14 kwietnia 2017 na gdańskim festiwalu Actus Humanus Adam Strug i Mateusz Kowalski wykonają ''Żołtarz Jezusow, czyli piętnaście rozmyślań o bożym umęczeniu'', utwór Władysława z Gielniowa, jednego z niewielu znanych z nazwiska polskich poetów średniowiecznych.
Filip Lech: Środowisko muzyki dawnej skupione jest na uniwersytetach. Badając źródła próbują odnaleźć stare metody wykonawcze. Twoje podejście jest inne, nie jesteś akademikiem. Jaką strategię obrałeś?
Adam Strug: Moja strategia jest dosyć prosta. Istotne jest to, co możemy znaleźć w tradycji ustnej. Można byłoby zaryzykować takie stwierdzenie, że muzyką dawną w Polsce zajmują się tylko chłopi. Rekonstruktorzy, którzy współtworzą środowiska muzyki dawnej, tworzą własną gnozę na temat tej muzyki. To jak rekonstruktorzy, którzy przebierają się w średniowieczne zbroje i budują grody albo indiańskie szałasy. Jeżeli tradycja ustna jest zerwana, chodzimy po omacku.
Powiem więcej, środowiska muzyki dawnej mają przerąbane. Bierzesz zapis nutowy, i co dalej? Partytury nie były kiedyś tak dokładne, były li tylko szkieletem. Interpretacja zależała od tradycji miejsca. W chorale każdy zakon miał własną interpretację. Ba, w jego obrębie, każde opactwo miało swój własny ryt, w którym interpretowano chorał.
Tutaj docieramy do kluczowego problemu. Zaznaczam, że nie chcę poruszać kwestii muzyki instrumentalnej, mówię tylko o sztuce wokalnej. Oni używają emisji operowej do rzeczy powstałych wcześniej. Jest to metodologicznie nie do obronienia, a robią to wszyscy. Tryumf emisji operowej to jest koniec XVIII wieku, XIX wiek to jego apogeum. Środowiska muzyki dawnej śpiewają rzeczy średniowieczne używając ustawionego głosu.
Jeżeli widzę dla siebie jakąś rolę w rozdaniu muzyki dawnej, to moją obecność, mam nadzieję, że – bardzo powoli, nie przeceniam własnego wpływu – w końcu ktoś skoncentruje się na emisji naturalnej. Jeżeli ktoś chce zajmować się muzyką dawną, musi odrzucić ustawiony głos i wszystko, co się z tym wiąże.
Co sądzisz o metodach Marcela Pérèsa, francuskiego badacza chorału? W Polsce jego metody i badania zdobyły wielką popularność.
W Polsce nadal obowiązuje zasada wieszcza, że: ''Co Francuz wymyśli, to Polak polubi''. Bardzo cenię Pérèsa. Jest genialnym organistą, uchodzącym za genialnego śpiewaka. Badał zależności między chorałami: zachodnim i bizantyńskim. Do projektu zaprosił pierwszego śpiewaka cerkwi greckiej, Lykourgosa Angelopoulosa. Stworzył syntezę, która miała działać na zasadzie jednorazowego projektu, ale nie jest skończoną wykładnią. Analogicznie, jeśli chodzi o chorał, Pérès stwierdził, że trzeba znaleźć tradycję, w której chorał występuje w tradycji ustnej. Okazało się, że jest praktykowany w bractwach śpiewaczych na Korsyce.
Polscy naśladowcy, czy wręcz wyznawcy Pérèsa, przyjęli wszystkie jego projekty za obowiązującą wykładnię. Śpiewają taki miks, który nie jest śpiewem polskim, ani bizantyńskim, korsykańskim – tylko gdzieś po środku.
Trochę inne podejście mają rekonstruktorzy z zespołu Graindelavoix pod wodzą Björna Schmelzera. Nie używają tylu ornamentacji, typowych dla wykonawców muzyki dawnej. Ostatnio występowaliście na jednym koncercie w ramach festiwalu Nowe Epifanie w warszawskiej Archikatedrze św. Jana.
Tak, jak najbardziej stosują inne założenia. Ale nadal pozostaje tam ten sam problem jeśli chodzi o sztuką wokalną. Gdybym miał komukolwiek coś proponować, radziłbym zasilenie składów muzyki dawnej o śpiewaków tradycyjnych używających naturalnej emisji głosu. Śpiewajcie z nimi!
