Chronologia i topografia
Pomnik Czterech Śpiących, Trzech Walczących, czasami Czterech Smutnych – tak nazywają go mieszkańcy Warszawy. W latach 40. i 50. w prasie funkcjonował jeszcze jako Pomnik Wdzięczności, Wyzwolenia, Bohaterów. Jego oficjalna nazwa brzmiała Pomnik Braterstwa Broni (nie trzeba było dodawać, że radziecko-polskiego). Na szczycie monumentu stoi/stało trzech żołnierzy w bojowych pozycjach, to żołnierze radzieccy. Poniżej czterech żołnierzy z Armii Berlinga ze spuszczonymi głowami, spoglądali na przechodniów, ''w pozach wartowniczych''. Był to pierwszy pomnik, który wzniesiono w powojennej Warszawie – mieście ruinie i grobowcu, podnoszącym się z wojennej zawieruchy jeszcze przez kilkadziesiąt lat.
Monument został odsłonięty przez Bolesława Bieruta 18 listopada 1945 roku na warszawskiej Pradze, prawobrzeżnej części miasta. Dokładnie na placu Wileńskim (ta nazwa formalnie funkcjonuje od 2001 roku), przy skrzyżowaniu alei Świerczewskiego (dzisiaj Solidarności) z ulicą Targową, zaraz obok budynku na Targowej 74, czyli siedzibie Rządu Tymczasowego Rzeczpospolitej Polskiej i Krajowej Rady Narodowej (i pierwszej siedziby Urzędu Bezpieczeństwa), obok praskiej cerkwi, czyli Soboru Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny i niedaleko Dworca Wileńskiego (dzisiaj powiemy raczej: niedaleko Centrum Handlowego Warszawa Wileńska). Za cara był to Dworzec Petersburski, bo stamtąd odjeżdżały pociągi do Petersburga przez Wilno. Cerkiew wzniesiono pod koniec lat 60. XIX wieku, żeby przyjeżdżający do Warszawy obywatele Imperium mogli poczuć się od razu po przyjeździe, jak w domu. Rosjanie wysadzili dworzec wycofując się z Warszawy w 1915 roku; po odzyskaniu niepodległości zbudowano nowy, który został przemianowany na Wileński. Po II wojnie znaczenie stacji (Warszawa Targowa) w ogólnopolskim ruchu kolejowym zmalało, dworzec przez kilkadziesiąt lat znajdował się w prowizorycznych budynkach magazynowych, niedaleko dworca PKS. Na początku XXI wieku Dworzec Wileński został wchłonięty przez centrum handlowe, które obłym kształtem i pokrytymi szkłem ścianami nijak nie komponuje się z praską zabudową.
Praga w trakcie wojny ucierpiała najmniej: straty w budynkach były nieznaczne, szczególnie w porównaniu do hekatomby lewej strony miasta.
''Mury stały rzeczywiście. Ale to był tylko zarys tego, co istniało dawniej – wspominał w 1967 roku Jan Szeląg (Zbigniew Mitzner), dziennikarz i kronikarz warszawskich historii – Puste oczodoły okien nie odbijały w szybach słonecznych blasków. Bo szyb nie było. Nie było nic poza zarysami (...) Realne domy zastąpiła abstrakcja. Zobaczyliśmy surrealistyczne obrazy wiszących wysoko pieców, wanien, jakimś cudem ocalałych szaf, fragmentów budowlanych i przedmioty codziennego użytku, porozrzucane w prawdziwym nieładzie. I kłębowisko rur, stopionych w tej wielkiej hucie zniszczenia. To była druga Warszawa, Warszawa, której nie było''.
Po zakończeniu wojny w Warszawie mieszkało 162 tys. ludzi, w tym ponad 80 proc. na Pradze. Wielu z nich zachowało swoje domy, mimo że bez wody, ogrzewania. Jednak nowa klasa urzędnicza musiała gdzieś mieszkać, więc lokatorzy co lepszych praskich kamienic musieli się wyprowadzić i zrobić miejsce dla nowoprzybyłej władzy. ''Halina Barańska opowiadała o swej ciotce, której nakazano opuścić lokal przy Targowej w dziesięć minut – notuje Rafał Jabłoński w swoich warszawskich historiach. – Kiedy protestowała, że Niemcy dawali parę godzin, pozwolono jej przez godzinę zbierać rzeczy – zabrała zdjęcia rodzinne, trochę ubrań i pościel''. W pierwszych miesiącach powojennej Polski centrum stolicy znajdowało się na Pradze.
