Andrzeja Partuma poznałem w 1998 roku w Klubie Plastyka przy ul. Mazowieckiej w Warszawie. Mimo że miał obywatelstwo duńskie, od kilku lat znów mieszkał w Polsce. Regularnie, raz na miesiąc, wyjeżdżał do Kopenhagi odebrać duński socjal oraz dopilnować interesów w powołanej tam przez siebie w 1986 roku artystycznej uczelni Partum School of the Positive Nihilism of Art. Był jednocześnie jej profesorem i rektorem. Immatrykulacji dokonywał raz do roku, jak na wszystkich przyzwoitych uczelniach. Po powrocie z Kopenhagi, zadowolony z prowadzonych tam wykładów i będąc w dobrym humorze, pozwalał spoufalać się uczniom i wielbicielkom. W tych radosnych chwilach można go było nazywać Jego Magnificencją. Gdy był w jeszcze lepszym humorze, stawiał wszystkim kolejkę, mówiąc, że to na koszt duńskiego podatnika.
Tego dnia, kiedy poznałem Partuma, siedział przy Stoliku Artystów pod oknem, blisko baru. Razem z nim biesiadowało kilka rozbawionych, lekko podchmielonych postaci. Z wyglądy przypominali bohaterów Felliniego. Dama, z którą przybyłem, przedstawiła mnie wesołemu towarzystwu, a gdy witałem się z samym mistrzem, na ucho, głosem konfidencjonalnym i bojaźliwym, w którym wyczułem szacunek i uwielbienie, szepnęła, że mam zaszczyt poznać osobowość iście renesansową. Nie muszę mówić, jak zabiło mi serce i z jakim przejęciem, biorąc za wzór Leonarda da Vinci, począłem doszukiwać się atrybutów genialności w korpulentnym, niskim, lekko przygarbionym, siwiejącym panu lat około sześćdziesięciu. Po wymianie kilku wyszukanych grzeczności i po nieco zawiłym monologu w wykonaniu mistrza trochę okrężną drogą, ale dwornie, skierował on moją uwagę na bufet, dając do zrozumienia, że jego misternie tkany filozoficzny wykład, nakierowany na najgłębsze rejony sztuki, stanowczo wymaga pogłębionej analizy. W lot domyśliłem się, o co chodzi. Zapytałem, czy do piw nie mógłbym zamówić jeszcze dwie butelki wódki i zakąski. Mistrz uprzejmie się zgodził, poklepał mnie po ramieniu i pochwalił za inwencję. W trakcie nabierającej tempa i wigoru libacji dowiadywałem się od niego i od bardzo już życzliwych mi interlokutorów coraz więcej szczegółów o wyboistej drodze Partuma do zasłużonej sławy. Historia Andrzeja okazała się niezwykła i barwna. Postanowiłem bliżej przyjrzeć się tej intrygującej postaci. Fascynacja była tak szczera i głęboka, że z czasem przeczytałem wszystkie dostępne materiały na jego temat.
Andrzej Partum urodził się 16 grudnia 1938 roku w Warszawie. Jego matka, z domu Mikiewicz, zginęła w powstaniu warszawskim. Ojciec pracował przed wojną w Polskiej Akcyjnej Spółce Telefonicznej. W 1945 Andrzej jest sierotą i mieszka z ciocią, Zofią Artyniewicz, pisarką dla dzieci, i z jej małym synkiem w zburzonej kamienicy, z której ocalała tylko klatka schodowa. Wysiłkiem pani Zofii i dzięki ściance działowej na wysokości połowy pierwszego piętra powstaje mała klitka nadająca się do zamieszkania. Pani Zofia jest siostrą utalentowanego poety - Konstantego Mikiewicza (który w okresie międzywojennym popełnił samobójstwo).
W 1946 zadowoloną z życia rodzinkę odwiedza Kruczkowski z Putramentem. Dzięki ich wstawiennictwu pani Zofia wraz z chłopcami przenosi się do mieszkania na Wiejskiej. W kilka lat później umiera wraz z synem zatruta grzybami. Andrzejowi udaje się przeżyć.
