"Niewinni czarodzieje" (1960 r.)
"Niewinni czarodzieje" to jeden z najbardziej apolitycznych filmów w dorobku Andrzeja Wajdy i efekt spotkania twórców trzech różnych pokoleń: reżysera oraz scenarzystów - Jerzego Andrzejewskiego i Jerzego Skolimowskiego.
Opowieść o młodym lekarzu, który prowadzi życie bawidamka, a wieczorami gra na perkusji w jazzowym zespole Krzysztofa Komedy, była portretem pokolenia, skromnym, ale dla ówczesnych władz – bardzo prowokacyjnym. "Dla niejednego widza, zwłaszcza młodego, zawarta w filmie próba krytyki będzie zgoła niedostrzegalna. Znacznie bardziej atrakcyjny wyda mu się ów wzorzec łatwego życia i użycia, tak ponętnie przez realizatorów wyeksponowany. A to można już ujmować w kategorie społecznej szkodliwości" – pisał w 1960 roku Janusz Wilhelmi, recenzent komunistycznej "Trybuny Ludu".
"Niewinni czarodzieje" trafili do kin w różnych częściach świata. Na MFF w Edynburgu w 1961 roku film otrzymał wyróżnienie, a prezentowano go także w Japonii, gdzie polski reżyser jest szczególnie wysoko ceniony. Po wielu latach właśnie w Japonii Wajda otrzymał bardzo prestiżową nagrodę "Kyoto Price", która jest japońskim odpowiednikiem Nagrody Nobla, a 340 000 dolarów, które trafiło w ręce reżysera, Wajda przeznaczył na budowę Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie.
"Wszystko na sprzedaż" (1968 r.)
W czasie realizacji filmu na planie nie zjawia się aktor kreujący główną rolę. Jego żona oraz była ukochana, a dziś partnerka reżysera starają się go odnaleźć. W trakcie poszukiwań dociera do nich wiadomość, że aktor zginął, wyskakując z pędzącego pociągu.
"Wszystko na sprzedaż" to filmowe pożegnanie Zbigniewa Cybulskiego zmarłego tragicznie w 1967 roku i artystyczny rachunek sumienia Andrzeja Wajdy. Skromny, nieco niedoceniony film po latach uznawany jest za jeden z najbardziej osobistych obrazów w dorobku Andrzeja Wajdy.
"Uważam 'Wszystko na sprzedaż' za film znakomity i wyjątkowy, żeby nie powiedzieć prekursorski (…). Ale też nie jest to - jak się mniema powszechnie - film o Zbigniewie Cybulskim i pozostawionych przez niego śladach, odciskających się w świadomości bliskich mu osób; jest to po prostu film o Andrzeju Wajdzie. Najbardziej osobisty film, jaki od czasu "Osiem i pół" powstał w kinie artystycznym. (...) Co więcej, odważę się sądzić, że pierwszą intencją Wajdy była rzeczywiście chęć zrobienia filmu o Cybulskim i że dopiero w trakcie realizacji inteligentny reżyser zorientował się, że w istocie, niechcący, robi film o sobie" – pisał po premierze legendarny polski krytyk Krzysztof Mętrak w magazynie "Film".
"Panny z Wilka" (1979 r.)
Kiedy się zastanawiam, co jest treścią opowiadania 'Panny z Wilka', myślę, że jest nią i to, i tamto, i jeszcze coś innego. I to jest właśnie precyzyjna odpowiedź. Jakaś cienka nitka łączy nas z tym opowiadaniem, jakbyśmy w sobie odgrzebywali coś dawnego, coś z dzieciństwa, coś lepszego, coś piękniejszego. W 'Pannach z Wilka' pojawia się świat wartości. Te kobiety wiedzą dokładnie, czego nie wolno im przekroczyć. Ale wyrażenie tego na ekranie nie było łatwe" – wspominał po latach Andrzej Wajda.