Z widokiem na ruiny
Aleja Solidarności/Świerczewskiego, przy której wzniesiono pomnik Braterstwa Broni, prowadzi przez most Śląsko-Dąbrowski wprost na Stare Miasto, a w listopadzie 1945 roku na jego ruiny. Kiedy polsko-radziecka władza tworzyła zręby swojego uniwersum symbolicznego, ludność Warszawy zastanawiała się jak upamiętnić poległych w Warszawie, a przede wszystkim tych poległych w warszawskim powstaniu.
W czerwcu 1945 roku "Życie Warszawy" donosiło, że na Powiślu (u podnóży Uniwersytetu) zostanie wydzielony teren o powierzchni 100 na 125 metrów, w którym pomiędzy wypalonymi domami i ruinami barykad zebrane zostaną ''wszystkie trofea tej walki w postaci zdobytych czołgów, samochodów pancernych, broni, itp.''. Surowe pamiątki, martwa przestrzeń pozostawiona bez komentarza, miejsce pozostawione poza czasem odbudowy Warszawy wydawało się wtedy najlepszym upamiętnieniem czasów wojny. Wśród innych pomysłów wymieniano: pozostawienie kopców z gruzu w każdej dzielnicy (największy, któremu miał towarzyszyć jakiś pomnik, miał stanąć na Krakowskim Przedmieściu); zaniechanie odbudowy Starego Miasta, stworzenie na jego terenie skansenu z ruin i gruzów z wytyczonym ścieżkami dla pieszych; pozostawienie ruin kościoła św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży. Wzór był w zbombardowanym przez aliantów Dreźnie, gdzie pamiątką wojennych zniszczeń był barokowy kościół Marii Panny, Frauenkirche, którego odbudowa zakończyła się dopiero w latach dwutysięcznych (ten pomysł nie został w Polsce zrealizowany ze względu na konotacje religijne). Żaden z tych projektów nie doszedł do skutku.
Projekt pomnika Braterstwa Broni naszkicował inżynier major Armii Czerwonej Koralow, ukończony został w błyskawicznym tempie przez polskich rzeźbiarzy i architektów. Cokół obłożono czarnymi płytami z marmuru, figury żołnierzy wykonano ze złej jakości gipsu pokrytego patyną. Na początku prasa donosiła, że pomnik miał upamiętniać radziecką artylerię, która odegrała wybitną rolę w zwycięstwie nad Niemcami (wziąwszy pod uwagę spokojne czuwanie Armii Czerwonej na Pradze w trakcie powstania warszawskiego było to wyjątkowo cyniczne). Z boku cokołu znajdowały się napisy w języku polskim i rosyjskim: ''Chwała bohaterom Armii Czerwonej poległym w walce o wyzwolenie Polski'', później napis skorygowano na ''Chwała Armii Radzieckiej. Towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość Narodu Polskiego, pomnik ten wznieśli mieszkańcy Warszawy 1945''.
Oficjalne odsłonięcie pomnika odbyło się w obecności notabli, w tym Bolesława Bieruta, przy trzech salwach armatnich i orkiestrze wojskowej, która grała ''W mogile ciemnej''.
Płyty cokołu okazały się niepraktyczne, bardzo łatwo się rysowały, z czego skwapliwie korzystała praska młodzież, a po dwóch latach kilka z nich odpadło. Legenda miejska mówi, że szlachetny marmur pochodził z cmentarza żydowskiego, a odpadające płyty odsłaniały hebrajskie napisy. Zastąpiono je czerwonym wapieniem kieleckim. Wymieniono także figury żołnierzy – odlano je z mosiądzu, który miał być przetopiony z niemieckich łusek.
Pod pomnikiem odbywały się Uroczyste Akademie w Rocznicę Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. W trakcie 35. rocznicy Filharmonia Warszawska pod dyrekcją Witolda Rowickiego wykonała koncert, w którego programie znalazły się między innymi utwory Profokiewa (''Uwertura rosyjska'') i Moniuszki (uwertura z ''Halki''); aktorzy recytowali wiersze Majakowskiego (fragmenty poematu o Leninie) i Pasternaka (''Rodowód''). W trakcie uroczystości delegacja Komitetu Centralnego kierowana przez wiceministra Stanisława Łopota, jednego z Natolińczyków, złożyła kwiaty pod pierwszym powojennym pomnikiem Warszawy.
