiedzenia komisji brytyjskiego Parlamentu, wieczorami uczył się języka esperanto, a w wolnych chwilach rozmyślał nad koncepcją idealnego miasta. Ebenezer Howard – bo o nim mowa – wpadł na pomysł stworzenia miasta ogrodu. Swoją ideę lub – jak wolą niektórzy – utopię zawarł w książce z 1898, znanej bardziej z drugiego wydania pt. "Miasta ogrody jutra" z 1902. W teorii miała być antidotum na zgubne skutki rewolucji przemysłowej, zwłaszcza przeludnienie ośrodków miejskich. W praktyce okazała się lekiem nie do końca skutecznym.
Projekt miasta ogrodu łączył zalety mieszkania w otoczeniu zieleni, z dala od obszarów zurbanizowanych, jednak z wykorzystaniem ich udogodnień. Centrum takiej hybrydy stanowił ogród otoczony budynkami użyteczności publicznej: ratuszem, teatrem, muzeum, biblioteką, szpitalem. Wokół znajdował się park, stąd rozchodziły się promieniście drogi, formując aleje z obiektami rekreacyjnymi, usługowymi i mieszkaniowymi. Peryferia były gruntami rolnymi, które miały zapewnić samowystarczalność ekonomiczną. Zgodnie z założeniami przestrzeń publiczna stała się własnością społeczną, kontrolowano rozwój terytorialny oraz gęstość zaludnienia. Jak pokazał czas, jedynie całkowita harmonia miasta i natury pozostała w sferze marzeń.
Polska również miała takiego marzyciela, który pragnął uzdrowić miasto. Władysław Dobrzyński, wykształcony lekarz, kontynuował myśl howardiańską. Zachwycony angielskimi realizacjami, chociażby Letchworth Garden City, mawiał: "Miasta z bajki stały się rzeczywistością". W 1909 utworzył Delegację ds. Miast Ogrodów przy Warszawskim Towarzystwie Higienicznym. Na polu architektury był samoukiem, typem idealisty, który planów o "pięknie urządzonym przedmieściu – ogrodzie Warszawy" nigdy nie urzeczywistnił.
Dobrzyński przekonywał, że ze względu na warunki polityczno-społeczne kraju niemożliwe jest odtworzenie koncepcji Howarda w jej pierwotnym kształcie. Realizację wzorcowych projektów podwarszawskich Ząbek i Młocin zawiesiła wojna (1914), później już do nich nie wrócono. Polska musiała się więc zadowolić tylko namiastką – przedmieściami ogrodów i zielonymi osiedlami w obrębie miast.
Najbliższa ideału jest Podkowa Leśna, tworząca wraz z Milanówkiem i Brwinowem tzw. Trójmiasto Ogrodów. Odzwierciedla koncentryczny układ ulic w formie podkowy. Jej serce czy raczej płuca stanowi park ze stawem – miejsce spotkań i rekreacji. Zadbano również o komunikację z większymi ośrodkami miejskimi (a na tym zależało Howardowi), otwierając w latach 20. ubiegłego wieku stację kolejową. Wkrótce potem wytworne wille tonęły już w zieleni skwerów, ogrodów i lasów. Najsłynniejsza z nich, Aida, tętniła życiem artystycznym i towarzyskim – mieszkali tu bądź gościli: rodzina Iwaszkiewiczów, Karol Szymanowski, poeci Skamandra. Tylko w jednej kwestii Podkowa Leśna, a także Milanówek znacząco odbiegają od wiktoriańskiej wizji miasta ogrodu. Zamiast zastąpić metropolię, w dużej mierze stanowią jej zaplecze, zgodnie z hasłem: pracować w mieście, mieszkać na wsi.
Swego czasu popularne było tworzenie zielonych osiedli. Do takich enklaw w środku betonowej dżungli zaliczyć można dzielnice lub ich pierwotne założenia m.in.: Warszawy (Włochy czy Żoliborz Oficerski), gdyńską Kamienną Górę, Dziesiątą w Lublinie, Giszowiec w Katowicach, Wilcze Gardło w Gliwicach. Kilka z tych projektów wyszło spod ręki znakomitego urbanisty Tadeusza Tołwińskiego. Zgodnie z ideą miasta ogrodu powstawała też krakowska Nowa Huta. Sam Howard, który w 1912 uczestniczył w VIII Światowym Kongresie Esperantystów, podziwiał krajobraz Krakowa, nazywając go "miastem ogrodem z naturalnego rozwoju".
Co jakiś czas odradza się koncepcja brytyjskiego planisty. Jednak postulaty samowystarczalności ekonomicznej, powrotu do natury oraz jej pełnej harmonii z cywilizacją jako źródło szczęścia wciąż są bytem idealnym, a nie realnym.
Źródło: Adam Czyżewski, Ebenezer Howard „Trzewia Lewiatana. Miasta ogrody przyszłości”, Warszawa 2009, www.morizon.pl, www.miastaogrody.pl; opr. MKD; 7.04.17