1.
W lutym 1963 roku pismo "Współczesność" wydrukowało sześć wierszy, których już same tytuły mogły wprawić w zakłopotanie bardziej konserwatywnych czytelników poezji. Były nimi: Anachoreta, W zawrotnym kursie, Liczebność liczenia, Omyłka literacka, Wysyłanie listu oraz Partytura skalna. Aby uniknąć podejrzeń o promowanie skończonego dziwactwa, redakcja dwutygodnika opatrzyła cały ten zestaw notą następującej treści:
"Publikowane wiersze pochodzą (z wyjątkiem 'Partytury skalnej') z tomiku 'Frekwencje z opisu', który ukazał się - nakładem autora i w niewielkiej liczbie egzemplarzy - w 1961 r. Ponieważ tomik ten jest trudno dostępny, a poezja Partuma komentowana jest niekiedy na podstawie obiegowych anegdot, przedstawiamy parę wierszy dla umożliwienia bezpośredniej konfrontacji autora z czytelnikami."
Niestety, efekty tej konfrontacji były raczej marne. Wiersze
Andrzeja Partuma czytywano rzadko. I tak jak dawniej budziły co najwyżej ogólną wesołość. Za to anegdot na jego temat przybywało w lawinowym tempie. Mówiono o nim - marzyciel, wielki talent, oryginał. Myślano - mitoman, hochsztapler, ignorant.
2.
Jako poeta Partum nie debiutował wcale zbiorem Frekwencje z opisu, jak pisze Henryk Rejmer we wspomnieniowym szkicu o autorze Osypki woli zamieszczonym niedawno w "Twórczości" (2006 nr 11 [zobacz...]). Debiutował wcześniej. Już w roku 1958 dwa jego wiersze znalazły się w PAX-owskich "Kierunkach". W roku następnym jeszcze jeden utwór zdecydowali się wydrukować redaktorzy "Życia i Myśli".
Zwykło się mówić w podobnych przypadkach, że wczesne utwory poety nie zapowiadały jego późniejszej dykcji. Ale te debiutanckie wiersze Partuma, mówiąc najoględniej, nie zapowiadały zupełnie niczego. Były to wszystko rzeczy bardzo "młodzieńcze" - niedorobione, pełne właściwej początkującym literatom egzaltacji i nie całkiem jeszcze wolne od zapożyczeń. Nie od rzeczy będzie je tutaj przypomnieć, mimo wszystko. Dwudziestoletni Partum pisał na przykład (w wierszu bez tytułu):
Zaproszenie dostałem do zamku
samej wielkiej tolerancji.
Mój drogi -
niby bez powodu.
Teraz wyglądam z karety,
w której niemal wszystko
głównym cechom
soku z malin w świecie mi odpowiada.
A w wierszu innym, zatytułowanym Rozmyślając, dopóki ścieżka pozwoli:
Zasrebrzyłem swoje ręce
w cygańskiej jak noc Wiśle,
niech płyną do Gdańska...
W szeleście traw
i rzęs Aliny:
gałązka, gołąb biały
dzwonków sto
w lustrze od wiatrów przeciwnych
wyciągam.
Aż po echa z obcych planet
w rozgoryczeniu ręce wyciągam
otuliwszy głowę gromem i ogniem
przed nadejściem zimy zadumanej
o wschodzie i zachodzie
przed okiem i sercem.
Miejscami były to nawet wiersze zgrabne, owszem. Nie dlatego jednak cytuję z nich obszerne fragmenty. Ciekawe, że nie ma w tych pierwszych próbach poetyckich żadnych nawiązań do futurystów ani do Awangardy Krakowskiej, które najprzeróżniejsi krytycy przypisywali Partumowi już od połowy lat 70. Tych parę wczesnych utworów świadczyłoby raczej o tym, że punktem wyjścia Partumowej poezji była tradycja zupełnie inna - fantazjotwórcza tradycja czechowiczowska. I że wcale nie było przypadkiem, iż w wywiadzie udzielonym przez Partuma w roku 1961 "Itd" właśnie nazwisko
Józefa Czechowicza pada jako pierwsze. Partum wymienia je bez namysłu, gdy tylko rozmowa schodzi na poezję. Przed
Białoszewskim i przed Bogusławem Choińskim z
Teatru na Tarczyńskiej.
