[Krzysztof Mroziewicz: Prawdy ostateczne Ryszarda Kapuścińskiego. Wołoszański, Warszawa 2008, ss. 128.]
To już kolejna książka wspomnieniowa o autorze Hebanu. Tym razem prozatorskie epitafium poświęcił mu Krzysztof Mroziewicz. Publikacja ta ma bardzo osobisty charakter. Dla redaktora "Polityki"
Kapuściński był nie tylko nauczycielem, niedoścignionym wzorem korespondenta, reportera, pisarza i intelektualisty etc., lecz przede wszystkim wieloletnim przyjacielem. Głównym tematem swoich refleksji uczynił Mroziewicz "prawdy ostateczne" Kapuścińskiego, czyli wartości "jednoczące różne kultury o odmiennych korzeniach". Składają się na nie między innymi: życie, śmierć, czystość, bunt, rewolucja, wojna, słowo, chleb, świat dzieciństwa, matka, dziecięce zdziwienie. Wymienione problemy i motywy zdeterminowały twórczość oraz biografię "cesarza reportażu". Niektóre z nich (np. rewolta, władza, nędza, Inny) stały się wręcz jego obsesją. Kapuściński przez całe życie zmagał się (w sensie dosłownym i intelektualnym) z owymi zagadnieniami, próbował je definiować, diagnozować, opisywać lub po prostu ocalić od zapomnienia. Świadectwem tych wysiłków są liczne książki, artykuły, wywiady, prelekcje.
Jaki portret Kapuścińskiego wyłania się ze wspomnień Mroziewicza? Przede wszystkim osoby charyzmatycznej, intelektualisty i twórcy światowego formatu, międzynarodowego autorytetu, "guru", a zarazem człowieka skromnego, życzliwego, dobrego:
"Skromność i pokora pozostawały jego przymiotami naczelnymi. Kiedy przynosił do redakcji artykuł, który zawsze był wydarzeniem, zachowywał się jak debiutant, który przeprasza, że sprawił kłopot swoją wizytą."
Nie był też Kapuściński materialistą. Wprost przeciwnie - mało interesowała go materialna strona życia. Miał świadomość, że swoją działalnością nie zbije kapitału, był pieniężnym minimalistą:
"jadał byle co [...] i ciągle chodził w tych samych butach, a sobie niczego nie kupił, poza książkami. Młodszym kolegom radził - nie oszczędzajcie na samochód, bo w ten sposób nie zostaniecie korespondentami zagranicznymi. [...] Jako najczęściej obok Różewicza i Lema tłumaczony na obce języki polski pisarz jeździł siedemnastoletnim volkswagenem".
Sporo miejsca poświęcił Mroziewicz technice reporterskiej i pisarskiej Kapuścińskiego. Styl utworów autora Imperium cechują oszczędność słowa (przejawiająca się w powszechnie znanej niechęci do wszelkiej maści epitetów, przymiotników), prostota oraz ogromna precyzja. Ta ostatnia to zasługa jego ścisłego (sic!) umysłu:
"Miał umysł ścisły, choć nie zajmował się naukami ścisłymi. W jego pisarstwie widać logikę. Czasem żelazną, ale ciągle przyjazną ludziom. Precyzja wywodu to druga cecha ścisłości. Elegancja rozumowania, umiejętność doprowadzania myśli do granicy, zdolność usuwania zbędnych szczegółów, podawanie wyniku w najprostszej postaci, przetwarzanie za czytelnika ogromnej literatury, to kolejne zalety ścisłego umysłu pisarza [...]. Ścisłość prowadzi do skromności i pokory."
Kapuściński był, według Mroziewicza, pierwszym korespondentem, który depeszy prasowej nadał kształt literacki. Z tej perspektywy przestaje dziwić jego kandydatura do literackiej Nagrody Nobla, o której głośno było pod koniec życia pisarza. Należy jedynie żałować, że nie uhonorowano go tym zaszczytnym wyróżnieniem.
W Prawdach ostatecznych Kapuściński ukazany został jako genialny samouk, którego talent rodził się i dojrzewał w kraju zaściankowym, zniszczonym wojną, bez rozwiniętych środków masowego przekazu, podręczników dziennikarstwa i bibliotek. Międzynarodowy sukces "chłopaka z Polesia" to najlepszy dowód jego geniuszu:
"Dziennikarze, którzy robią światowe kariery, muszą pracować w krajach o potężnych mediach. I piszą w językach światowych. Kapuściński nauczył się dziennikarstwa w kraju bez mediów i do wszystkiego doszedł sam. To nie media wymusiły na nim cokolwiek. To media dostosowały się z czasem do niego. Pisał w pięknym, ale prowincjonalnym języku, którym poza jego własnym krajem nikt się nie posługuje. [...] Kapuścińskiemu było znacznie trudniej niż dziś zaczynającym dziennikarzom, bo ci mają się na czym uczyć, choćby na Kapuścińskim. A jeszcze jest cała klasyka światowa, do której bez trudu można zajrzeć. A Kapuściński na kim miał się uczyć? Na Fadiejewie? Na Nikołaju Ostrowskim? Książek prawie nie było. Biblioteki spłonęły w czasie wojny. Po wojnie wydawano klasykę. Klasyka uczy frazy, konstrukcji, języka, ale nie dziennikarstwa. Kapuściński jest genialnym samoukiem. Zaczął czytać książki potrzebne mu do pracy dopiero wtedy, kiedy już sam umiał pisać."
Osobny rozdział poświęcił Mroziewicz głośnej w ostatnich miesiącach sprawie "teczki Kapuścińskiego". Autor Guantanamery broni swojego przyjaciela przed etykietką "tajnego współpracownika", przy pomocy różnych argumentów polemizuje z wszelkiej maści lustratorami. Powtarza opinię
Jerzego Pilcha, którego zdaniem "ci, co napadli na Kapuścińskiego - nasr... mu do grobu". W swoich wywodach nie zawsze jednak jest konsekwentny, chwilami wyraźnie się mota:
"Znam Jego charakter pisma. To nie jego ręka pozostawiła na kawałkach maszynopisu znalezionego w IPN podpis pierwszą literą imienia i całym nazwiskiem. [...] Podrabianie podpisów jest rzemiosłem biegłej ręki i dobrego oka. Ktoś, kto wie, jak to robić, podrobi każdy podpis w sekundę. To nie Kapuściński pisał raporty. Są one zresztą gówniane, jak większość podrób. Przy tym Kapuściński policjantowi nic by nie powiedział. Jeśli już, to może ambasadorowi, może attaché wojskowemu. [...] W krajach demokracji zachodnich współpraca z własnym wywiadem jest powodem do dumy. U nas jest przyczyną wstydu. A przecież dokumenty podpisane pod przymusem nie mają wartości prawnej. Dlaczego więc nie lustruje się tych szubrawców, którzy przymuszali dziennikarzy do pisania raportów? Bo przeszli na stronę nowej władzy i robią to samo?"
Rozdział dotyczący afery lustracyjnej to najsłabszy, najbardziej emocjonalny i upolityczniony fragment książki. Być może należało z niego zrezygnować. Wszyscy odczuwamy już wielkie zmęczenie (wszechobecną) polityką i ciągłym rozliczaniem przeszłości. Poza tym prawdziwa wielkość nie potrzebuje adwokata...
Adam Tyszka
© by "Twórczość" 2008