W 1958 Andrzej Partum kończy średnią szkołę muzyczną i zaczyna na studia w PWSM w Warszawie w klasie prof.
Tadeusza Szeligowskiego. Studiuje do 1971 roku. Pierwszy publiczny koncert fortepianowy artysty odbywa się 10 grudnia 1958 w sali Izby Rzemieślniczej w Warszawie. Andrzej Ibis-Wróblewski pisze o tym wydarzeniu w "Życiu Warszawy":
"A. Partum sprzedał palto, opłacił druk afiszów i zaproszeń, załatwił salę i urządził koncert."
"Jednak za swój właściwy debiut uważa publiczne wystąpienie z października 1956 roku, gdy, choć był jeszcze uczniem liceum, udało mu się dostać na mównicę podczas wiecu studentów UW [...] zażądał wówczas wyjścia czołgów Armii Radzieckiej z Polski i uwolnienia Prymasa Wyszyńskiego" - pisze Jerzy Truszowski.
Partum debiutuje jako poeta w 1961 tomikiem Frekwencje z opisu. Następne tomiki to Powodzenia nieurodzaj. Zwałka papki - posłowie
Stefan Kisielewski (1965) oraz Osypka Woli z wklejoną do każdego egzemplarza autentyczną temperą
Alfreda Lenicy (1969). Inspirowany teoretycznymi postulatami futurologicznymi
Anatola Sterna i
Brunona Jasieńskiego rozwija swoistą postać poezji niedyskursywnej, dochodząc do własnej formuły poezji abstrakcyjnej.
"Bliski był Partumowi przede wszystkim dadaistyczny irracjonalizm, przedstawiony przez samych dadaistów jako transacjonalizm, zaufanie do nieuprzedzonego intelektu, wiara w wartość sztuki nie zacieśniającej się w granicach zrozumiałości" - czytamy u Grzegorza Dziamskiego.
W 1970 wydaje Tlenek zasobów. Tomikiem tym odchodzi od dotychczasowych konwencji książki poetyckiej na rzecz książki pojmowanej jako wizualno-tekstowa całość. Książka przestaje pełnić dla Andrzeja wyłącznie funkcję środka przekazu. Nabiera autonomicznych wartości sytuujących ją w kontekście tzw. sztuki książki (book art). Tom ten wydrukowany został przez autora za pomocą stempli gumowych. Autor różnicuje wielkość czcionek i dowolnie komponuje tekst na płaszczyźnie strony. W 1971 wydaje tomik Partum - projekt okładki
Henryk Stażewski, w którym zaprezentował własną wersję poezji konkretnej - poezję międzynarodowego zapisu. Idąc dalej w poszukiwaniach artystycznych, opowiada się za sztuką jako aktem totalnej ekspresji, w której osobowość twórcy stapia się w całość z dziełem. Kolejne tomiki to: Krytykosystem Sztuki (1971) i Lart PRO/LA (1973).
"W najlepszych swych realizacjach poezja ta bliska jest rozwiązaniom negującym wszelką emocjonalność. Chce być jedynie definiowaniem prawidłowości możliwych do wywiedzenia z rzeczywistości przedmiotowej lub dającej się pomyśleć [...] Poszukiwania te - przy wszystkich różnicach - bliskie są idei 'pojęciokształtów' " - S. Dróżdż.