Powinien był wtedy wspomnieć o jeszcze jednym autorze - o własnym wuju Konstantym Mikiewiczu (był on bratem matki Partuma, Marii, oraz jego ciotki, popularnej pisarki dla dzieci Krystyny Artyniewicz, którą Henryk Rejmer, nie wiedzieć czemu, niestrudzenie nazywa w swoim szkicu "panią Zofią"). Dlaczego tego nie zrobił, nie wiadomo. Postanowił inaczej. Poświęcił mu jeden z późniejszych wierszy:
zagarnięty ciszą poeta
tę ruinę zasiewa
aż za przyrodę
i dyskiem przenika
w ludzką czerń smakosza
Temu "zagarniętemu ciszą poecie", który wokół siebie "ruinę zasiewa", zawdzięczał Partum wiele. Twórczość przedwcześnie zmarłego Mikiewicza, w rodzinie otoczonego niemal kultem, należała do jego pierwszych poetyckich fascynacji. To najpewniej od niego - poety wybujałych metafor - przejął wiarę w sprawczą siłę poezji. Prawdopodobnie od niego również wziął przekonanie, że poezja winna pełnić w literaturze funkcję forpoczty. Że wymaga biegłości, ale i dużej odwagi.
3.
"Partum wybrał postawę artysty awangardowego, ale stał się nim dopiero kilka lat po debiucie. I właśnie artystą, a nie poetą awangardowym, mimo poetyckich początków. [...] Droga twórcza Partuma wiodła [...] od poezji do sztuki pojmowanej jako akt totalnej ekspresji, w którym dzieło i egzystencja twórcy stanowi jedność. Od poezji do sztuki pojmowanej jako samostwarzanie się jednostki"
- do takich konkluzji doszedł niegdyś Grzegorz Dziamski, uważany za wyrocznię we wszelkich sprawach związanych z neoawangardą.
Wystarczy przypomnieć sobie tę jedną wypowiedź, aby zrozumieć łatwość, z jaką Henryk Rejmer notuje w swoim tekście zdania typu: "W prawdziwej sztuce tak jak w zwierciadle odbija się dusza artysty". Albo: "Każdy, kto dobrze znał Andrzeja, wie, że całe jego życie, poświęcone bez reszty sztuce, tworzy z jego dziełem nierozerwalną, harmonijną całość". Autorytet prof. Dziamskiego zdaje się wyjaśniać i to, dlaczego Rejmer, jak już czyniło przed nim wielu samozwańczych partumologów, określa autora Frekwencji z opisu mianem "artysta totalny". Pewnie nawet nie zastanawiając się nad tym, że formuła "artysta totalny" brzmi mniej więcej tak samo jak "złota rączka", a oznaczać może chyba tylko tyle, że Partum potrafił wszystko, ale żadnej dziedziny sztuki nigdy nie wyróżnił ani też w żadnej z nich nie osiągnął doskonałości.
Można oczywiście powiedzieć, że Partum sam jest sobie winien. W końcu nie zajmował się wyłącznie pisaniem; parał się także malarstwem, muzyką, filmem, sztuką perfomance, instalacją - wiedział zapewne doskonale, że przekraczanie utartych podziałów dziedzinowych należy do obowiązków awangardysty, starał się więc wypełniać te obowiązki sumiennie. Gdy w Teorii sztuki Pro/La 2 z roku 1980 pisał, że nie posiada "klasycznej osobowości" i że istnieje
"wyłącznie w wirze wiecznych przemian, nie zostawiających żadnych śladów dla tych, którzy nie idą tropem twórcy", mógł również przewidzieć, jakie wywoła to konsekwencje. Od autorów podobnych deklaracji nikt nie oczekuje przecież tego, że będą godzinami ślęczeć nad kartką z rozpoczętym wierszem, a potem jeszcze łamać sobie głowę nad konstrukcją książki.
Tymczasem to ciągłe opowiadanie się za sztuką ulotną mogło być w przypadku Partuma zwykłą kokieterią. Nie twierdzę, że tak było na pewno. Ale tak być mogło. Przemawia za tym niebywały upór, z jakim ogłaszał drukiem (w formie, bądź co bądź, trwałej) kolejne zestawy poetyckie. Nie sposób też nie zauważyć, jak wielką wagę przywiązywał do wszelkich dodatków, które by każdej jego nowej publikacji nadały odpowiednią rangę: stąd posłowie
Stefana Kisielewskiego w tomiku Powodzenia nieurodzaj. Zwałka papki z roku 1965 (prawda, że wstrzemięźliwe); stąd tekst przedmowy (niezbyt udany i w końcu niewykorzystany) Jana Zbigniewa Słojewskiego do wydanej w roku 1969 Osypki woli; stąd też być może w Osypce woli specjalna wklejka z temperą
Alfreda Lenicy.
Wreszcie rzecz chyba najważniejsza: Partum nie tylko zaczynał od poezji, ale też do poezji stale powracał. Pisał wiersze, z przerwami, przez lat z górą trzydzieści. Dosyć to nietypowe dla artystów "totalnych".
