Mury i płoty w Katowicach upstrzone są nazwami dwóch najważniejszych klubów piłkarskich: Ruchu i Śląska. Jeśli dokładnie się przyjrzeć, to widać, że nie jest to po prostu graffiti, lecz wojna informacyjna. Kibice GKS-u "wieszają" symbol Ruchu na narysowanej szubienicy, wywracają go do góry nogami, zamalowują, w różny sposób poniżając rywali. Kibice Ruchu z dumą obok symbolu klubu malują rok powstania - 1920. GKS powtarza ich gest, jednak w ich wypadku nie jest on tak efektowny, ponieważ klub powstał w 1964.
Z Łukaszem zagłębiamy się w historię nie tylko lokalnego sportu, którą on sam zna bardzo dobrze. Tak naprawdę za rywalizacją klubów i kibiców stoi historia całego kraju. GKS Katowice, czyli Górniczy Klub Sportowy Katowice – to dziecko socjalistycznej Polski i wynik połączenia kilku lokalnych klubów i organizacji sportowych. Ruch był jedną z pierwszych drużyn piłkarskich w nowej Polsce i z nim związana jest polonizacja Śląska. Został założony przez Polaków w 1920 r. właśnie w czasie Powstań Śląskich, z którymi później zaczął się kojarzyć. Klub stal się jednym z ważnych argumentów w wyborze, którego musieli dokonać Ślązacy: pomiędzy Niemcami i Polską.
Co widać z góry
Mirosław Ruziecki to lokalny aktywista, organizator wielkich ulicznych koncertów i innych imprez miejskich. Spotykamy się przy graffiti, które pokrywają większość murów w centrum – efekt organizowanego przez miasto międzynarodowego festiwalu malarstwa ulicznego. Mirosław nieoczekiwanie proponuje wycieczkę za miasto i wejście na dość wysoką górę.
Góra jest sztucznym tworem i została usypana z odpadów kopalnianych, z niej rozpościera się idealny widok na całe województwo. Na przykład świetnie stąd widać, że Śląsk jest regionem górniczym. Wiele kopalni jeszcze działa, do samego horyzontu kręcą się koła szybów, z kominów wydobywa się dym. Łukasz opowiada, jak w przedszkolu wycinał figurki górników, a na Barbórkę, dzień opiekunki górników, w telewizyjnych wiadomościach bez przerwy informowano o wizycie lidera państwa w Katowicach na uroczystych obchodach Dnia Górnika - tak właśnie w Polsce socjalistycznej nazywano dzień Świętej Barbary.
"Mój dziadek był Niemcem, a babcia Polką – mówi Mirosław. On cały czas jeździł do niej, do Wrocławia na rowerze, a kiedy już miał dosyć jeżdżenia, przeprowadzili się do Katowic."
Udało się nam znaleźć prawdziwego Ślązaka i staramy się z Łukaszem porozmawiać z nim o lokalnej tożsamości, jak on odnosi się do Niemców, co myśli o całym regionie i czy często używa śląskiej gwary. Mirosław nie ma problemu z tożsamością, dlatego na nasze pytania odpowiada prosto: do wszystkich odnosi się dobrze, mówi po Śląsku. Co to znaczy być Ślązakiem? W odpowiedzi Mirosław wspomina historię niemieckiego piłkarza Lukasa Podolskiego, który wyemigrował ze Śląska. W trakcie meczu z Polską strzelił jej gola, ale nie mógł cieszyć się razem z Niemcami – po strzale Podolski zaczął płakać.
W ostatniej chwili, kiedy już żegnając się, omawiamy geografię regionu, Mirosław wreszcie wypowiada zdanie, po którym bezbłędnie można poznać mieszkańca Górnego Śląska. "Sosnowiec to nie to samo, co Katowice. To zupełnie inny region. My ich nazywamy ruskimi".