Adaptacja opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza jest jednym z najbardziej intymnych filmów w dorobku polskiego mistrza. Historia Wiktora, który po 15 latach przyjeżdża do dworku w Wilku, by tu spotkać ludzi, którzy na zawsze zostawili ślad w jego pamięci, to refleksja na temat przemijania, utraconej miłości i ludzkiej pamięci. Opowieść o nostalgicznej podróży do przeszłości miała w sobie uniwersalną siłę: zawieszona między Czechowem, Proustem i "Tam gdzie rosną poziomki" Bergmana przyniosła Wajdzie nominację był do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 1980 roku.
"Wystarczy śpiew ptaka (tu, jak często w Polsce, wilgi), o którym nie wie się, czy otwiera, czy też zamyka drzwi do nadziei. (...) To jest smutne, piękne, poetyczne. Tak, poetyczne. W znaczeniu dziś kwestionowanym, ale niezastąpionym, pochodzącym od tego pięknego słowa: poezja" - pisał Claude Mauriac z francuskiego magazynu "V.S.D." (Paryż, 31 V 1979).
"Dyrygent" (1979 r.)
Kiedy poproszono Ingmara Bergmana, by sporządził listę jedenastu filmów, które zrobiły na nim największe wrażenie, szwedzki mistrz na drugim miejscu wymienił "Dyrygenta" Andrzeja Wajdy. Film ten znacznie lepiej przyjęto za granicą niż w kraju. Gwiazdorsko obsadzony "Dyrygent", w którym Krystynie Jandzie partnerował John Gielgud, zdobył nagrody na festiwalach w San Sebastian i Santander, a Andrzej Seweryn za swą drugoplanową kreację otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia podczas Berlinale 1980 roku.
"Dyrygent" to opowieść o Marcie, skrzypaczce, która na stypendium w Stanach Zjednoczonych spotyka Johna Lasockiego - światowej sławy dyrygenta, który był niegdyś wielką miłością jej matki. Wstrząs spowodowany spotkaniem z Martą budzi u starego mistrza pragnienie powrotu do przeszłości. Lasocki zrywa kontrakty, nie dba o terminy i zawarte wcześniej zobowiązania. Przyjeżdża do Polski, do prowincjonalnego miasta, gdzie urodził się przed siedemdziesięciu kilku laty. Chce tu poprowadzić V Symfonię Beethovena, którą wykona miejscowa orkiestra. Jej dyrektorem jest jednak mąż Marty - ambitny i nieco zagubiony Adam. Między trójką bohaterów rozgrywa się dramat niespełnienia, tęsknoty i ambicji.
"Czekaliśmy wtedy wszyscy w Polsce na jakiś cud, zmęczeni i zagubieni w codziennej szarpaninie, marzył się nam jakiś autorytet, oczywiście zagraniczny, naturalnie z Zachodu. Jakiś nasz rodak, na przykład dyrygent o światowej sławie, który po latach, dla kaprysu, z sentymentu odwiedza rodzinne niewielkie miasto, aby dać w nim swój jubileuszowy koncert. Tak to akcja naszego 'Dyrygenta' przeniosła się do małego miasta, gdzie władza ma zawsze wielkie ambicje i umie je realizować wszystkimi dostępnymi środkami"– wspominał po latach Andrzej Wajda.
"Człowiek z marmuru"(1976 r.)
"Było poczucie, że to jest dla Andrzeja film niezwykle istotny Ja tego poczucia zacząłem nabierać w trakcie filmu. Nie będę oszukiwał, że od początku wiedziałem, jak ważną rzecz robimy. Z mojego punktu widzenia była to – oglądana od strony ludzkiej – historia bohatera, i to mnie szczególnie zajmowało. Zachowania Mateusza w różnych okolicznościach, które spadają na niego, otaczają go Bardziej interesował mnie człowiek, którego grałem, niż wymowa filmu. Nie chcę oszukiwać, że z jakimś głębokim poczuciem misji harowałem nad jednym z najważniejszych filmów PRL-u. Tak nie było" – opowiadał Jerzy Radziwiłowicz Łukaszowi Maciejewskiemu w wywiadzie-rzece "Wszystko jest lekko dziwne".