4.
Poza juweniliami i poza wierszami z tomów Frekwencje z opisu, Powodzenia nieurodzaj. Zwałka papki oraz Osypka woli dorobek poetycki
Partuma obejmuje tomik poezji konkretnej Partum (1971) i zbiór Książka poezji (1981) - zatytułowany przewrotnie, idzie bowiem o gęsto zadrukowany wierszami plakat z czerwonego kartonu. Do tego dochodzi garść nieco słabszych wierszy ze współautorskiego Tlenku zasobów (1970), który liczni admiratorzy Partuma okrzyknęli rewelacją, ponieważ nie wyszedł z drukarni, lecz odbito go stemplami. Do tego jeszcze parę utworów z antologii Polska poezja konkretna, przygotowanej w 1979 roku przez
Stanisława Dróżdża. I jeszcze nieznane zupełnie poezje duńskie - pozostawiony przez Partuma zeszyt zawierający blisko sześćdziesiąt wierszy z lat 1987-1989, pisanych na emigracji. Zdaje się, że to wszystko (Krytykosystem sztuki i L'art Pro/La, które Rejmer z rozpędu nazywa tomikami, to tylko parostronicowe teksty teoretyczne).
Partum próbował kilka razy zainteresować swoimi wierszami poważnych wydawców. Bez skutku. Te książki, które ujrzały światło dzienne, wydał własnym sumptem, co we wczesnych latach 60. budziło przede wszystkim ogromną zazdrość jego rówieśników, ale już dzisiaj poczytuje się za akt heroizmu. W opinii niektórych Partuma wyznawców uchodzi on dzięki temu za prekursora "drugiego obiegu" wydawniczego w Polsce. A nawet więcej - za jednego z największych u nas bojowników o demokrację. W nocie biograficznej poety, jaką spreparowano pod koniec lat 90. dla potrzeb Partumowskiego seminarium w
Muzeum Narodowym, można przeczytać o nim m.in., że "jako pierwszy przeciwstawiał się własnymi realizacjami wydawniczymi niewoli komunistycznej". Zresztą w podobnym duchu wypowiada się Rejmer:
"Szedł swoją własną wyboistą drogą. Nie krzyżowała się ona z innymi drogami, pełnymi dyspozycyjnych, zapobiegliwych dworaków. Andrzej jest jedynym z kilku [sic!] niepokalanych współczesnych artystów."
Obawiam się, że ta samowystarczalność, która z początku na pewno dawała Partumowi sporo satysfakcji, w sumie przyniosła mu jednak więcej szkody aniżeli pożytku. Bo nie chciałbym powiedzieć, że okazała się zgubna. Rzecz nawet nie w tym, że nikt nie traktował jego książek serio. Nie licząc zbiorku poezji wizualnej Partum, którego Partum był głównie pomysłodawcą (za typografię odpowiadał tu
Henryk Stażewski), prawie każdej jego publikacji przydałaby się po prostu solidna redakcja. Pełno jest w wydawnictwach Partuma pospolitych błędów, niespójności, przejęzyczeń, trafiają się chybione całe ustępy, a nawet całe wiersze.
Niewykluczone, że to właśnie dlatego poezja Partuma stała się szybko synonimem niezrozumialstwa. Jerzy Putrament zażartował kiedyś na łamach "Literatury", że jego język może z racji trudności śmiało konkurować z językiem oficjalnych oświadczeń ministerstwa finansów. Grzegorz Dziamski, człowiek poważny, utrzymywał, że to poezja "nieprzekładalna [...], opierająca się interpretacjom". Jan Marx, który popełnił raz szkic o Partumie w "Poezji", stwierdzał, że jest to twórczość zgoła "asemantyczna" i "alogiczna", podporządkowana niechybnie "jakiejś schizofrenicznej nadwyobraźni będącej [...] krokiem naprzód w kierunku hermetyzacji".
I tak się już o Partumie zazwyczaj sądzi. Sprowadzanie jego poezji do "świętego bełkotu", mowy jurodiwych, to teraz praktyka niemal obowiązująca. W najlepszym razie nazywa się go dadaistą, co bierze się chyba po trosze stąd, że wiersze dadaistów znane są w Polsce przeważnie z trzeciej ręki, zatem każdemu wolno rozprawiać o dadaizmie bezkarnie.
Niewielka to raczej pociecha, że celują w tym krytycy i artyści pomniejsi, którzy się niegdyś o Partuma otarli i chcieliby się podawać za jego spadkobierców.
5.