Na co patrzyli Czterej Śpiący?
Pomnik Braterstwa Broni nie został zburzony ani rozebrany po upadku komunizmu. Przymierzano się do tego w 1992 roku, ale w jego obronie wystąpił Stefan Momot, zasłużony dla Warszawy rzeźbiarz, który ujawnił się wtedy jako jeden ze współautorów pomnika (pozostali rzeźbiarze pracujący przy pomniku to Stanisław Sikora, Józef Trenarowski, Józef Gazy i Bohdan Lachert).
''Stefan Momot, wyjaśnił, że jego projekt nie uwzględnił pięcioramiennych gwiazd dla żołnierzy – czytamy w serwsie Twoja Praga. – Mieli mieć oni tylko orzełka z koroną. Stefan Momot zaprojektował, i pozostawił pomnik w takiej okazałości, ponieważ zarządziły tak tamtejsze organy władzy. Sprawcą fundamentu, był architekt Bohdan Lachert, który był projektantem okolicznego budynku poczty, oraz osady Muranów i cmentarza żołnierzy radzieckich''.
Czterech smutnych zniknęło z placu Wileńskiego w 2011 roku, w związku z budową drugiej linii metra. W 2013 roku ratusz zorganizował sondaż, w którym mieszkańcy Warszawy mieli odpowiedzieć na pytanie: ''Czy Pana(i) zdaniem pomnik "Czterech Śpiących" powinien pozostać na swoim obecnym miejscu lub w jego pobliżu, czy może zostać przeniesiony w zupełnie inne miejsce?''. Wzięła w nim udział niezbyt reprezentatywna liczba 800 osób, 72 proc. ankietowanych odpowiedziało się za powrotem Śpiących w pobliże dawnej lokalizacji (powrót w to samo miejsce jest niemożliwy ze względu na przebudowę placu związaną z powstaniem metra), 12 proc. chciało przenieść go w inne miejsce, 8 proc. pragnęło likwidacji, 7 proc. nie miało zdania, 1 proc. proponowało inne rozwiązanie. Na wyniki sondażu zareagował IPN, dr Andrzej Zawistowski z Biura Edukacji Publicznej opublikował broszurę ''Na co patrzyli Czterej Śpiący?''.
''Tuż obok pomnika do połowy 1945 r. swoją siedzibę miały mianowane przez Stalina władze nowej Polski: quasi-parlament – Krajowa Rada Narodowa oraz Rząd Tymczasowy i następnie Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. 200 metrów dalej ulokowała się nadzorująca polskie władze ambasada ZSRR. W promieniu kilkuset metrów funkcjonowało wiele instytucji aparatu represji totalitarnego państwa: warszawski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, podręczny areszt Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Więzienie Karno-Śledcze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Warszawa III, główna kwatera NKWD w Polsce, siedziby kilku jednostek NKWD i Armii Czerwonej (m.in. Trybunał Wojenny Armii Czerwonej, prokuratura i warszawska Komenda Miasta). We wszystkich wymienionych wyżej miejscach przesłuchiwano i torturowano tych, których komunistyczna władza uznawała za swoich wrogów – m.in. żołnierzy Armii Krajowej, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” oraz Narodowych Sił Zbrojnych. Do dziś przypominają o tym nie tylko pamiątkowe tablice na murach, lecz także zachowane w piwnicach wyryte przez więźniów inskrypcje''.
Gdzie zasną Śpiący?
Czy Śpiący znowu będą spoglądać na ludzi wychodzących z metra, przesiadających się do podmiejskich pociągów i mieszkańców Pragi? Wszystko wskazuje na to, że nie.
''Sprawy mają się tak, że nikt w naszej partii nie chce tego pomnika, przeciwna jest też pani prezydent. Figury żołnierzy są po renowacji, leżą w magazynie i tak już pozostanie do czasu, kiedy Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie rządziła miastem'' mówił w rozmowie z Gazetą Wyborczą anonimowy rozmówca z Platformy Obywatelskiej.
