Nic co ludzkie, pierwszy spektakl młodej grupy teatralnej z Lublina, wyprodukowany dla Sceny Prapremier InVitro, to zaskakujący debiut. Spektakl jest efektem wakacyjnych warsztatów teatralnych i dramaturgicznych "Sztuka Dialogu", odbywających się z inicjatywy lubelskich instytucji kulturalnych przy współpracy z warszawskim Laboratorium Dramatu. Tematem dziesięciodniowych warsztatów, na których spotkali się aktorzy, reżyserzy, naukowcy i publicyści, było zagadnienie Holocaustu. Wynikiem wspólnej, interdyscyplinarnej pracy stały się etiudy teatralne, które na płaszczyźnie sztuki, językiem teatru, przy użyciu improwizacji opartej o autentyczne relacje, stanowić miały głos w trudnej dla Polaków dyskusji, dotyczącej stosunków polsko-żydowskich. Trzy powstałe na warsztatach etiudy, w wyniku dalszej pracy twórców, połączono w jedno przestawienie teatralne, które zatytułowano Nic co ludzkie właśnie. Produkcji spektaklu podjął się Łukasz Witt-Michałowski, pomysłodawca i kierownik powstałej w tym roku Sceny Prapremier InVitro. Tryptyk grany jest przez piątkę aktorów: Joannę Król, Julię Krynke, Pawła Pabisiaka, Szymona Sędrowskiego i Roberta Zawadzkiego.
Spektakl, którego premiera odbyła się w styczniu 2008 roku, zagrany został na tegorocznym
Festiwalu Teatralnym "Maski". Tematem dwunastej edycji Festiwalu, determinującym wybór zaproszonych nań zespołów teatralnych, był "człowiek w kontekście społeczno-historycznym". Realizacja Teatru InVitro znakomicie i znacząco wpisała się w hasło całego festiwalowego przedsięwzięcia, dając kolejny obraz artystyczny, dotyczący zagadnienia Holocaustu, w nowoczesnym medialnie i treściowo oryginalnym wydaniu. "Polityka jest zbyt poważną sprawą, by pozostawić ją polityką" - brzmiało dwa lata temu hasło "Masek". Myślę, że obowiązuje ono i dziś. Dzięki twórcom z Lublina widzimy, że to właśnie sztuka powinna wkroczyć w sferę polityki, zinterpretować historię społeczeństwa, zająć stanowisko, wydać zdecydowany sąd. Przekonanie to, zdaje się być podzielane ostatnio również przez innych polskich artystów, których twórczość krąży wokół tematu historii polskich Żydów i stosunku Polaków do tejże historii. Próbę zmierzenia się z tym, do tej pory rzadko podnoszonym przez sztukę tematem, podjął np.
Artur Żmijewski w filmie Polak w szafie, czy Mariusz Sieniewicz w książce Żydówek nie obsługujemy. W samym Lublinie ma swą siedzibę Teatr N.N, zajmujący się tematyką Żydów. Polskich placówek, instytucji kulturalnych działających w obrębie tej tematyki można by wymienić jeszcze kilka. Mimo to, a może dzięki temu, że temat ten staje się w Polsce coraz gorętszy, poznańska publiczność pojawiła się na Nic co ludzkie wyjątkowo licznie.
W centralnym miejscu sceny znajduje się stolik i kilka krzeseł. Po lewej stronie ustawiona została dziwaczna konstrukcja, jak gdyby wieża, zbudowana z połamanych części mebli i instrumentów. Jest ona jedynym statycznym elementem dekoracji, martwym składnikiem przestrzeni scenicznej, który jednak, wraz z kolejnymi etapami przedstawienia, nabiera znaczenia. Z tyłu, w głębi sceny znajdują się dwa rzędy kinowych krzeseł. Obok ekran, na którym wyświetlane są materiały audiowizualne, i który scala wszystkie trzy części spektaklu. Ponadto stanowi on element łączący przeszłość z teraźniejszością, wspomnienia ofiar i relacje katów, a w reszcie sprowadza do tego samego poziomu uczestników rzeczywistych zdarzeń, ich sprawców, aktorów i widzów spektaklu.