Aby czytelnikom nie znającym twórczości Partuma przybliżyć jego oryginalny talent, przedstawiam kilka wierszy z wymienionych wcześniej tomików:
WYSYŁANIE LISTU - / wsuw skrzynki pocztowej / spełnia warunek / zukosowania kopert / do grubości otworowych / dźwigających / przeniesienie momentów / a nie wagę wrzutków. // CHÓR OKULARÓW - / zastoisko pyłu / postacią ssącej formy / na deszczułce odcieni / powstaje rośliną osobnego memento // STWORZENIE OCHOCIE - / cisza ma coś z dotyku / więc można ją zmyślać / by wynik doświadczenia, milczeniem kotwiczyć, w mięśniu / co jest tatuażem, na lasce ślepca. // KONIE / w szkicu siodła / pajęcznego leciwie słońca / zielonym głodem trawy / czworonożnego korzenia / trzonowego srebra / są lotkami galopu. // BURSZTYN - / morze łamie rybę na pół / gasi blask słońca / kołysze deszcze / zapala świece topielcom / warty jest z niego zlep / bursztynowego cacka. // ZMYWAK DOBY - / noce obnażają sny / pęknięciem doby w otrzeźwienia / które rozpościera życie / oddzielają ziemię od słońca / na orbitach samego światła / krzyżującego wyważania / klarownego związku patrzenia. // ZNUDZENIE - / w tęsknocie jak na szachownicy / podpatrujemy racje / na przekór doświadczeniu / by brakiem umiaru / przyswoić znużenia / po spełnionych uczynkach / wymuszać pozę krajobrazem / wynikami świata. // WAŁ ZNAKU - / nasyp kolejowy / zaszczepia jazdę / pociągu / na akt / pasażerokilometru / zatem / unikat siedzeniowy / wskazanej osoby / będzie się równał, z niżej umieszczoną / osią / - tak - / żeby mijanie terenu / rytmizowało kołom / wagonu / jedność / kontynentu z czasem.
Krytyka pomija milczeniem dokonania poetyckie Andrzeja Partuma. Boi się dotykać materii osobnej i ekstrawaganckiej, niezrozumiałej na tle produkcji literatów akredytowanych przy Związku Literatów. Krytyka w tym czasie pełni rolę psa łańcuchowego. Zagania niezdyscyplinowanych do ideologicznych boksów. Wsłuchuje się pilnie w dyrektywy i postulaty wiodącej siły i w zgodzie z nimi posłusznie wycenia literackie dokonania. W atmosferze takiej "wolności" debiutuje i tworzy Andrzej Partum. Tylko nieliczni wyłamują się ze zmowy milczenia i z podziwu godną trafnością charakteryzują istotę jego poezji, dostrzegając jej oryginalność. Z przyjemnością przytaczam krótkie cytaty z publikacji krytyków i poetów, którzy docenili doniosłość dokonań twórczych poety.
"Twórczość A. Partuma jest niewątpliwie jedną z najbardziej osobliwych i odosobnionych propozycji artystycznych poezji powojennej [...]. Brak zgodności z wierszem tradycyjnym ocenia się jako zjawisko negatywne. Tego typu 'metoda', której kurczowo trzymają się krytycy, to nic innego jak legalizowanie nie poezji, lecz reprodukcji, powielania tekstów (produkcji seryjnej!) [...] Miernikiem poezji stała się nie sama rzeczywistość, lecz zgodność z wzorami uznawanymi za obowiązujące [...]. Dla Partuma poezja przestała być kopiowaniem świata, stając się konstrukcją, powołaniem, poprzez formy - 'nowej rzeczywistości' [...]. W poezji Partuma mamy do czynienia nie z językiem czystych pojęć, lecz z językiem nauki skrajnie, ekstremalnie wyeksploatowanym [...] Wartość tej poezji należy upatrywać w sferze formalnej, podstawach i funkcjach wprowadzonych w materię wiersza" - M. Bocian.
"Wczesne poszukiwania Partuma były w wielu punktach zbieżne z poszukiwaniami M. Białoszewskiego. W swoich pierwszych wierszach Partum tworzył poezję, która chciała być sztuką czystych pojęć. Sztuką nazwijmy to tak, abstrakcji [...]. Działania Białoszewskiego odbywają się na gruncie języka potocznego, dla Partuma tym punktem odniesienia jest zracjonalizowany język nauki. Podlega on w wierszu działaniom parodyjnym [...]. Tomiki wydają się faktem znaczącym. Realizują [tendencję] wyraźnie opozycyjną w stosunku do dominujących tendencji tzw. młodej poezji. W sytuacji, gdy ukazują się dziesiątki tomików pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia, setki, tysiące wierszy będących kopiami z kopii, to, że wierszami Partuma nie zainteresowało się żadne wydawnictwo, skłonny byłbym uznać za skandal" - Andrzej K. Waśkiewicz.