''Przeszłość żyje w nas nawet nieświadomie, wbrew naszej woli [...] Ale moja pamięć kształtuje mnie wraz z dniem dzisiejszym. Nie jestem przecież kimś z wypranym mózgiem, z wybieloną sztuczną pamięcią'' pisał w opublikowanym w 1961 roku felietonie ''Prawo do wspomnień'' przywoływany już wcześniej Jan Szeląg. Pisał to w kontekście albumu ''Warszawa na starej fotografii'', które ukazywało tylko jedno oblicze miasta – pocztówkowe, przedstawiające życie szczęśliwe i jednorodne. Znalazło się tam zdjęcie prestiżowych Alei Ujazdowskich, ale nie takie jak zapamiętał je autor, kiedy w 1930 roku policja konna zaatakowała robotniczy marsz, niektórzy z protestujących zostali ranieni, inni zabici. Nie ma biednego Powiśla, ani żydowskiej Pragi (piszę cały czas o jednej dzielnicy, a ani razu nie zająknąłem się, że przed wojną ta część miasta tętniła żydowskim życiem, czasami trudno o tym pamiętać, bo większość śladów ''wspólnej'' przeszłości już nie istnieje). Teraz z przestrzeni Warszawy zniknęło kolejne miejsce, które zrywa historyczną ciągłość miasta.
''Budynki i miasta są narzędziami i muzeami czasu – pisał w swoim zmysłowym manifeście architektonicznym ''Oczy skóry'' fiński architekt Juhani Pallasmaa – Pozwalają nam zobaczyć i zrozumieć przemijanie historii i uczestniczyć w cyklach czasu, których długość przekracza życie jednostki''.
W 1945 roku Czterech Śpiących stanowili okrutny i upokarzający symbol zniewolenia, stali się miejscem parareligijnych hołdów (Karol Modzelewski pisał w swojej biografii o rytuałach oklasków i skandowania). W 2015 roku Sowietów już nie ma, a ich pomniki i mity straciły swoją moc: są strachami na wróble, miejscami, które mogą kojarzyć się jednocześnie z bolesną historią, być świadectwem minionych czasów, jak i wspomnieniem pierwszej randki i wypalanych w tajemnicy przed rodzicami pierwszych papierosów. Może w kontekście ogromu cierpienia, które rozegrało się w najbliższej okolicy brzmi to naiwnie, ale przestrzeń znaczona jest nie tylko wielką Historią i cierpieniem.
''Stalinizm uniformizował ludzkie myśli, uczucia i wyobraźnię. Wymuszał tę uniformizację potężny aparat państwa przy użyciu bogatych środków. Czy udało mu się zuniformizować pamięć?'' pytał w swojej autobiografii mediewista i opozycjonista Karol Modzelewski.
Decyzja o przeniesieniu/zlikwidowaniu Czterech Smutnych to decyzja o zrezygnowaniu z nałożeniu jednego tekstu na drugi, dorysowaniu łączników pomiędzy niezwiązanymi ze sobą (dla niewtajemniczonego oka) miejscami. ''Sensy aktywne ''żyją'' dopóki aktywnie ''żyje'' kontekst ideologiczny, który je stworzył, pisze w ''Podstawach semiologii'' Roland Barthes, i dopóki odbiorcy, władając planem konotacji, swobodnie orientują się w tym kontekście''. Wydaję się, że tworzenie nowej narracji historycznej byłoby bardziej skuteczne, gdyby takie miejsca dokładnie opisywać, objaśniać ich symbolikę. Przestrzeń placu Wileńskiego bez monumentu ''Braterstwa'' Broni jest wybrakowana – cerkiew nie łączy się z futurystycznymi, krzykliwymi niebieskimi wejściami do metra, przygnębiającym gmachem, będącym dawną siedzibą UB i pobliskim centrum handlowym.
Czterej Śpiący byliby dla mnie nie tyle symbolem historii, ale przede wszystkim lekcją polityki, wojny na narracje. Mogliby też stać się miejscem na wyrażanie swoich poglądów, na przykład w kontekście inwazji rosyjskiej na Ukrainę (podczas Pomarańczowej Rewolucji na lufach żołnierzy zawisły pomarańczowe wstążki). Możemy znaleźć podobne przypadki w historii innych krajów, które znalazły się po nieodpowiedniej strony Żelaznej Kurtyny. Chodzi mi przede wszystkim o pomnik Armii Czerwonej w Sofii, który jest regularnie przemalowywany: w 2011 roku sołdaci zamienili się w postaci amerykańskiej popkultury, między innymi Kapitana Amerykę i Supermana; w 2013 roku, w 45 rocznicę napaści wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację stali się różowi, towarzyszyły im napisy: 'Praga '68" i "Bułgaria przeprasza"; w zeszłym roku przybrali barwy flagi ukraińskiej. Wracając do Sofii, w 1999 roku zniszczono mauzoleum Georgiego Dymitrowa, pierwszego dyktatora Bułgarii (jego ciało przeniesiono na cmentarz 9 lat wcześniej). Pech chciał, że mauzoleum trzeba było wysadzać czterokrotnie, co dla wielu było dowodem na nieudolność ówczesnej ekipy rządzącej i bezsens burzenia podobnych pamiątek. Jedno jest pewne – miejsce po monumentalnym gmachu nie zostało zagospodarowane, na głównym placu Sofii świeci pustką.