Trzy etiudy składające się na całość widowiska, oparte są na trzech, dość prostych motywach. Pierwsza cześć, to historia Marii, która jako dojrzała kobieta, zadowolona ze swojego dotychczasowego życia postać publiczna, nagle dowiaduje się, że jest Żydówką. Wiadomość ta dociera do niej dzięki uprzejmości przyjaciół, którzy powtarzają jej plotki ze świata mediów i brukowej prasy. Już sam sposób, w jaki przyjaciele informują Marię o jej rzekomym pochodzeniu, wskazuje na to, że korzenie żydowskie to coś, czego należy się wstydzić, to coś upokarzającego, a przede wszystkim, obrośnięte w stereotypy jest piętnem trudnym do zaakceptowania, nawet przez najbliższych. Żydostwo bohaterki staje się przyczyną jej wykluczenia, jednak nie z życia publicznego, zawodowego, a z relacji towarzyskich, z jej prywatnego otoczenia. W rozmowie Marii z przyjaciółką objawia się również mechanizm kozła ofiarnego, w ramach którego napiętnowani stają się wszyscy ci, którzy odbiegają od normy: Żydzi, lesbijki i wszyscy "Inni". Wiadomość o żydowskim pochodzeniu staje się dla bohaterki impulsem do rozpoczęcia poszukiwań swoich korzeni. Maria zwraca się zatem do księdza, który nie znalazłszy w księgach parafialnych nazwiska jej rodziny, w lakonicznej odpowiedzi stwierdza jedynie: "Przykro mi bardzo". Owe "Przykro mi" powtarzać się będzie w tej części spektaklu jeszcze kilka razy, zawsze, jako reakcja wobec prawdy dotyczącej pochodzenia bohaterki. Maria chcąc osobiście zbadać swoje korzenie, wyjeżdża do wsi, z której pochodzili jej dziadkowie i rodzice. Tu spotyka się najpierw z niechęcią i brakiem zrozumienia, a potem bolesną szczerością połączoną z ukrywaną nienawiścią do Żydów. Na ekranie pojawiają się urywki filmowych materiałów, zdjęcia przedstawiające popkulturowo kojarzony wizerunek Żyda. Z głośników puszczane są natomiast wypowiedzi Polaków dotyczące ich stosunku do Żydów. Zarówno obrazy, jak i słowa, świadczą o tym jak stereotypowo ujmuje się w Polsce problem żydowskiego pochodzenia. Słowa "problem" używam tu z premedytacją. Bowiem w dyskursie politycznym lub społecznym bywa impulsem antysemickiej, ideologicznej nagonki. Także w indywidualnym, prywatnym wymiarze, tematyka ta stanowi, jeśli nie tabu, to sferę przemilczaną, bądź co najmniej wstydliwą, często uruchamiając niesprawiedliwy plotkarski mechanizm. Owa plotkarskość dotycząca postrzegania i identyfikowania Żydów, najdosadniej pokazana jest w scenie, ni to aerobiku, ni układu tanecznego, podczas którego aktorzy, w doklejonych brodach, wykonując kolejne ruchy, recytują, czy może rapują poszczególne nazwy części ludzkiego ciała, lecz zamiast brzuch krzyczą żyduch, zamiast głowa - żydłowa. Jest to zatem scena obrazująca wręcz fizyczne napiętnowanie Żydów. Zaczyna się druga, moim zdaniem najciekawsza etiuda. Aktorzy, wcielają się tym razem w role Polaków, którzy mówią na temat swojego udziału w eksterminacji Żydów lub wyrażają poglądy dotyczące tego, co na ziemiach polskich Żydom się przytrafiało. Narracja nie przebiega jednak zwyczajnie. Aktorzy siadają na widowni, wciskają się pomiędzy widzów. Tam gdzie przed chwilą znajdowała się scena, teraz stoi operator z kamerą wideo, który filmuje twarze zdezorientowanej