W rzeczywistości zrozumieć Partuma nie jest znowu tak trudno. Przede wszystkim jednak trzeba go czytać uważnie. Tak jak się czyta innych poetów. A jeśli już go cytować, to cytować wiernie. Również jak innych.
Wspomniany przeze mnie parokroć Henryk Rejmer pozwala sobie pod tym względem na dużo nonszalancji. Najpierw utwór Chów okularów przemianowuje na "Chór okularów", chociaż to właśnie słowo "chów" (i bodaj tylko ono) tłumaczy, dlaczego w tym wierszu:
"zastoisko pyłu / powstaje rośliną / osobnego memento". Równie szybko wiersz Znudzenia przerabia potem na "Znudzenie", w końcówce zaś tego utworu, zamiast:
"wymuszać porę krajobrazu / wymiarami świata", notuje: "wymuszać pozę krajobrazem / wynikami świata". Wiersza Stworzenie ochocie, który pojawia się w szkicu Rejmera obok wyimków z Osypki woli i Tlenku zasobów, nie ma w żadnej z Partumowych książek, trudno mi więc zweryfikować brzmienie tego tekstu. Niechaj zresztą ten "Chór" i to "Znudzenie" jako przykłady wystarczą.
Sądzę, że nawet najzagorzalsi zwolennicy ezoterycznego Partuma, gdyby tylko zechcieli mu się przyjrzeć nieco baczniej, mocno by się zdumieli, jak bardzo bywał Partum klarowny, dorzeczny, a nawet - staroświecko dogłębny.
Weźmy choćby jego wiersz Wulkan (z tomu Powodzenia nieurodzaj. Zwałka papki):
gdy ubite w jędrność odrzuty
przekroczą limit
własnej energii
powstaną prochy
a ich lekkość
przemieni (się) w zaświaty
Że rzecz ta ma wymowę eschatologiczną, to widać gołym okiem. Być może trzeba tu jedynie chwili namysłu, być może - ustawienia odpowiednich wyrazów w podwójnym szeregu znaczeń. W pierwszym rzędzie: jędrność, przekroczyć, (własna) energia, powstać, lekkość. W drugim: odrzuty, limit, prochy, przemienić, zaświaty.
Weźmy Uosobienie (z Osypki woli), chyba najbardziej hamletyczny z Partumowych wierszy:
myśli zaprzątnięte światem
i strugą niepewności
zagnane w monolog
przełożone językami
nawiedzania siebie
troską o prawdziwość
mereżką uczuć obszytą
Weźmy niekonwencjonalny wprawdzie, ale przecież ewidentny erotyk Omyłka literacka (z Frekwencji z opisu):
wysuwa się powoli
ze złóż
chorej wyobraźni
tkanką zaczepną
i urządza biwak
w sandałach jej
jedyna poczekalnia
absolutnie w niej
zwyczajnie
żeby było
cokolwiek do utrwalania
Zbigniew Bieńkowski przyznał się przed laty w jednym z felietonów, że wśród wierszy pomieszczonych w pierwszych tomikach Partuma odnalazł "kilkanaście utworów znaczących, gdzie Partum [...] pozwolił słowom na ułożenie komunikatów o osobliwych stanach substancji, sytuacjach przedmiotów w przestrzeni lub na sformułowanie jednorazowych definicji". Jestem przekonany, że takich "niedociągnięć" można by w książkach Partuma wytropić znacznie więcej. Dałoby się ich wyszukać tyle, że starczyłoby na pokaźny zbiór wierszy. Bardzo często przywodzących na myśl
Karpowicza, szczególnie tego ze Znaków równania i z tomu Trudny las. Ale zarazem wierszy świeżych, co najmniej frapujących, celnych. I wbrew temu, co pisze Rejmer, niekoniecznie takich, wobec których bylibyśmy bezradni.
6.
Sam
Partum nigdy specjalnie czytelników nie rozpieszczał. Upierał się, że tworzy sztukę jednoosobową - co znaczy, że jeśli już mówi, to mówi przede wszystkim ze sobą. Sugerował, by nie doszukiwać się w jego dziele jakichkolwiek motywacji (a zatem i sensu). W dosyć pokrętnym komentarzu, który dołączył do Frekwencji z opisu, oznajmiał w końcu kategorycznie:
"Przyjęcie tej poezji to tyle samo, co jej stworzenie". Udało mu się w ten sposób zniechęcić do siebie prawie wszystkich.
Warto jednak zdobyć się na ten wysiłek i przeczytać Partuma raz jeszcze. Od deski do deski. Spokojnie. Nie zważając już ani na przestrogi poety, ani na relacje jego hagiografów.
Michał Stefański © by "Twórczość" 2007 | |