Na festiwalu Actus Humanus w towarzystwie liry korbowej zaśpiewasz napisany przez Władysława z Gielniowa ''Żołtarz Jezusow''.
Błogosławiony Ładysław, patron Warszawy, był duchownym, bardzo dobrze wykształconym i obdarzonym niezwykłym talentem lirycznym. ''Żołtarz...'', rzecz XV-wieczna, to bardzo dobrze napisany opis męki.
W ciągu stu następnych lat doczekała się kolejnej wersji, rozbudowano tekst Władysława z Gielniowa do obecnej formy. Wtedy przyjęło tytuł ''Pieśń o bożym umęczeniu'', w kościele polskim używano go do XIX wieku. W tak zwanej teologii duchowości mówi się, że najszybciej w poznaniu duchowym rozwija się ten, kto rozważa mękę pańską. Ustawiczne, codzienne śpiewanie tej pieśni miało skutkować szczęściem wiekuistym.
Ów opis męki trwa około 30 minut. Śpiewa się to a capella, względnie z lirą korbową. Lira poza linią melodyczną daje burdon, ustawiczny niski dźwięk, dzięki czemu tak długi utwór śpiewany przez duże zgromadzenie nie schodzi z tonacji. Ja używam liry, by się wesprzeć. Człowiek śpiewający a capella jest nagusieńki, to najtrudniejsza z dyscyplin muzycznych. Śpiewam pół godziny, umieram z Jezusem na krzyżu. To nie jest muzyka łatwa, prosta i przyjemna, ale bardzo piękna.
Z czasem pojawiły się też polifoniczne interpretacje tego utworu. Wszystkie późniejsze wersje, które można znaleźć są dość hermoafrodyczne, czyli znowu wracamy do problemu stosowania emisji innej niż naturalna do repertuaru, w którym stosowano wyłącznie emisję naturalną.
Jak trafiłeś na ''Żołtarz...''?
Przez zespoły muzyki dawnej, tradycja wykonawcza tej pieśni już wygasła. W przekazie ustnym nigdy się z nią nie spotkałem. Incipit: ''Jezusa Judasz przedał'' znałem z historii literatury. Gdy usłyszałem pierwszy raz polifoniczne wykonanie „Żołtarza” pomyślałem: dlaczego oni miauczą jak te koty, czego tu się bać? To trzeba śpiewać po całości. I tak też robię.
Czy twoja działalność na polu muzyki dawnej ma też wymiar teologiczny?
Jedno z drugim ma związek. Muzyka dawna była karmiona ortodoksyjną teologią katolicką, ze wszystkimi treści, jakie ona niesie. Gdy zajmujemy się muzyką nabożną wystarczająco długo i głęboko, docieramy też do treści teologicznych, które jako żywo, stoją w poprzek współczesnej teologii.
W świecie tradycyjnego katolicyzmu muzyka nie jest tłem. Jest istotną treścią, istotną częścią opowiadanej od wieków tej samej historii. Ta muzyka jest wyzwaniem rzuconym współczesnemu światu muzycznemu. Analogicznie: ta teologia jest wyzwaniem rzuconym współczesnemu kościołowi. To światy zdań kategorycznych, wartościujących, totalnych. Rozstrzygnięć eschatologicznych, gdzie nie ma światłocenia, chociaż rozumiemy, że w naszym życiu różnie bywa. Zarówno muzyka, jak i teologia, są ars. Dojście do biegłości w tych sztukach jest możliwe tylko, gdy potraktujemy je jako rzemiosło, które całymi latami trzeba praktykować. Rzemiosło zhierarchizowane, zdecydowanie niedemokratyczne. Jestem rzemieślinikiem, w tym bliżej mi do muzyki z czasów, kiedy była młodsza.
Jakie są twoje najbliższe plany na przyszłość?
Pod koniec maja ukaże się moja nowa autorska płyta, tytułu jeszcze nie zdradzę. Muzyka w całości moja, wiersze w połowie. Na płycie będzie 14 utworów, w tym dwa instrumentalne. Mój zespół, Monodia Polska, wchodzi w duży trzyletni cykl wydawniczy przy współpracy z Polskim Radiem. Będziemy nagrywać płyty z repertuarem tradycyjnym wiosek drobnoszlacheckich północno-wschodniego Mazowsza.