"A Partum uprawia poezję czystą. Jest to egzotyczne na tle pogoni za doraźnym sukcesem osiąganym często za cenę płytkiego, deklaratywnego i koniunkturalnego zaangażowania i kompromisu. [...] Działalność A. Partuma wymierzona jest przeciw wszelkiej rutynie, przy czym przybiera nierzadko kształt przewrotnie prowokacyjny [...] Świat tej liryki podporządkowany jest jakiejś schizofrenicznej nadwyobraźni będącej chyba krokiem naprzód w kierunku hermetyzacji, oczywiście w stosunku do kanonicznego surrealizmu [...] Uważam Partuma za konceptualistę i manipulatora w poezji, i stąd konstrukcja góruje u niego nad emocją. [...] Nie przeceniam tej poezji, ale jej inność, osobność budzi respekt i szacunek dla autonomii artysty. Jeśli Partum nie jest poetą w tym, co pisze, to jest nim w tym, co robi, wydaje, inspiruje i animuje. Więcej to warte niż poetyckie wypracowania w szkole banalności i przeciętności spod znaku niektórych debiutów z lat ostatnich" - Jan Marx.
Trudno analizować wiersze, które dzięki swej oryginalności nie są podobne do niczego, co można znaleźć w antologiach poetyckich. Stoimy przed nimi bezradni, oszołomieni ich innością, pełni podziwu dla wyobraźni nieskrępowanej żadną znaną nam konwencją. Wyrzucamy bezużyteczne narzędzia badawcze, którymi dotąd tak biegle się posługiwaliśmy, bo nie pasują do badanej materii poetyckiej, tak jak pogrzebacz nie pasuje do dziurki od klucza. Analiza tych wierszy to majstrowanie widelcem w zegarku szwajcarskim. Nie wszystko da się rozebrać na części i opisać. W prawdziwej sztuce tak jak w zwierciadle odbija się dusza artysty. Tym razem jest to dusza Andrzeja Partuma. Każdy, kto dobrze znał Andrzeja, wie, że całe jego życie, poświęcone bez reszty sztuce, tworzy z jego dziełem nierozerwalną, harmonijną całość. Nigdy żadnemu, czarnemu ani czerwonemu Bratu nie zaprzedał duszy i nie dał mu się wziąć na doktrynerskie rogi. Szedł swoją własną wyboistą drogą. Nie krzyżowała się ona z innymi drogami, pełnymi dyspozycyjnych, zapobiegliwych dworaków. Jest solą w oku tych, którzy winą za własne błędy obarczają specyfikę tamtych czasów. Oportuniści zawsze odwołują się do rozsądku i instynktu przetrwania. Wniosek stąd, że Andrzej nie był rozsądny, za co mu wielka chwała. Przyjdą młodzi, nie obciążeni przeszłością i oddzielą ziarna od plew. Andrzej jest jedynym z kilku niepokalanych współczesnych artystów. W jego dziele nie ma ani krzty chęci przypodobania się komukolwiek, jest za to osobna, ostentacyjnie manifestowana radość człowieka wolnego, wolnego od panujących mód, wzorów, tematów, poetyk i konwencji.
"A. Partum w epoce konformizmu ratuje prestiż sztuki swoim maniakalnym, bezinteresownym, bezskutecznym demonstrowaniem nagiej ekspresji słowa [...]. Neguje nie to i owo, ale w ogóle sens słowa. Odrywa słowa od znaczeń, wprawia je w zakłopotanie, stawia w sytuacjach dwuznacznych. Żartuje ze śmiertelną powagą [...] Pozwolił słowom na ułożenie komunikatów o osobliwych stanach substancji, sytuacjach przedmiotów w przestrzeni [...]. Partum musi budzić podziw. Powiem więcej: jest może jedynym poetą, który jest dzisiaj godny podziwu [...]. Aby dziś być maniakiem - to prawdziwy cud, cud nie dość dziś pochwalony" - pisze Zbigniew Bieńkowski.
