"Strange Years #1: Jesień"
Postapo po polsku. Artur Kurasiński wymyślił świat, w którym zamach na WTC nie był pojedynczym zamachem terrorystycznym. W takim uniwersum Michał Śledziński stworzył fabułę przygodową. Ludzkość mieszka w odosobnionych osiedlach, a pustynie kryją różne tajemnice. Dwóch młodych kurierów na rowerach ma do wykonania misję, która dość nieoczekiwanie może zmienić nie tylko ich życie. Papierowe wydanie komiksu zostało w spektakularny sposób sfinansowane społecznościowo, choć cały album był wcześniej dostępny za darmo online. "Jesień" to pierwszy tom z planowanej tetralogii. Na razie Śledziński dopiero zawiązuje akcję i wprowadza w świat. Na razie więcej jest niewiadomych. Choć to, co zostało pokazane, jest bardzo obiecujące, to jest też na tyle skąpe, że pozostawia zbyt dużo niedosytu. Niemniej jednak to udane otwarcie cyklu. "Jesień" jest oczywiście komiksem gatunkowym, ale zrealizowanym sprawnie i oryginalnie w ramach konwencji. Albumem tym Śledziński wraca do bardziej realistycznej kreski i pokazuje, że w tej stylistyce również czuje się świetnie. Rysunki są dynamicznie, a sama kreska swobodna. Nie tylko dla fanów postapokalipsy.
"Wróć do mnie, jeszcze raz"
Autobiograficzna historia o miłości i alkoholizmie, która przełamuje tabu w polskim komiksie, jakim jest mówienie o sobie. Rok 2015 przyniósł zmianę jakościową i autorzy sięgnęli po własne doświadczenia. W przypływie takich werystycznych fabuł album Bartka Sztybora (scenariusz) i Wojtka Stefańca (rysunki) jest falą wyjątkową. Komiks zaczyna się wyliczeniem substancji psychoaktywnych. Po każdej bohater ma inny sen. Pojawia się klaun, para uprawiająca seks, leci też piłka, którą odbija bejsbolista. Czytelnik musi zapamiętać wizje, bo są znaczące dla rozwoju fabuły. Sztybor przetyka sny epizodami z barów i fragmentami kłótni z ukochaną. Jawa zostaje zmieszana ze snem w organiczną jedność. W tym zlepku stanów łatwo się zgubić. Pointa jest wymowna, ale Sztybor zdaje się nie stawiać nią jednej kropki, ale trzy. Powierzenie zilustrowania tego scenariusza Wojtkowi Stefańcowi było strzałem w dziesiątkę. Graficznie album zachwyca swobodą artystyczną, warsztatem komiksowym i plastycznym oraz łatwością stosowania różnych technik, które zostały świetnie skorelowane z treścią. Grafiki Stefańca dobudowują liczne konteksty i tło społeczno-kulturowe do indywidualnych wizji Sztybora. Czasem jest to nawiązanie na poziomie artystycznym, innym razem fabularnie. Najlepszy polski komiks, jaki wydano w 2015 roku. Każdy powinien go znać.
"Przebiegłe dochodzenie Ottona i Watsona: Esencja. Romantyzm"
Absolutna klasyka polskiego komiksu. Zbiorcze wydanie dwóch pierwszych i jedynych opublikowanych tomów serii "Przebiegłe dochodzenie Ottona i Watsona" autorstwa Grzegorza Janusza (scenariusz) i Krzysztofa Gawronkiewicza (rysunki). Część pierwsza, zatytułowana "Esencja", powstała na konkurs telewizji Arte i wydawnictwa Glenat, który wygrała. Francuzi zamówili i wydali także drugi tom, "Romantyzm", ale sprzedaż nie zachwyciła tego komercyjnego wydawnictwa i seria została skasowana. Scenariusz trzeciej części, zatytułowanej roboczo "Antyromantyzm" ma być napisany, jest też pomysł na następny album. Niestety na premierę kolejnej części raczej nie zanosi się szybko (a dwójka ukazała się przed ośmioma laty). "Esencja" to kryminał filozoficzny. Otto jest detektywem, w pracy pomaga mu szczur Watson. W kolejnym zleceniu mają rozwikłać zagadkę śmierci przypadkowych osób, które po zgonie mają niebieskie oczy. Fabuła to popis rzemiosła i erudycji Janusza. Komiks w oczywisty sposób nawiązuje do historii powieści detektywistycznej, trawestuje motywy, posługuje się kliszami gatunkowymi. Jednocześnie jest to zawoalowany traktat o sztuce i życiu, który najeżono odniesieniami literackimi. W "Romantyzmie" sprawa jest wagi państwowej, bo władze chcą wskrzesić wieszczów. Tym razem Janusz dyskutuje z recepcją polskiego romantyzmu, mesjanizmu czy sztuki na usługach państwa. Znów jest to mistrzowski popis, choć komiksowi brakuje niezobowiązującej lekkości pierwszego tomu. Akcja obu albumów osadzona jest w Warszawie, a rysownik z pietyzmem oddał jej topografię i architekturę. Graficznie komiks także wypada rewelacyjnie, bo Gawronkiewicz świetnie czuje medium, rysuje stylowo i warsztatowo, potrafi też zaskoczyć efektownym kadrem. Nie tylko dla ceniących wymagające pozycje w górnej półki.