W "Człowieku z marmuru" Radziwiłowicz wcielał się w Mateusza Birkuta, przodownika pracy, którego losy z lat 50. śledziła telewizyjna dokumentalistka. Opowieść o rozczarowaniu systemem i zniewoleniu umysłów przyniosła Andrzejowi Wajdzie nagrodę krytyków festiwalu w Cannes, a dla Jerzego Radziwiłowicza i Krystyny Jandy "Człowiek z marmuru" był wielkim aktorskim przełomem.
Gdy obraz Wajdy wbrew zakazowi komunistycznych polityków zaprezentowano na festiwalu w Cannes, film otrzymał nagrodę dziennikarzy, jedyną jaką mógł otrzymać jako pozakonkursowa produkcja.
"Człowiek z żelaza" (1981 r.)
"Zaczęliśmy zdjęcia w grudniu chyba, a strajk się skończył 31 sierpnia. Napisać scenariusz, przygotować produkcję, zorganizować film cały, zdążyć go zrobić i pojechać z nim w maju następnego roku do Cannes, do konkursu? Wyjątkowy ekspres." – tak opisywał prace nad filmem Jerzy Radziwiłowicz w swym wywiadzie-rzece.
"Człowiek z żelaza", filmowa opowieść o strajkach, Solidarności i moralnych wyborach, przed którymi stawać muszą Polacy znajdujący się w przełomowym historycznym momencie, odbiła się szerokim echem na całym świecie. W 1981 roku Andrzej Wajda otrzymał za niego Złotą Palmę festiwalu w Cannes, a rok później – nominacje do Oscara i francuskiego Cezara.
"Przykład Andrzeja Wajdy przypomina nam, twórcom filmowym, że czasem historia może wystawić naszą odwagę na niespodziewaną i poważną próbę, że widzowie mogą oczekiwać od nas podniesienia na duchu, że możemy stanąć przed koniecznością zaryzykowania kariery w obronie godności naszych społeczeństw" – pisał po latach Steven Spielberg, popierając kandydaturę Wajdy do Oscara za całokształt twórczości.
"Danton" (1982 r.)
Od początku swej kariery był we Francji bardzo ceniony. Jego filmy wyróżniono nagrodą Francuskiej Akademii Filmowej, Cezarami i nagradzano podczas festiwalu w Cannes. W 1982 roku Wajda otrzymał we Francji tytuł Kawalera Legii Honorowej, a dziewiętnaście lat później został Komandorem Legii Honorowej Republiki Francuskiej.
To właśnie nad Loarą zrealizował jeden ze swoich najlepszych filmów. "Danton" powstawał na zamówienie legendarnej francuskiej wytwórni Gaumont i początkowo miał być robiony w Polsce. Kiedy jednak w grudniu 1981 roku wprowadzony został stan wojenny, projekt przeniesiono do Paryża.
Opowieść o rewolucyjnej Francji, na której ulicach szaleje terror, była w rzeczywistości zawoalowanym obrazem polskich przemian i namysłem nad istotą polityki. Spór Dantona i Robespierre’a na ekranie ożywał dzięki brawurowym kreacjom Gerarda Depardieu i Wojciecha Pszoniaka.
Przygotowując się do swej roli, Depardieu przyjechał zresztą to Polski, aby zobaczyć, jak wygląda rewolucja. "Chciałem, aby Depardieu zobaczył twarz Rewolucji - nieludzko zmęczoną, z oczami, które szeroko otwarte zapadają nagle w sen, który się nigdy nie ziści. Depardieu wprowadzony przez Krystynę Zachwatowicz stał dłuższą chwilę w korytarzu Regionu Mazowsze, przez który przewalały się tłumy ludzi i gdzie tworzyła się historia tych dni... Nie było ani takich słów, ani takiego reżysera, który mógłby lepiej wprowadzić aktora w temat mojego nowego filmu" – mówił po latach Andrzej Wajda.
Źródła: Filmweb, Filmpolski, "Film", oficjalna strona Andrzeja Wajdy, "Wszystko jest lekko dziwne", Łukasz Maciejewski, Jerzy Radziwiłowicz, Wielka Litera, Warszawa 2012. opr. BS. 28.05.2013.