Partum wszystkie swoje tomiki wydaje nakładem własnym, co w tamtych czasach jest czymś bez precedensu. Przedsięwzięcie jest nielegalne. Są kłopoty z cenzurą. Problemy dodają poecie sił i wzmagają jego determinację w realizacji twórczych planów. Andrzej dobrze rozumie absurdy systemu, w którym żyje, jego przewrotną filozofię i chytrą socjotechnikę. Licząc się z możliwymi szykanami ze strony władz, próbuje przekonać do swoich inicjatyw czynniki oficjalne. Niezbędna jest zgoda cenzury. Szuka sojuszników dla swojej idei i z wrodzonym tupetem dobija się do wiceministra spraw zagranicznych, Mariana Naszkowskiego. Przeprowadza z ministrem rozmowę w stylistyce performance. Partum jest zarówno aktorem, jak i reżyserem w tym spektaklu. Dowodzi ministrowi, że inicjatywa jego odciąża państwowe wydawnictwa.
"- Dzięki takim inicjatywom wydawnictwa mogą więcej czasu poświęcić sprawie robotniczo-chłopskiej", przekonująco peroruje.
Nie sposób pominąć jeszcze jednego z bardziej spektakularnych i legendarnych aktów twórczych Polski Ludowej. Scenarzystą, reżyserem i aktorem jest znów mistrz we własnej osobie. Historię tę słyszałem w kilku wersjach, zarówno od samego Andrzeja, jak od innych jego wielbicieli. Różniła się jedynie w drobnych szczegółach. Podaję ją w najciekawszej wersji.
Partum odczuwa potrzebę kontaktu z szeroką publicznością. Sposobem jej realizacji może być tylko wyrafinowany fortel. Pewnego dnia bierze telefon i wykręca numer dyrektora Filharmonii Narodowej, po czym oddaje słuchawkę żonie. Żona przedstawia się jako sekretarka ówczesnego premiera i prezesa Rady Ministrów, Aleksandra Zawadzkiego. Informuje oschle, że za chwilę będzie z nim rozmawiał sam premier. Dyrektor staje na baczność. Partum odbiera słuchawkę żonie, niedbale wyciąga się w fotelu i lekko ochrypłym głosem, często chrząkając, naśladuje tembr, styl, tempo i frazeologię wysokiego dygnitarza partyjnego. Partum:
"Wiecie, towarzyszu dyrektorze, mamy tu ciekawego artystę, stoi koło mnie trochę stremowany, nazywa się Partum. Chry, chry. Pianista, malarz, poeta, wszystko razem, w kupie. Jednym słowem, wiecie, zdolna bestia. Chry, chry. Pochodzenie postępowe, proletariackie. Ojciec górnik. Zginął na przodku. Rozumiecie? Matka szwaczka. 620% normy. Chry, chry. Zróbcie coś dla niego. Warto. Zróbcie w filharmonii jego koncert fortepianowy i czytanie wierszy, a do recytacji weźcie aktora. Chry, chry. Aktor ma być dobry. Może być Hanuszkiewicz. Chry, chry. Artysta zgłosi się do was jutro z samego rana, wszystko wam wytłumaczy. Słuchajcie go uważnie. Zna się na robocie. Chry, chry. No i pamiętajcie, żeby niczego nie brakowało. Chry, chry. Plakaty rozmieścić w całej Warszawie. Zrozumieliście? Dobrze. Chry, chry. I żeby nie było tam jakichś niepotrzebnych problemów. Chry, chry. Dziękuję, towarzyszu. Pracujcie tak dalej. Dla dobra partii. No, to do widzenia."