"Krzesło w piekle"
Monumentalna antologia, która dobitnie pokazuje, że Krzysztof Gawronkiewicz jest artystą wybitnym. Zebrano w niej bardzo przekrojowy materiał (ponad 300 stron!), który jest świadectwem poszukiwań i rozwoju, wszechstronności i pracowitości tego twórcy komiksów. W antologii pokazano prawie wszystko, co rysował Gawronkiewicz. Są jego wczesne, także autorskie, krótsze komiksy. Są plansze, alternatywne wersje okładek jego największych i najgłośniejszych dzieł jak "Mikropolis" (scenariusz Dennis Wojda), "Achtung Zelig!" (sc. Krystian Rosenberg) czy "Przebiegłe dochodzenie Ottona i Watsona" (sc. Grzegorz Janusz), a także legendarnych w fandomie tytułów jak "Burza" (sc. Maciej Parowski) i "Tabula rasa" (sc. Wojda). Świetnym pomysłem wydawcy jest układ, który opiera się jednocześnie na formie (ilustracja, krótkie komiksy), nazwisku scenarzysty i tytule komiksu. Dzięki takiej trójdzielnej segregacji materiału powstają spójne rozdziały, które są wyczerpujące dla prezentowanego zagadnienia. Oczywiście "Krzesło w piekle" nie jest stricte komiksem do czytania. To bardziej album do oglądania. A jest na co patrzeć, bo Gawronkiewicz rysuje bardzo stylowo, potrafi zmieniać kreskę (szukając stylu do "Mikropolis", jako praworęczny rysownik, zaczął tworzyć koncepty postaci lewą ręką…), jest świetny warsztatowo. Ta antologia pozwala nie tylko prześledzić, jak ewoluowało rysowanie Gawrownkiewicza, ale i jak on sam zmieniał swoje rysunki na potrzeby różnych projektów, zachowując jednocześnie swój charakterystyczny sznyt. Dla lubiących albumy ze sztuką. Wydaniu antologii towarzyszy też cykl wystaw w całej Polsce, na których prezentowane są prace z "Krzesła w piekle".
"Monografia. Grzegorz Rosiński"
To oczywiście nie komiks, ale Patrick Gaumer, wspierany przez Piotra Rosińskiego, stworzył rzecz absolutnie unikatową i monumentalną. Grzegorz Rosiński jest najbardziej znanym na świecie polskim rysownikiem komiksów. Artysta wyemigrował na przełomie lat 70. i 80. XX wieku do Belgii, od lat mieszka w Szwajcarii. Jest współtwórcą europejskich bestsellerów jak seria "Thorgal" (scenariusz Jean Van Hamme, Yves Sente), trylogia "Szninkiel" (sc. Van Hamme) , dylogia "Zemsta hrabiego Skarbka" (sc. Sente), a w Polsce narysował między innymi kultowego "Kapitana Żbika". To są fakty, które kojarzy większość osób. Monografia pokazuje Rosińskiego zupełnie nieznanego. Artysta otwiera się w wywiadach przed Gaumerem. Opowiada o życiu, rodzinie, studiach, emigracji, pracy, sławie. Zdradza kulisy powstawania komiksów, negocjacje z wydawcami. Wywiady napisane są ze swadą, czyta się je z zapartym tchem. Jednocześnie monografia jest skarbnicą dokumentów i grafik. Można poczytać korespondencję ze stawkami za planszę "Thorgala" lub uwagi scenarzysty do gotowej planszy. Rosiński pokazuje także swoje archiwa, które będą zaskoczeniem, bo jego prace niekomiksowe: ilustracje i obrazy są praktycznie nieznane. Oczywiście monografii można zarzucić zbytnią nabożność, bo Gaumer nie ma zamiaru zadawać niewygodnych pytań. Paradoksalnie to jednak świetnie, bo to miał być pomnik. I jest. Dla każdego zainteresowanego prywatnością artysty.
"Malutki Lisek i Wielki Dzik. Tam"
Wzruszająca i mądra, pięknie narysowana i opowiedziana historia o przyjaźni, odpowiedzialności za drugiego i poskramianiu własnego ego. Berenika Kołomycka za pomocą prostych środków opowiedziała o trudnych sprawach. Komiks został nagrodzony w konkursie im. Janusza Christy i jest adresowany do dzieci. Bohaterami są tytułowe zwierzątka. Lisek mieszka sam pod drzewem i dobrze mu z tym. Pewnego dnia pojawia się Dzik i wszystko się zmienia. Początkowa niechęć powoli i z pewnymi perturbacjami przeradza się wielką przyjaźń. Zoomorficzni bohaterowie są oczywiście kostiumem. Fabuła skupia się na emocjach i relacjach czysto ludzkich. Kołomycka jest zarówno dosłowna, jak i metaforyczna w mówieniu o tym, co ważne w życiu. Graficznie komiks robi ogromne wrażenie. Uproszczona kreska, stonowana paleta barw i niesamowita ekspresja rysunków (rewelacyjnie wypada też kompozycja plansz) sprawiają, że album jest bardzo estetyczny i efektowny. Autorka pracuje już nad dwoma kolejnymi komiksami o Lisku i Dziku. Komiks bardziej przypadnie do gustu maluszkom.