Co dalej?
Niektórzy nie przyjęli do siebie wiadomości o przeniesieniu pomnika. W grudniu 2014 roku Seweryn Blumsztajn, działacz KOR i redaktor stołecznego dodatku do Gazety Wyborczej opublikował artykuł ''Wróćmy do sprawy 'Czterech Śpiących'. Szansa na historyczny kompromis''.
''Wmurujmy na cokole tablicę, napiszmy na niej, o co chodziło w 1946 r. komunistom. Tylko nie zapomnijmy o wdzięczności dla poległych sołdatów - bo co oni winni. Niech IPN zaproponuje tekst tablicy, a Rada Warszawy zatwierdzi (...) To byłby przykład dla całej Polski. Pewnie dałoby się w ten sposób uratować jeszcze kilka niesłusznych pomników przed tymi, którzy ciągle walczą z komuną''.
Inni proponują nowe pomniki, radni PiS zaproponowali upamiętnić na placu Wileńskim rotmistrza Pileckiego, który na ochotnika zgłosił się do obozu koncentracyjnego Auschiwtz-Birkenau w celu zorganizowania tam ruchu oporu, ale przede wszystkim wybadania sytuacji panującej w obozie.
''Chcemy, by ten pomnik zlokalizowany był na placu Wileńskim w Warszawie, dokładnie tam, gdzie przygotowany jest cokół dla tzw. pomnika Braterstwa Broni. Uważamy, że jest to miejsce idealne dla pomnika rotmistrza Pileckiego, gdyż byłby symbolem zwycięstwa państwa podziemnego, żołnierzy wyklętych, polskich patriotów nad sowiecką zarazą i bolszewizmem - powiedział podczas czwartkowej konferencji prasowej, poprzedzającej sesję Rady Warszawy, Maciej Wąsik, przewodniczący Klubu Radnych PiS''.
Na takie rozwiązanie nie zgodziła się rodzina Witolda Pileckiego. Jego córka, Zofia Pilecka-Obtułowicz, powiedziała w wywiadzie dla Gościa Niedzielnego: ''Nigdy nie pozwolę, aby mój ojciec był kartą przetargową w jakichś sporach albo był traktowany jako ''kij wsadzany w mrowisko''. Nie pozwolę, aby pomnik ojca stanął na miejscu Czterech Śpiących. W ogóle nie ma o tym mowy. Praga nie jest dla naszej rodziny jakimś szczególnym miejscem''.
Bardziej absurdalny pomysł wysunął radny Ireneusz Tondera z SLD, który zaproponował, żeby na Pradze stanął pomnik walecznego króla Władysława IV Wazy, który przyznał Pradze prawa miejskie i był wielkim mecenasem polskiej kultury (to na dworze Wazów tworzyli najwięksi kompozytorzy baroku, między innymi Bartłomiej Pękiel, na ''żądanie'' młodego królewicza Władysława wystawiono także pierwszą operę na ziemiach polskich).''Tatuś [czyli Zygmunt III Waza - przyp. GW] ma swoją kolumnę po drugiej stronie Wisły, a Praga może mieć swoją, z synem. Tej samej wielkości albo o połowę mniejszą''. Tonderze marzy się konny pomnik króla z Wazów, ''bo mało takich w Warszawie''.
Mit ''usuwa złożoność ludzkich działań, nadaje im prostotę esencji, likwiduje wszelką dialektykę, wszelkie wykroczenie poza bezpośrednią widzialność, organizuje świat bez sprzeczności, bo pozbawiony głębi'' pisał Roland Barthes.
Chciałoby się powiedzieć, że usuwanie zwietrzałych mitów likwiduje jakąkolwiek głębie.