Wydrukowano plakaty (przedruk plakatu znaleźć można w 6 numerze "Opcji" z grudnia 2001 roku na stronie 40). Na plakacie między innymi takie informacje: "Filharmonia Narodowa", "Recital fortepianowy", "Rzut poezji abstrakcyjnej. PARTUM" - literami pięć razy większymi niż pozostałe, "Wiersze poety recytuje Adam Hanuszkiewicz" - literami o połowę mniejszymi niż nazwisko protagonisty.
Fortel wydał się na dzień przed koncertem. Partum ma poważne kłopoty, ale z czasem sprawa przycicha.
Kim jest
Andrzej Partum? - pyta Violetta Sajkiewicz i odpowiada:
"Konceptualistą, którego ze współczesnymi konceptualistami łączy kpiarskie podejście do otaczającego świata, malarzem, autorem manifestów i wydawanych własnym sumptem tomików poetyckich, twórcą muzyki dodekafonicznej [...] Uprawiając sztukę pozapojęciową, poza materią i przedmiotem, podstawą swej twórczości uczynił medium słowne: komunikaty poetyckie, komentarze, bliskie poezji konkretnej gry językowe, uwydatniające wizualne aspekty pisma."
W latach siedemdziesiątych Partum organizuje galerię sztuki o nazwie PRO/LA, publikując pierwsze wypowiedzi metaartystyczne. Następnie w jednopokojowym mieszkaniu przy ul. Poznańskiej 38 instaluje w 1971 roku jednoosobowe Biuro Poezji - międzynarodową placówkę wymiany myśli awangardowej włączoną w sieć mail artu. Cytuję:
"Biuro ma charakter twórczy i autorytatywny. Posiada własną galerię ekspozycyjną. Nie załatwia spraw, jak też nie kupuje lub sprzedaje. Nie pośredniczy ani nie interweniuje. Rejestruje fakty twórcze powstałe w 48 godzin od chwili zgłoszenia ich do Biura Poezji. Na prośbę autora może wydać opinię o koncepcji - utworze itd., itd."W ramach Biura Poezji Partum uruchamia tajną, jednoosobową Radę Naukową opiniującą zgłaszane propozycje artystyczne. "Pokój na Poznańskiej 38 jest jednym z tych punktów na globie, gdzie krzyżują się sprawy i dyskusje sztuki nieoficjalnej. Można tu spotkać korespondencje i ludzi ze wszystkich kontynentów" - oznajmia Bożena Stokłosa. Biuro Poezji "animuje, propaguje, popularyzuje, postuluje i administruje - prospekty, ulotki, programy, katalogi, książki poetyckie - poezję, której rzeczywiście nie ma" - twierdzi Jan Marx.
W tym czasie "artysta żyje w nędzy. Poświęca wszystko dla sztuki. Zarabia, zajmując się akwizycją metalowych uszczelek do okien i fotografii ślubnych" - to Jerzy Truszkowski.
W latach siedemdziesiątych Partum zbliża się do synkretycznej, intermedialnej działalności artystów "Fluxusa": Dicka Higginsa, Roberta Filliou, Bena Vautiera. Prowadzi z nimi ożywioną korespondencję. Udziela rad i napomnień. Rozmawia jak równy z równym. Nic dziwnego, że Jerzy Truszkowski kategorycznie domaga się wydania dzieł wszystkich Partuma.
"Dzieła tego jednego z najoryginalniejszych polskich poetów drugiej połowy XX wieku wciąż czekają na wydanie."