publiczności. Obraz wyświetlany jest "na żywo" na ekranie telewizyjnym, tak, że widzowie patrzą na siebie samych, na swoje odbicia, spoglądają we własne oczy. W między czasie aktorzy wstają. Każdy po kolei opowiada swoją historię. Mówi prosty człowiek, który kiedyś, we wsi był jednym z zabójców żydowskiej kobiety i jej dzieci; swoje poglądy wygłasza antysemita; mówi mężczyzna, który był milczącym, biernym świadkiem pogromu Żydów na stacji kolejowej i nie może poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Wypowiada się wreszcie kobieta, która w czasie wojny uratowała piątkę żydowskich dzieci, odznaczona jako Sprawiedliwa Wśród Narodów, do dzisiaj nie wie, czy dobrze postąpiła. Jest to emocjonalnie bardzo mocna scena i trudny moment dla widza. Aktorzy, siedząc wśród nas pokazują, że my wszyscy, w pewnym stopniu, jesteśmy odpowiedzialni. Przekonują, że każdy z nas powinien mieć swój własny, niezależny wobec głoszonego przez media, kościół czy politykę, pogląd. Trudno jest patrzeć sobie w twarz słuchając prawdy, wobec której nie można być obojętnym. Widzowie spuszczają więc oczy, zakrywają zawstydzone, zażenowane twarze. Atmosfera jest napięta, czuć, jak każdy z osobna przeżywa słowa, dotykające jego dumę, honor, patriotyczne uczucia, a także poczucie człowieczeństwa. Ostatnia postać na pytanie o jej stosunek do Żydów odpowiada, "że jest to trudna i złożona kwestia, dlatego opowie o sobie". Mówi o rzeczach, które sprawiają jej przyjemność. Że czekolada tak rozkosznie rozpuszcza się na języku, że truskawki tak pięknie pachną, że wierzy dobro człowieka. Jednak widz, wstrząśnięty poprzednimi relacjami, odbiera to jako naiwne kłamstwo i po tym, co widział przed chwilą, nie może uwierzyć w tę hipokryzję.
Trzecia, ostatnia część spektaklu, podobnie jak poprzednia, bazuje na wypowiedzi świadka. Tym razem na ekranie widzimy zdjęcie starszej kobiety, która była więźniarką w Auschwitz. Aktorzy kilkakrotnie odgrywają scenę z opowieści kobiety, która podczas powrotu z obozu, spotyka na "środku drogi, w środku Europy" niemiecką esesmankę, swoją oprawczynię. Zabiera ją do opuszczonego domu, dołączają do niej Rosjanie i wspólnie mszczą się na Niemce. Ostatnie słowa spektaklu brzmią; "A ty co myślisz..." Widz będzie musiał zastanowić się nad tym samodzielnie. Pewne jest to, że po tak emocjonalnie szczerym i sprawnie skonstruowanym spektaklu, wszelkie bolesne i trudne sprawy związane z naszą historią, nie powinny pozostawać dla widza obojętne. Spektakl apeluje wręcz o dokonanie ich reinterpretacji.
Marta Jagniewska
grudzień 2008
Nic co ludzkie, reżyseria: Paweł Passini, Piotr Ratajczak, Łukasz Witt-Michałowski, scenografia: Paweł Passini, Piotr Ratajczak, Łukasz Witt-Michałowski, muzyka: Paweł Passini, adaptacja: Paweł Passini, Piotr Ratajczak, Łukasz Witt-Michałowski, projekcje wideo: Paweł Passini. Występują: Joanna Król (Przyjaciółka, Kobieta w Czapce, Baba, Maria Kwiatek, Śniąca), Julia Krynke (Świadek, Szara), Szymon Sędrowski (Polak, Radziecki Żołnierz), Paweł Pabisiak (Tadeusz, Radziecki Kapitan), Robert Zawadzki (Przyjaciel, Obsmarkany Nastolatek, Franek, Fotograf, Radziecki Żołnierz). Premiera: Scena Prapremier InVitro, 11 stycznia 2008.