W maju 1999 Partum jest zaproszony jako gość honorowy na Międzynarodowy Festiwal Sztuki Nowoczesnej do Piotrkowa Trybunalskiego. Pod gmach festiwalu zajeżdża w towarzystwie trzech utalentowanych uczennic wynajętym mercedesem 600. Za kierownicą siedzi dumnie wyprostowany autor tego artykułu, w uniformie szofera i czapce z daszkiem. Gdy wychodzi, by otworzyć drzwi auta i z szacunkiem wypuścić mistrza, na czerwonym otoku z łatwością daje się odczytać napis wybity złotymi literami; PARTUM. SPÓŁKA Z O/O. Uniform szofera uszyty jest na miarę u najlepszego z warszawskich krawców - Jana Zaręby z ulicy Wilczej. Szofer prezentuje się znakomicie. Uniform jest ciemnogranatowy, ze stuprocentowej szetlandzkiej wełny. Leży jak ulał. U spodni matowo mienią się aksamitne czerwone lampasy. Na marynarce jedwabne czerwone wyłogi, szamerowane złotem, błyszczą w światłach fleszy reporterów. Szofer wygląda na zadowolonego. Oprócz splendoru, jaki na niego spływa, otrzymuje wynagrodzenie za pracę. Jest to całodobowy wyszynk wraz z konsumpcją (dwie butelki smirnoffa na dobę i jeden śledź w śmietanie na dwie doby) i nieograniczony dostęp do względów jednej z uczennic mistrza. Szofer z godnością otwiera drzwi auta, po chwili ociężale i jakby niechętnie gramoli się sam mistrz. Wystrojony jest w swój niezniszczalny, legendarny strój: czarne sztruksowe spodnie, czarny podkoszulek, czarna sztruksowa koszula wystająca spod czarnego, rozciągniętego do pół uda swetra. Do tego czarne skarpetki i czarne buty z czerwonymi guzikami. Z koszuli osadzonej na masywnej szyi, wystaje rasowa, dobrze wyprofilowana szpakowata głowa artysty. Partum uśmiecha się uprzejmie, acz powściągliwie. Lekko wesołe niebieskie oczy bez trudu odnajdują grupę wielbicielek z powitalnymi transparentami. Po chwili z setek gardeł wydobywa się jęk rozczarowania i dezaprobaty. Dziewczęta porażone są widokiem trzech długonogich i pięknych uczennic opuszczających z wdziękiem mercedesa. Wyją i tupią bez opamiętania. Mistrz uśmiecha się pobłażliwie, dobrotliwie macha ręką i wymowną mimiką daje do zrozumienia, że nie wszystko stracone, czym uspokaja zgromadzenie.
W restauracji, wynajętej na potrzeby sztuki, zarezerwowany jest stół dla mistrza. Na środku widnieje napis na kredowym papierze: "UWAGA! Stolik ANDRZEJA PARTUMA. Organizatorzy ostrzegają, że siadając przy tym stoliku, stajesz się dziełem sztuki!!!".
Nie sposób wymienić wszystkich działań artystycznych Andrzeja Partuma. Z braku miejsca wspomnę tylko o niektórych: MILCZENIE AWANGARDOWE - transparent nad ulicą pomiędzy Uniwersytetem a Akademią Sztuk Pięknych. Performance Mail art a światowe centra sztuki. Performance Manifest des positiven Nihilismus zaprezentowany przez Partuma w 1984 roku w galerii Galerico w Rosenheim w Niemczech i wiele, wiele innych.
Trzeba powiedzieć również o warszawskiej kawiarni "Telimena", nazywanej przez bywalców Partumiarnią. Tu artysta bywa codziennie. W oparach alkoholu, w kłębach papierosowego dymu, w rozgorączkowanej twórczej atmosferze dyskutuje o sztuce, udziela porad, nagradza, gani, chwali i strofuje.
Mając wiele interesujących pomysłów i planów na przyszłość, Andrzej Partum niespodziewanie umiera na wylew krwi do mózgu 1 marca 2002 roku. Odchodzi prawy i szlachetny człowiek, beztroski kompan i autentyczny performer, prawdziwy, utalentowany artysta z łaski bożej. Był życzliwym dla ludzi, ujmującym prostotą i pogodą ducha gawędziarzem i kpiarzem. Emanowała z niego energia i radość życia. Zachwycony urodą świata, poświęcił wszystkie siły i pieniądze sztuce, która traktowała go po macoszemu.
Henryk Rajmer © by "Twórczość" 2006 | |